Kalendarium

8 lipca 1923

Prapremiera W małym dworku w Toruniu

Toruń, Teatr Miejski: prapremiera W małym dworku „sztuki w 3 aktach” Stanisława I. Witkiewicza w reżyserii Wacława Malinowskiego i scenografii Feliksa Krassowskiego. Spektakl zagrano 2 razy.

Mieczysław Szpakiewicz, dyrektor toruńskiego teatru początkowo zamierzał wystawić Nadobinisie i koczkodany, ostatecznie jednak zdecydował się na W małym dworku. W informacjach prasowych dyrekcja toruńskiego teatru przedstawiała tę realizację jako pracę laboratoryjną „grona artystów”, „poza oficjalnym programem”, a zarazem jako przedsiewzięcie o wielkich walorach artystycznych i dowód na ciągłe doskonalenie się zespołu („Głos Robotnika” 1923 nr 78). Zmniejszono liczbę miejsc na widowni, a bilety – oprócz lóż i trzech pierwszych rzędów parteru – sprzedawano z czterdziestoprocentową zniżką („Słowo Pomorskie”, 1923 nr 151). 

W przeddzień pierwszego przedstawienia anonsowano, że: „zespół artystów występuje z premierą sensacyjnego widowiska eksperymentalnego (...) utworu posiadającego wybitnie wysoką wartość literacką” („Słowo Pomorskie”, 1923 nr 153), natomiast w notatce zapowiadajacej drugi spektakl, który odbył się 11 lipca, pojawiły się dwa zastrzeżenia: po pierwsze bilety sprzedawano na podstawie zaproszeń wydawanych przez kancelarię teatru, po drugie oznajmiono, że „wstęp dla uczniów i młodzieży jest zabroniony" („Słowo Pomorskie”, 1923 nr 154).

W obszernej (i jedynej) recenzji, opublikowanej dwa tygodnie później, Zofia Guzowska  pisała:

„Ujrzeliśmy na scenie naszej sztukę bardzo dziwną, pełną sprzeczności i załamań, w której życie, zdarzenia, dusze i uczucia ludzkie odbijają niemal potwornie jak w wklęsłym zwierciadle. – Od dawna też zapewne nasi bywalcy teatralni nie czuli się tak jakoś zaskoczeni, skonsternowani, niepewni własnych wrażeń.

I od dawna nie słyszało się również tak różnorodnych i krańcowo sprzecznych sądów o sztuce. Jedni, (tych co prawda było bardzo niewielu) – twierdzili, że utwór to wielkiej wartości, wysoce artystyczny, głęboki, nieomal genialny, ale na czym ta „genialność” polega, nie chcieli, czy też nie umieli bliżej wyjaśnić, ograniczając się do takich tylko ogólników, że jest to „karykatura życia”. Przeważająca jednak większość publiczności – wzruszała po prostu ramionami i szeptała po kątach, że mamy chyba do czynienia z jakimś chorobliwym majaczeniem, że utwór to bez żadnego sensu, urągający zarówno wymaganiom logiki, jak i wszelkim obowiązującym zazwyczaj dla sztuki dramatycznej przepisom i kanonom artystycznym. (...)

Sztuka Witkiewicza, mimo swej dziwaczności chwilami wprost drażniącej i pewnych niedociągnięć, jest tworem niewątpliwego, wielce oryginalnego talentu i długo jeszcze będzie interesować i wywoływać dyskusje umiejącej myśleć publiczności. Wartości jej ani oryginalności nie umniejsza też wcale pewne, podświadome może zresztą podleganie przez autora wpływom Wyspiańskiego, w sposobie np. ujęcia widmowej postaci, stosunku jej do otoczenia i na odwrót.  (...)

Wykonanie dramatu Witkiewicza na scenie toruńskiej stało na poziomie prawdziwie wysokim. Zasługa to w znacznej mierze reżysera p. [Wacława] Malinowskiego, który w przygotowanie tej sztuki włożył wiele rzetelnej pracy i intuicji artystycznej. Na czoło grających, zgodnie niewątpliwie z intencją autora – wysunęła się p. Szpakiewiczowa [Michalina Jasińska-Szpakiewiczowa], która w roli widma dała kreację ujętą i przeprowadzoną doskonale. Rola to niezmiernie trudna, skutkiem bowiem swego realizmu – łatwo wywołać może wrażenie groteskowe. P. Szpakiewiczowa utrzymała się nadzwyczajnie w nastroju, wywołując każdym swym pojawieniem się, niesamowitym monotonnym głosem, płynnymi, iście widmowymi ruchami i zaświatowym zapatrzeniem się jakby niewidzących oczu – dreszcz grozy wśród wrażliwszych widzów.”

(Zofia Guzowska, „W małym dworku”. Sztuka w 3 akt. Stanisława Witkiewicza. Garść wrażeń, „Słowo Pomorskie”, 1923, nr 165; 22 lipca 1923).

Jak wspominała po latach Guzowska, autor sztuki był tak zadowolony z recenzji, że kupił kilkanaście egzemplarzy „Słowa Pomorskiego”.

Kilka miesięcy później (26 kwietnia 1924) odbyła się w Toruniu kolejna Witkacowska prapremiera: Wariat i zakonnica, w reżyserii Szpakiewicza, ze scenografią Krassowskiego. Repertuarową odwagę znowu połączono z ostrożnością: tytuł został zmieniony na Wariat i pielęgniarka, a na spektakl zabroniono wstępu młodzieży i studentom oraz... żołnierzom.

Janusz Legoń

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji