Czas akcji: koniec XX wieku.
Miejsce akcji: wioska w Irlandii Południowej.
Obsada: 4 role męskie i 1 rola kobieca.
Druk: "Dialog" nr 11/1999
Akcja sztuka umiejscowiona jest w małym, opuszczonym, wiejskim pubie, gdzieś w Irlandii - "w Leitrim lub Sligo" - jak pisze autor we wstępie. Do baru przychodzą mieszkańcy pobliskich farm i domów. Spotkają się, aby ponarzekać, zabawić się i oczywiście napić. Trzech z nich Jack, Jim i Brendan to zatwardziali starzy kawalerowie. Czwarty, Finbar, przywozi do baru, niedawno przybyłą w te strony, młodą kobietę. Wynajęła ona właśnie na jakiś czas opuszczony od wielu lat dom w okolicy i zamierza w nim zamieszkać. Finbar chce, żeby Valerie poznała okolicę i jej mieszkańców. Bar wydaje mu się być dobrym miejscem do takiej prezentacji. I to wszystko. Nic specjalnie się nie dzieje, nie ma wartkiej akcji, ani znaczących wydarzeń, poza tym, że od czasu do czasu ktoś wychodzi do toalety. Brendan, właściciel baru, napełnia kieliszki i szklanki swych stałych klientów, którzy pod wpływem wypitego alkoholu powoli, stopniowo nieruchomieją. Gdy uczestnicy spotkania rozchodzą się do domów, sztuka kończy się.
Najważniejsze są więc dialogi. Wystrój wnętrza starego, zniszczony pubu, wypity alkohol, wietrzna i tajemnicza atmosfera, stanowią jedynie tło dla opowieści, jakie snują bohaterowie. Opowieści zawieszonych w czasie i w przestrzeni. I choć pochodzą one sprzed kilku miesięcy lub kilkudziesięciu lat, są cały czas istotne. Wspomnienia te łączy jedno - tajemnica. Każda z opowieści jest opisem spotkania z innym światem, który, niewidoczny, funkcjonuje obok nas i od czasu do czasu mamy okazję przekonać się o tym.
Bohaterowie sztuki są całkowicie bezradni wobec czegoś, czego nie da się zrozumieć, a nie chcąc być uznanymi za "nawiedzonych", szukają logicznych uzasadnień dla dziwnych wydarzeń, jakie miały miejsce w ich życiu.
Pierwszą historię, o ścieżce wróżek, opowiada Jack. Stara wdowa mieszkała w domu, w którym od czasu do czasu słyszała pukanie do drzwi. Za drzwiami oczywiście nikt nigdy nie stał i nikt nie pukał. Gdy kiedyś, będąc w domu z córką, usłyszała pukanie nie tylko w drzwi ale i w okno, zdecydowała się zawołać księdza, by skropił drzwi święconą wodą. Wówczas pukania ustały. Legenda głosiła, że dom ów stał na ścieżce wróżek. Ścieżka prowadziła do malutkiej jaskini, do której wróżki chodziły się kąpać. Ostatni raz pukanie słyszano w czasach, gdy w okolicy budowano tamę. W krzakach znaleziono wówczas stado martwych ptaków.
Drugą historię opowiada Finbar, o tym, w jakich okolicznościach rzucił osiemnaście lat temu palenie. Pewnego wieczoru przyszła do niego rozemocjonowana sąsiadka i poprosiła o pomoc. Jej córki urządziły sobie seans spirytystyczny i jedna z nich zobaczyła, jak na schodach stoi kobieta i patrzy na nią. Dziewczyna prawie oszalała z przerażenia. Finbar zawiózł matkę dziewczynki z powrotem do domu i postanowili zadzwonić do księdza, żeby poświęcił drzwi i schody, na których zjawiła się kobieta. Ksiądz tłumaczył, że seans to bzdura, a przyczyną zdarzenia jest bujna wyobraźnia dziecka. Później jednak okazało się, że w tym samym czasie miało miejsce następujące zdarzenie: w innym domu, gdzie mieszkała dawna niańka dziewczynki, która była tak stara, że od lat nie wstawała z łóżka, znaleziono ją martwą, na dole schodów. Potknęła się i spadła. Przejęty dziwnym zbiegiem okoliczności Finbar siedział po powrocie do domu przy kominku i palił papierosa. Nagle poczuł strach tak silny, że bał się wstać i pójść do łóżka. Wydawało mu się, że coś dziwnego dzieje się na schodach. Siedział przy kominku do rana. Bał się nawet zapalić kolejnego papierosa. Gdy zrobiło się jasno, wszystko wróciło do normy i strach minął. Ale papieros, którego wypalił Finbar przy kominku, był jego ostatnim papierosem. Od tej pory nie zapalił już nigdy więcej.
