Artykuły

"Wszystkie spektakle zarezerwowane"

Ten aluzyjny tytuł - jasny zwłaszcza dla widzów wyświetlanego cichcem w warszawskich kinach filmu Robotnicy 80 - kryje przedstawienie z wielu względów szczególne. Jest ono w istocie wieczorem poetyckim, jako że jego kanwę, a zarazem podstawę scenariusza stanowią wiersze, ale szczęśliwie wykracza poza schematyczne ramy mniej lub bardziej zręcznej "składanki". Przede wszystkim dlatego, że już sam materiał literacki - teksty poetów tzw. "pokolenia 68" - został dobrany umiejętnie i zamknięty w celową, dość spójną myślowo całość. Tekstów jest w sumie kilkadziesiąt, autorzy prezentują różne stopnie umiejętności, poetyki są odmienne, a przecież można im przypisać wspólne credo wyjęte z wiersza Ryszarda Krynickiego:

Spróbuję zacząć od siebie:

nie wiem, czy już znam

prawdę,

wiem, że nie chcę kłamać.

Słowa te, jako wyraz pewnej postawy człowieka i twórcy wobec otaczającej rzeczywistości, ujawniają swój sens dopiero w kontekście bodaj najistotniejszego motywu prezentowanej na dużej scenie Powszechnego poezji - motywu świadectwa codzienności, potocznego życia lat pomiędzy Marcem a Sierpniem. A dokładniej mówiąc - świadectwa prawdy najnowszej historii.

Obejmuje ono tutaj bardzo szeroką skalę obserwacji i spostrzeżeń sygnalizowanych często tylko poprzez aluzję i niedopowiedzenie, a przecież łatwo rozpoznawalnych. Od polityki społecznej i gospodarczej, od propagandy znaczonej hasłami w rodzaju "budujemy drugą Polskę" po symptomy, polskiej stabilizacji i "konsumpcyjnego" stylu życia z fiatem 126p jako marzeniem milionów przeciętnych obywateli na czele... Wiersze Stanisława Barańczaka, Lecha Dymarskiego, Krzysztofa Karaska, Jana Kelusa, Juliana Kornhausera, Ewy Lipskiej, Leszka A. Moczulskiego, Jana Polkowskiego, Piotra Wojciechowskiego i Adama Zagajewskiego układają się w dramatyczne kalendarium doświadczeń polskiego społeczeństwa w okresie kilkunastu minionych lat, a zarazem w gorzki rachunek niepowodzeń i krzywd. Rachunek wystawiony na dobrą sprawę nie tylko prominentom i przywódcom, ale całemu społeczeństwu jako takiemu: oskarża się je o atrofię woli i konformizm oraz zanik instynktu moralnego. To zaś, co wydaje się budzić największy niepokój autorów, a za nimi i realizatorów spektaklu to stan polskich dusz i umysłów, a zarazem pewne nieodwracalne przemiany, wręcz deformacje społecznych zachowań.

Naprzód są plany potem

sprawozdania

Oto jakim językiem

umiemy się porozumiewać

Wszystko musi być

przewidziane

O wszystkim trzeba

później opowiedzieć.

To, co zdarza się naprawdę

nie zwraca niczyjej uwagi.

(Adam Zagajewski)

I chyba przede wszystkim ten właśnie ton żarliwego niepokoju sprawia, że wobec przedstawienia trudno pozostać obojętnym.

Tym bardziej że wszystko, o czym się w nim mówi, znalazło niebanalny kształt sceniczny. Przywodzi on, notabene, na myśl jedną z wcześniejszych premier Teatru Powszechnego -- Teatru osobnego i Donosów rzeczywistości Białoszewskiego w reżyserii Ryszarda Majora. Przy czym skojarzenie to powoduje nie łudzące podobieństwo rozwiązań czy wręcz naśladownictwo, lecz wspólna obu spektaklom zasada teatralizacji słowa poetyckiego. Reżyserka Elżbieta Bukowińska i zespół zrobili wiele, by różnorodny, mimo wspólnoty pokoleniowych doświadczeń., materiał literacki dał poprzez ową teatralizację widowisko o własnej scenicznej logice, napięciach i rytmach. Udało się zbudować teatralną akcję, w której słowo zajmuje; miejsce najistotniejsze, a zaskakująco chwilami oryginalna partytura działań scenicznych wykonawców wzbogaca je w znaczenia i podteksty.

