Czas akcji:
Miejsce akcji:
Druk:
Opowiadania
"Kraksa" składa się z dwóch części. W pierwszej autor snuje rozważania nad sensem i celem pracy pisarskiej. Uważa, że opisywanie historii z własnego życia czy też pisanie na aktualne tematy, dla zaspokojenia niewybrednych potrzeby rynku czytelniczego, jest niegodne prawdziwego pisarza. "Historie możliwe" - jak je nazywa - warte, według niego, prezentacji, na ogół wyłaniają się same ze stert kiczu i komercji, które na co dzień nas przytłaczają i brzydzą.
Podsumowując te dywagacje pisze: "zdarzają się jeszcze historie możliwe, w których z tuzinkowej twarzy wyziera nagle ludzkość, czyjś pech nabiera mimochodem sensu ogólnego, sąd i sprawiedliwość stają się nagle widoczne, może i łaska wyjednana przypadkiem, odbita w monoklu pijanego."
Cześć druga to właśnie taka historia, historia jeszcze możliwa. Bohaterem jej jest Alfredo Traps, czterdziestopięcioletni pracownik branży tekstylnej. Wydarzenia rozgrywają się w małym miasteczku w Szwajcarii. Gdy Alfredo przejeżdżał przez to miasteczko, samochód nagle odmówił mu posłuszeństwa. Wezwany mechanik zawyrokował, że samochodu nie da się naprawić od ręki i będzie musiał zostawić go w warsztacie do jutra. Alfredo ma co prawda możliwość powrotu do domu pociągiem, ale postanawia pozostać w miasteczku na noc, w nadziei na jakąś atrakcyjną przygodę z kobietą. Okazuje się jednak, że miejscowy hotel jest cały zarezerwowany przez zjazd hodowców drobiu i noclegu musi szukać w prywatnej willi, gdzie czasem zatrzymują się przyjezdni. Gdy Alfredo zjawia się tam, podejmuje go człowiek w podeszłym wieku i proponuje nocleg na darmo. Wieczorem zaś zaprasza go na kolację w gronie swoich starych znajomych. Traps zgadza się niechętnie, gdyż spodziewa się nudnej pogawędki starszych panów, gdy tymczasem okazuje się, że w trakcie wyjątkowo długiej i wykwintnej kolacji starsi panowie zabawiają się tak znakomicie, że Alfredo natychmiast się do nich przyłącza. Jeden z nich to emerytowany sędzia, drugi to prokurator, trzeci obrońca, a czwarty kat. Bawią się w to, co było ich głównym zajęciem przez całe życie - w sąd. Brakuje im zawsze tylko oskarżonego, dlatego od czasu do czasu przyjmują osobę poszukującą gościny i zapraszają do wspólnej zabawy, oczywiście w roli podsądnego. Gdy Traps przyjmuje zaproszenie do suto zakrapianej alkoholem zabawy, obrońca uprzedza go, że trafił na wyjątkowo przebiegłego i wnikliwego prokuratora, więc musi się mieć cały czas na baczności, bo marzeniem sądu od lat jest wymierzenie komuś kary śmierci. Pewny własnej niewinności i świadom, że to tylko zabawa Alfredo łatwo daje się podejść prokuratorowi i z detalami opowiada mu całe swoje życie, a szczególnie dokładnie jego ostatni rok, z którego jest bardzo dumny. Rok temu bowiem, ze zwykłego agenta firmy tekstylnej awansował na jej generalnego przedstawiciela. Było to możliwe dzięki temu, że stanowisko to opuścił jego poprzednik, który zmarł na zawał serca. W wyniku dalszych pytań ze strony prokuratora i kolejnych kieliszków znakomitego alkoholu Traps niemal przyznaje się do tego, że pośrednio doprowadził swego byłego zwierzchnika do śmierci. Zrozpaczony obrońca, w trakcie tych wynurzeń wyprowadza Trapsa na dwór na papierosa i tam wyjaśnia mu, że jak będzie tak dalej postępował, to nic nie uchroni go przed wyrokiem śmierci. Alfreda na chwilę ogarnia lęk przed sytuacją w jakiej się znalazł, bo przecież historia, którą opowiedział, wydarzyła się naprawdę. Mimo to, po kolejnych kilku kieliszkach, ze swadą wyjaśnia szczegóły i motywy swojego postępowania. Opowiada jak uwiódł żonę swego zwierzchnika, po czym celowo zdradził to jednemu ze swoich kolegów, w przekonaniu, że informacja ta dotrze do uszu szefa. I tak się stało. Zazdrosny mąż po wysłuchaniu doniesienia o zdradzie ukochanej żony, zmarł, na kolejny już, zawał serca.
I o to właśnie chodziło prokuratorowi. Alfredo sam przeprowadził dowód na to, że działał w złej woli, a śmierć zwierzchnika nie była jedynie dziełem przypadku. Za takie świadome postępowanie groziła w Szwajcarii kara śmierci przez powieszenie.
Teraz następuje ostatni akt niby-zabawy, która powoli zamienia się dla Alfreda w osobistą tragedię. Zaczyna on powoli rozumieć, co zrobił, jak podle i przebiegle się zachował, chcąc zostać generalnym przedstawicielem firmy tekstylnej. W trakcie mowy, którą nad ranem bełkotliwie wygłasza jego pijany obrońca, w której nieudolnie próbuje bronić swojego klienta, Alfredo przerywa mu i przyznaje się do winy. Wówczas pijany sędzia, wśród śmiechów, pisków, okrzyków radości i prób jodłowania, ogłasza wyrok, w którym skazuje Alfreda Trapsa na śmierć. Kolację kończy eksplozja butelki szampana. Kat usiłuje odprowadzić Alfreda do jego pokoju, lecz wykończony długim siedzeniem i piciem zasypia na schodach. Traps niemal pełzając sam dociera do swego pokoju. Po chwili zjawia się reszta biesiadników, by wręczyć Trapsowi, na pamiątkę wspólnej znakomitej zabawy, spisany wyrok śmierci. Po wejściu do pokoju, ku ich wielkiemu zaskoczeniu, widzą na framudze okna wiszące bez ruchu, na tle mdło srebrzystego nieba ciało Trapsa. Prokurator, z niekłamanym bólem, woła:
"Alfredo, kochany Alfredo! Coś ty też sobie na miłość boska pomyślał? Zepsułeś nam nasz najpiękniejszy wieczór!"
Ukryj streszczenie