Kolejną opowieścią jest historia, która spotkała Jima. Dwadzieścia lat temu został wraz z kolegą wezwany przez księdza do sąsiedniej miejscowości, aby tam wykopać grób dla jakiegoś jegomościa. Obaj byli bardzo zdziwieni takim zamówieniem. Wynagrodzenie było jednak tak wysokie, że Jim, mimo iż miał grypę i wysoką gorączką, a pogoda była fatalna, zdecydował się jechać. Kopali grób w strugach deszczu, a w kościele obok, w trumnie, leżało ciało, które mieli pochować. W pewnym momencie z kościoła przyszedł mężczyzna w garniturze i stanowczo zażądał, aby grób wykopać zupełnie gdzie indziej, niż wskazał ksiądz. Zaprowadził Jima do grobu jakiejś zmarłej dziewczynki i powiedział: "to tutaj", po czym udał się z powrotem do kościoła. Jim potraktował go jak wariata i wrócił do rozpoczętej wcześniej pracy. Niedługo po pogrzebie, gdy już wyzdrowiał, Jim zobaczył w gazecie zdjęcie człowieka, dla którego kopał owej nocy grób. Człowiek ten wyglądał zupełnie tak samo jak ten, który zjawił się nagle i zażądał zmiany miejsca grobu. Jim myślał, że to może brat bliźniak, albo ktoś z bliskiej rodziny. Kilka lat później, gdy dowiedział się, że pochowany wtedy człowiek był zboczeńcem, włosy stanęły mu dęba na głowie. Skojarzył całą sytuację i zrozumiał, dlaczego chciał on zostać pochowany w jednym grobie z małą dziewczynką.
Ostatnią historię, ku zdziwieniu zebranych, opowiedziała Valerie. Dotyczyła ona jej córki, która bardzo chciała nauczyć się pływać. Ponieważ w szkole zorganizowano właśnie kurs pływania, ojciec zawoził ją na zajęcia w każdą środę. Podczas nauki dziewczynka przeżywała dziwne stany lękowe, których niczym nie dawało się wytłumaczyć. Na zakończenie zajęć szkoła urządziła zawody pływackie, na które zaproszono rodziców. Każde z dzieci miało przepłynąć długość basenu. Valerie za późno wyszła z pracy i gdy przyjechała do szkoły dowiedziała się, że córka uderzyła głową w dno basenu i utonęła. Na pogrzebie Valerie wydawało się, że to jedynie zły sen, że jej córeczka wstanie z trumny i wszystko będzie tak jak dawniej. Gdy dotarło do niej, co się stało, popadła w apatię i przez całe miesiące z nikim nie rozmawiała. Gdy pewnego razy odebrała wreszcie dzwoniący telefon, okazało się, że była to jej zmarła córka. Mówiła, że jest u babci, ale babci nie ma, a ona się boi. Prosiła mamę, aby po nią przyjechała. Valerie natychmiast wybiegła z domu i dopiero w samochodzie uświadomiła sobie, że jej córka nie żyje od kilku miesięcy. Po tym wydarzeniu postanowiła wyjechać z Dublina, gdzie mieszkała z mężem, i przyjechała tutaj, aby wszystko dokładnie przemyśleć i uspokoić poszarpane nerwy.
Sztukę kończy znamienna wypowiedź Valerie: "Zdarzyło się cokolwiek to było... Nie mówmy już o tym. Jest mi dobrze z wami. Słucham tego, co mówicie i tak sobie myślę, że chyba jednak nie zwariowałam."
Ukryj streszczenie