Artykuły

Upadła legenda

Tak jak to często bywa z odgrzewaną miłością, tak i powrót "Oceanu Niespokojnego" na deski chorzowskiego teatru okazał się żenującym nieporozumieniem

Szaloma miłość wymaga dość specyficznych zabiegów i zachowań. Z pewnością nie letnich uczuć i bezbarwnych kochanków. I o ile w życiu (być może!) udałoby się oszukać sąsiadów, o tyle w teatrze każdy fałszywy ton, niestety, jest widoczny jak na dłoni. Jest dokładnie tak, jak wykrzyczał kiedyś zdenerwowany Leon Schiller, gdy na próbie generalnej karabin nie wypalił: "Zacinać ma się prawo na wojnie, a nie w teatrze!".

Bóg raczy wiedzieć, co zadecydowało o takim, a nie innym obsadzeniu głównych ról. Chociaż, jak plotkowało się podczas premiery w kuluarach, podobno dyrektor Teatru Rozrywki, a zarazem reżyser "Oceanu Niespokojnego", Dariusz Miłkowski obiecał wcześniej Adamowi Szymurze rolę Króla Ubu, którą jak wiadomo zagrał (zresztą z niemałym powodzeniem) Robert Talarczyk. Rola Rezanowa miała być... rekompensatą. Wierzyć, nie wierzyć? W każdym razie, tak Rezanow w interpretacji Szymury, jak i Conchita-Matka Boska w wykonaniu Barbary Lubos-Święs nie porwali ani grą aktorską, ani śpiewem. Mówiąc wprost, byli kompletnie bez wyrazu. Doprawdy trudno pojąć, by tak sztywną i bezbarwną parę mogło połączyć jakiekolwiek żywsze uczucie, nie mówiąc o miłości "żarliwej, duchowej i zmysłowej", bo "Ocean Niespokojny" autorstwa dwóch wielkich rosyjskich artystów: A. Rybnikowa i A. Wozniesienskiego właśnie o takim uczuciu opowiada.

Pełen ukrytych znaczeń spektakl popadłby w kompletny banał, gdyby nie piękna choreografia (Julian Hasiej) i scenografia (Bogusław Cichocki). Inna rzecz, że te akurat są niemal żywcem przeniesione z poprzedniej premiery "Oceanu", która odbyła się w Rozrywce przed czterema laty (ich autorami były te same osoby).

Na uwagę zasługuje z pewnością jedna rola - Jurodiwija w wykonaniu Cezarego Jakubickiego (aktora i zarazem mima). To dzięki niemu spektakl nabiera pozawerbalnych znaczeń. Brawa zbiera też Krzysztof Respondek - Federico (podobno początkowo chciano tę rolę powierzyć Jackowi Wójcickiemu), który choć na scenie pojawia się z rzadka, to jednak wciela się w rolę romantycznego kochanka bezbłędnie i udowadnia po raz kolejny, że sukces Che Guevary nie był wcale przypadkiem.

Mądra, widowiskowa, świetna muzycznie, owiana legendą rock-opera, odnosząca sukcesy na całym świecie, w Chorzowie okazała się niewypałem. No, ale w końcu spaprać można każde, największe nawet dzieło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji