Artykuły

Nadchodzi Michał Borczuch. Dwudniowe "Co chcecie albo Wieczór Trzech Króli" Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu na XIV Festiwalu Szekspirowskim

"Co chcecie albo Wieczór Trzech Króli" Teatru im. Kochanowskiego w Opolu na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej.

Po dwóch słabych i niepotrzebnych przedstawieniach propozycja z Opola, choć niewolna od słabości i niekonsekwencji, okazała się wydarzeniem pierwszych dwóch dni Festiwalu.

Rocznik '79, absolwent Wydziału Grafiki w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie oraz Wydziału Reżyserii w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Jeszcze na studiach asystował Kazimierzowi Kutzowi przy "Pieszo", w 2006 roku w Theater an der Wien asystował Krystianowi Lupie przy realizacji "Czarodziejskiego fletu", a debiutował jako samodzielny reżyser "KOMPOnentami" Małgorzaty Owsianej (2005); związany najdłużej ze Starym Teatrem w Krakowie, w zeszłym roku zrobił "Portret Doriana Graya" w TR Warszawa, 27 marca 2010 miała premierę jego pierwsza inscenizacja Szekspira. Nominowany do ubiegłorocznych "Paszportów Polityki" Michał Borczuch udowadnia, że nie tylko w teatrze ważniejsze jest "jak", a nie "co". Trzy godziny pojedynku z tekstem i percepcją widzów przyniosło festiwal pomysłów, które świadczą o wspaniałej bezczelności inscenizatora, który rozprawia się z przyzwyczajeniami, szuka nowych sensów i, co zaskakujące i może w tym wszystkim najważniejsze: bawi Szekspirem !

Borczuch odwrócił plany: publiczność, ok 120 osób, siedzi na trybunie ustawionej na scenie, a "komedia" rozgrywa się na widowni; zaanektowana jest cała przestrzeń łącznie z proscenium, małym orkiestronem i balkonami. Aktorzy krążą po schodach, między rzędami krzeseł, mniej lub bardziej skupiając uwagę i tworząc w praktyce nieskończoną ilość planów. Wśród elementów scenografii uwagę skupiają rozłożone kołdry i migocąca odblaskami bryła wielościanu, zawieszona pod sufitem. Całość sprawia wrażenie zbioru elementów nie pasujących do siebie, ale też umiejscowienie przez autora akcji w na pół mitycznej Ilirii daje wizjonerowi pole do popisu.

Na tym tle rozgrywa się znana intryga jednej z najpopularniejszych komedii Stratfordczyka. U wybrzeży Ilirii rozbija się statek z bliżniakami: Violą i Sebastianem. Żywioł rozdziela rodzeństwo, Viola postanawia przebrać się za mężczyznę i podjąć służbę na dworze księcia Orsino, który wykorzystuje nowego sługę jako pośrednika w skomplikowanej akcji pozyskania przychylności pięknej Olivii, w której to bezgranicznie zakochał się książę. Działania Violi przynoszą początkowo nieoczekiwany skutek - Olivia zakochuje się w listonoszu, a nie nadawcy, dodatkowo jej list opacznie odczytał sługa Malvolio, który poczuł się wybrańcem bogów i Olivii. Jeszcze kilka zwrotów akcji i komedia pomyłek kończy się prawie jak w Hollywood: książę Orsino zakochuje się z wzajemnością w Violi, a Sebastian zdobywa serce Olivii. Nikt jednak, kto uważnie śledził wydarzenia i emocje na scenie, nie wierzy do końca w tak łatwe rozwiązania.

Viola i Sebastian dzięki niespodziewanemu lądowaniu w Ilirii odnajdują nie tylko ratunek, ale nową wiedzę o swojej seksualności. Teatr elżbietański jest konstytucyjnie naznaczony płciowością, a "Wieczór Trzech Króli" jest w tym względzie szczególny. Szekspir, uwolniony z wędzidła damsko-męskich stereotypów, może współcześnie zabrać głos w tak modnej we współczesnych, dużych miastach dyskusji o nieustalonej randze i pochodzeniu płci. Nie tylko Sebastian i Viola, ale na pewno także Olivia nie będą już tacy sami jak przed spotkaniem w Ilirii. Niepokój, niepewność i niespełnienie mogą im towarzyszyć już do końca. Warto jeszcze na pewno wspomnieć przygody Malvolia, kolejnego rozbitka emocjonalnego, który zostaje odarty ze złudzeń.

Tragizm z komizmem mieszają się w rzadkich w polskim teatrze proporcjach. Borczuch jest wielkim złodziejem, bierze inspiracje i podniety skąd się da i miesza bezceremonialnie, niczym Jackson Pollock farby i kolory. Greenaway (świetne nawiązanie do "Kucharza, złodzieja..." w scenie złożenia Malvolia do prześcieradła) goniony jest przez najbardziej ograny numer ze slapstikowej komedii, czyli obrzucanie się tortami (plackami) z bitą śmietaną, punkrockowe szaleństwo na dole wypiera Warlikowskiego (tak już chyba się zakorzeniło pewne obrazowanie homoseksulaności na scenie). Bluźnierstwo przeplata witkacowskie frazowanie.

Mimo że całość jest zbyt długa ( rzecz rozpoczęła się ok. 21.00, a zakończyła po północy) i niektóre fragmenty niewiele wnoszą do ostatecznego bilansu zysków i strat (szczególnie te z druguej części), to udało się Borczuchowi uzyskać jeszcze dwa trofea. Jego wersja popularnej historii autentycznie bawi. To wielka przyjemność obserwować niczym nieskrępowaną radość grania, wykres EKG spektaklu z Opola mógłby spokojnie konkurować z szalonym obrazkiem akcji serca Jasona Stathama w filmach z serii "Adrenalina" (szczególnie cz. 2). A druga zdobycz to... Szekspir. Montaż atrakcji zaserwowany przez niezwykle utalentowanego wizjonera nie zagłusza tekstu. Mamy co najmniej kilka świetnych, kameralnych scen, w których dociera do nas niecodzienna muzyka, dla której co roku spotykamy się w Gdańsku i dla której powstaje w tym magicznym mieście nowy teatr.

Efekt ostateczny nie byłby możliwy do uzyskania, gdyby nie świetna gra opolskich aktorów. Uwagę skupiają: Aleksandra Cwen(Viola) i Judyta Paradzińska(Olivia) - uwiarygodniają skomplikowanie emocjonalne postaci i są pociągające w ukazywaniu dwóch z nieskończonej liczby rodzajów kobiecości. Beata Wnęk-Malec (Maria), Mirosław Bednarek(Sir Tobiasz Czkawka), Krzysztof Wrona( Sir Andrzej Chudogęba) i Ewa Wyszomirska (Błazen) operują konsekwetnie w okolicach baru, komentują zdarzenia, posuwają je do przodu, ale przede wszystkim świetnie się bawią, dialogując na tematy dowolne, głównie egzystencjalne, nierzadko w manierze witkacowskiej, inspirowanej używkami i metafizyczną pustką. Wisienką na torcie jest Malvolio zakochany, czyli popis Andrzeja Jakubczyka.

Michał Borczuch stworzył roztwór z rodzaju Jezus-Maryja. Gdy przeflitruje swoje wizje przez sprawniejszą machinę destylacyjną, może uzyskać trunek tak wyrafinowany, że sponiewiera ostatecznie i wyniesie autora na najwyższy poziom w polskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji