Czas akcji: lata dziewięćdziesiąte XX wieku.
Miejsce akcji: polskie blokowisko.
Druk: "Dialog" nr 8/1995.
Dramat składa się z trzech niezależnych części. Bohaterami są nastolatkowie z blokowisk. Ich język jest ubogi i prymitywny, z upodobaniem używają wulgaryzmów.
Część 1: Horror z ojcem
Obsada: 4 role męskie, 4 role kobiece.
Paczka nastolatków po szkole spędza czas paląc papierosy i pijąc piwo. Bob opowiada jak to właśnie "walił konia" na polaku i nauczycielka zawołała go do tablicy. Zrzucają się na browar, bo u nich z kasą ciężko, tylko Bob ma pieniądze. Stary daje mu kieszonkowe w markach. Ale to właśnie on musi bardzo wcześnie być w domu. Reszta się z niego śmieje, że musi się starym meldować, że traktują go jak oseska. Bob tłumaczy im, że ojciec nie jest taki zły, pożycza mu samochód, kupił nowy sprzęt hi-fi. Ale oni i tak śmieją się, że jeszcze jest widno, a on jak dziecko idzie do domu.
Bob w domu. Matka robi mu wyrzuty, że ojciec się gniewa, bo znów spóźnił się piętnaście minut: rodzice traktują go jak dorosłego człowieka, a on zachowuje się jak dziecko, ojciec haruje, żeby on miał wszystko, a on się spóźnia, za karę nie dostanie tygodniówki. Ojciec nie odzywa się do Boba, nawet wtedy, kiedy on próbuje się tłumaczyć. Obrażony odwraca się tyłem. Wtedy Bob zarzuca mu szalik na szyję i dusząc wyciąga do garażu.
Bob wraca do kolegów pijących piwo. Są zdziwieni, że wrócił, ale się cieszą, bo on zawsze ma kasę. Stawia im kolejkę. Pytają, czy dogadał się z ojcem, on zapewnia, że ze starym ma już spokój. Koledzy zajmują się omawianiem wielkości pośladków i piersi nauczycielki, Bob siedzi milczący, po chwili mówi, że zamordował starego. Nie wierzą mu. Ma go w bagażniku, chce, żeby mu pomogli. Trzeba go gdzieś zakopać, najlepiej w lesie. Koledzy idą z nim zajrzeć do bagażnika. Wracają pod wrażeniem. Dziewczyny uciekają do domów. Fred odjeżdża z Bobem. Tom zostaje sam przy stoliku. Zastanawia się przez chwilę, po czym dzwoni na policję i opowiada o wszystkim.
Część 2: Małolaty
Obsada: 3 role męskie, 3 role kobiece.
Trzy piętnastoletnie dziewczyny ubrane wyzywająco opowiadają sobie jak "rżną się" z chłopakami. Czekają na kolegów, którzy mają przynieść coś do wypicia i ma być impreza. Jednak przychodzi tylko jeden. Łysy, w skórze i glanach. Jego kumple się zwinęli, a Adach opowiada, jak jego stary "wymusił merca od jednej baby co mu była winna szmal", a to była pułapka policji. Starego zamknęli, ale tego merca to on dostanie, bo stary mu obiecał. Adwokat ma układy, to zaraz to załatwi. Podczas opowieści Ewa przymila się do niego jak prostytutka.
Rozmawiają trzej siedemnastoletni chłopcy. Adach mówi im, że Ewka ma tam wszy, zaraziła go i on teraz musi sobie smarować. Bastek przyznaje się, że jego też. Adach jest wkurzony, że jego dziewczyna dawała koledze. Bastek go uspokaja - dawała każdemu. Pytają Rafała, czy jemu też. Potwierdza. Nie raz. Bastek stwierdza, że muszą coś zrobić z tą zdzirą i brudasicą, bo może im jeszcze "adidasa ożenić i zdechną".
Chłopcy czekają na Ewkę. Bastek dowiedział się, że takiemu jednemu też dawała. Adach jest wściekły. To była jego laska, on jej teraz pokaże. Należy jej się. Wchodzi Ewka. Pyta, czy będzie impreza. Zapewniają ją, że będzie taka, że popamięta. Adach każe jej wejść na krzesło. Gdy ona nie chce, grozi jej nożem. Wyjmują sznur, zarzucają na rurę pod sufitem i jej na szyję. Adach mówi jej, że teraz już nikogo nie zarazi. On się w niej bujał, to teraz ona się zabuja. Wykopuje spod niej krzesło. Bastek przestraszony mówi mu, że chyba przesadził. Adach twierdzi, że miał prawo to zrobić. Jego laska była, mendy miała i wszystkim dawała. Zdejmują ją. Rafał jest przestraszony, że ona nie oddycha. Adach stwierdza, że to dobrze. Ma za swoje. I płacząc wali głową o podłogę.
Część 3: Młotek do czaszeczki
Obsada: 3 role męskie, 2 role kobiece.
Osiemnastoletni Zyga i szesnastoletni Bartek siedzą pod blokiem. Zyga stwierdza, że muszą coś skombinować, bo tak nie może być, żeby nie mieli na szlugi. Bartek tłumaczy, że wczoraj od starego wziął na kino i opowiedział mu film, który widział na kasecie, to dziś już mu stary nie da. Zyga się wścieka. Mógłby małolat coś wymyślić. Przechodzi matka kolegi z klasy. Bartek się jej kłania. Ona pyta o swojego syna. Bartek odpowiada, że Antek jest u kolegi. Przegrywają kasety, bo chcą wypożyczać kasety za pół tej ceny co w osiedlowej wypożyczalni. Ona namawia Bartka, żeby ją odwiedził.
Zyga uważa, że niezła "dupa" z tej matki kolegi. Od razu widać, że chciałaby się uwieść Bartka. Bartek jest onieśmielony. Zyga śmieje się z niego, że on chyba jeszcze nigdy tego nie robił. Namawia go, żeby do niej poszedł, to się rozprawiczy. Lepsza taka "stara dupa niż małolatka". Zyga miał już parę takich starszych jak był na przepustkach z poprawczaka, to wszystko za niego zrobiły. Bartek nie wierzy. Zyga go namawia i przypomina sobie, że jej mąż jest w Stanach, to pewnie mają w domu zielone. Pyta, czy Bartek wie, gdzie je trzymają. Bartek przypomina sobie, że kumpel mu mówił, że w kaszy, kiedyś o mało nie ugotował dolarów. Zyga każe mu iść do niej i jak nie chce dmuchać, to niech chociaż puknie ją w czaszkę, to będzie z tego kupa szmalu. Da mu młotek. To lepsze narzędzie niż nóż. Zawsze łatwiej się glinom wyłgać. Bartek nie chce, Zyga go zachęca. To nic trudnego, siłę ma, to stuknie dobrze młotkiem i po wszystkim. Potem niech bierze zielone, magnetowid, radio, kasety, poszuka złota. Trzeba przetrząsnąć bieliznę i zajrzeć pod dywan i za obrazy. Sam by poszedł, ale ona go nie wpuści, a na Bartka napalona. Bartek nie chce, tłumaczy, że przecież ją zna. Zyga przekonuje go, że to dobrze, bo ona go wpuści. Nie ma się czego bać. Tylko dobrze stuknąć. To nic takiego.
Matka kolegi wpuszcza Bartka, robi mu herbatę, rozmawiają o jej synu, przestrzega go przed Zygą, bardzo jej się ten typ nie podoba. Podziwia, że Bartek jest taki wyrośnięty i umięśniony. Mierzwi mu włosy. On prosi, żeby nie mówiła Antkowi, że on tu był. Ona prosi go o to samo. Bartek chce wyjść, ona go zatrzymuje, skarży się, że nikt jej nie rozumie. Trzyma go za rękę, pyta, czy całował się z dziewczynami. Bartek ucieka. Wraca po chwili. Wali ją młotkiem w głowę, ona zakrwawiona wybiega na balkon, woła o pomoc, on z okrzykiem "ty suko" uderza jeszcze parę razy. Widzi to wiele osób. Wzywają policję.
Areszt śledczy. Policjantka po raz kolejny przesłuchuje Bartka. Nie może znaleźć motywu morderstwa. Zastanawia się, czy pokłócił się z synem ofiary, czy mu czegoś zazdrościł, czy brakowało mu czegoś w domu. Bartek za każdym razem zaprzecza. Policjantka pyta o szczegóły znajomości z Zygą. Pili z Antkiem piwo na podwórku i on się przysiadł. Tak się zakumplowali. Policjantka się dziwi. Ojciec Bartka wykłada na uniwersytecie, matka jest nauczycielką, on ma wysoki iloraz inteligencji, a zaimponował mu nędzny złodziejaszek. Nawet nie zastanowił się, że taki złodziej, a nie miał na papierosy, nie pomyślał, że to nie tak prosto kogoś zabić, dał się łatwo namówić. Bartek protestuje - nie tak łatwo. Zyga czekał na niego jak od niej wyszedł i zapytał dlaczego tego nie zrobił. To wrócił.
Policjantka uświadamia mu, że dostanie wysoki wyrok - poprawczak i więzienie. Jedenastu świadków widziało jak walił ofiarę młotkiem raz za razem. Zastanawia się cały czas nad motywem zbrodni. Nie może zrozumieć, dlaczego to zrobił. Bartek w końcu przyznaje, że się bał. Ona przypuszcza, że Zygi. Nie. Bał się, bo ona go lubiła.
Ukryj streszczenie