Owa partytura, dodajmy, nie ma charakteru ilustracyjnego. Wprost przeciwnie: zderzenia sytuacji, reakcji, gestów partnerów budowane są najczęściej na zasadzie asocjacji i kontrapunktu. Ich tło jest bardzo oszczędne i niezmienne mimo pewnych modyfikacji przestrzeni uzyskanych poprzez zmiany oświetlenia. Wysłana czarnym aksamitem scena mieści jeden tylko właściwie element dekoracji - niemal sięgające stropu, nadnaturalnej wielkości krzesło. W kilku sekwencjach wieczoru służy ono za teren gry, aktorzy wdrapują się na nie za pomocą dostawionych po bokach drabin. Stąd właśnie, z wysokości, wygłasza kapitalną przemowę-kwintesencję stylu oficjalnego - Jan T. Stanisławski (Nasze lokomotywy Dymarskiego), stąd także Joanna Żółkowska każe widowni wierzyć w prawdy mass-mediów i nowo-mowy (NN wysłuchuje pogadanki radiowej Barańczaka, Bajeczka Kornhausera, Studium ornitologiczne Karaska).

Uzupełniają tę scenerię, jakby ostentacyjnie widoczne, mikrofony oraz siedzący w głębi sceny dwaj muzycy, którzy akompaniują na gitarach klasycznych w kilku świetnych zresztą songach. Po wykonaniu ostatniego punktu wieczoru, po wyśpiewanej przez cały zespół Pieśni Moczulskiego aktorzy występujący w codziennych, prywatnych ubraniach rozchodzą się zabierając ze sobą drabiny i muzyczny sprzęt.

Cały zespół występuje w przedstawieniu jako zbiorowość. Nie przypadkiem program wieczoru - bardzo zresztą dobrze zredagowany i opracowany graficznie -- podaje tylko nazwiska wykonawców. Znaleźli się wśród nich oprócz dotąd wymienionych młodsi aktorzy Teatru Powszechnego: Ewa Dałkowska, Grażyna Marzec, Bogusław Augustyn, Mariusz Benoit, Ryszard Faron, Zbigniew Grusznic, Olgierd Łukaszewicz, Krzysztof Majchrzak, Andrzej Piszczatowski, Maciej Szary.

Ta obsada wieczoru, w którym mówi się słowami poetów "pokolenia 68" okazała się i trafna, i znacząca. Nie tylko dlatego, że mogliśmy się przekonać, iż są to wykonawcy, którzy podają współczesną poezję ze świadomością jej żarliwego i bezkompromisowego tonu, ale i dlatego, że dzięki ich nie pozorowanej młodości wieczór ten rzeczywiście brzmi niczym głos pokolenia. Inna rzecz, iż czekaliśmy nań długo. Teka poezji "pokolenia 68" pojawiła się w Teatrze Powszechnym po raz pierwszy jesienią 1975. Do realizacji przedstawienia muzycznego pt. Dyskoteka poetów w reżyserii Jerzego Kronholda nie doszło wówczas z powodu braku zgody władz. Dopiero dzisiaj teatr mógł sięgnąć po ten sarn zbiór, powiększony o utwory napisane w minionym pięcioleciu. Znalazł się w nim i ten wstrząsający wiersz Stanisława Barańczaka:

Skoro już musisz krzyczeć,

rób to cicho

(ściany mają uszy),

skoro już musisz się kochać,

zgaś światło

(sąsiad ma lornetkę),

skoro już musisz mieszkać,

nie zamykaj drzwi

(władza ma nakaz),

skoro już musisz cierpieć, rób

to we własnym domu

(życie ma swoje prawa),

skoro już musisz żyć, ogranicz

się we wszystkim (wszystko ma swoje granice)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji