Artykuły

Aktorka i kompozytor weszli do studia, i nagrali piosenki o miłości – bez picu

— „Wszystkie teksty są o miłości. Tylko o tym warto — o miłości i nienawiści, o narodzinach i śmierci. Wokół tego obraca się sztuka, po skrajnych uczuciach” — o płycie Kochaj mnie mówią Grażyna Szapołowska i Włodzimierz Kiniorski.

Grażyna Szapołowska i Włodzimierz Kiniorski mówią, m.in. o tym kto zainicjował powstanie ich wspólnej płyty pod tytułem Kochaj mnie.

Na początek to może spytam, jak Pani — bydgoszczanka — odbiera Bydgoszcz?

G.S.: Pięknie — dziecinnie i trochę smutno, sięgając pamięcią, kiedy w 20-stopniowym mrozie musiałam walczyć o życie mojej mamy. Tak więc to różnie bywało, ale zawsze mam miękkie serce dla Bydgoszczy.

Grażyna Szapołowska to w kolejności — aktorka, pisarka i wokalistka?

G.S.: Dokładnie tak...

Skąd pomysł, żeby wejść wspólnie do studia — Państwo z dwóch różnych światów artystycznych — i stworzyć płytę?

G.S.: Prowodyrem jest Janek Nowicki, który napisał pierwszy tekst, który wydawał się Włodkowi warty uwagi i potem sugestia, żebym to ja wykonała.

W.K.: Ja bym to doprecyzował. Janek napisał tekst i w jakiejś sytuacji towarzyskiej poprosił, abym napisał walczyka. Ja wówczas zapytałem, czy wie, co ja w ogóle robię. Przeczytałem cały tekst, zainspirowałem się, wziąłem gitarę i skomponowałem mu utwór. Jak Janek usłyszał tę piosenkę, to stwierdził, że Grażyna musi ją wykonać. Tak oto, w ten sposób nasze życia z Panią Grażyną się połączyły. Zachwyciłem się potencjałem Pani Grażyny i to zaowocowało płytą Kochaj mnie.

To są różne odcienie miłości?

W.K.: Można tak powiedzieć. Przyznam się, że nie lubiłem wcześniej piosenek o miłości, strasznie mnie wkurzały, bo wiedziałem, że jest duża rozbieżność wokalisty z tematem. Ale będąc już w tym „zaawansowanym” wieku, całkowicie się utożsamiam, bo wiem, że nie ma tam żadnego picu.

Jak udało się Pani namówić córkę do napisania tekstu?

G.S.: Bardzo szybko. Po prostu mieliśmy za mało tekstów do płyty i poprosiłam ją o napisanie tekstu. Włodek stwierdził, że będzie trzeba znaleźć jakiś klucz do skomponowania muzyki. Powstała piękna kołysanka, do której później został napisany tekst angielski, który nagrała moja wnuczka — Karolina. Jak ona przyszła do studia, a bardzo nie chciała, bo uważała, że to nie jej muzyka, pierwszy raz podeszła do mikrofonu i nagrała gotową wersję. Wtedy zamilkliśmy, bo stwierdziłam, że być może to ona powinna nagrać całą płytę, a nie ja, ale Włodek mnie pocieszył, że ona za to nie potrafi tak pięknie jak ja interpretować. To był bardzo piękny gest z jej strony — ja ją błagałam, a ona się łaskawie zgodziła.

Pani lubi teksty o miłości i nie wydają się one Pani niewiarygodne?

G.S.: Wszystkie teksty są o miłości. Sztuka dotyka słowo miłość w sposób bezpośredni. Tylko o tym warto — o miłości i nienawiści, o narodzinach i śmierci. Wokół tego obraca się sztuka, po skrajnych uczuciach.

A jak to się stało, że sama Pani napisała tekst do piosenki?

G.S.: To też przy okazji, po prostu zabrakło nam tekstu — siadłam i napisałam. Tak powstał tekst Nakarm myślą.

Panie Włodzimierzu — Pan pisał do tekstów muzykę czy odwrotnie?

W.K.: Do większości tak, choć w przypadku tekstu Bogdana Loebla to on poprosił mnie, żebym go zainspirował. Teraz jestem dumny, że potrafię i tak, i tak.

Jak się Państwo czuli wspólnie w studiu?

W.K.: To była świetna przygoda. Ja miałem już trochę doświadczenia teatralnego, mam kontakt z aktorami i, mniej więcej, wiedziałem, jak popilotować aktorkę. Przyjrzałem się jej ciału, jej grze i wiedziałem, w którą stronę ma to pójść. Wiedziałem, że to może iść w stronę Grace Jones — miękko i seksi. Zawsze mówię aktorkom, żeby nie starały się być lepsze niż Ella Fitzgerald. Zawsze to jest kłopot, bo wszystkie chcą śpiewać. To ma być magia słowa. W tym przypadku udało się osiągnąć to, co sobie założyliśmy.

G.S.: Włodek zabrał mnie w inną bajkę i tak się stało.

W.K.: To była wyjątkowa przygoda, bawiliśmy się świetnie. Najpierw próbowaliśmy w moim studiu, potem w malutkim studiu pod Kielcami, żeby wreszcie znaleźć się w studiu Polskiego Radia na Myśliwieckiej.

G.S.: To było jak sytuacja z pierwszym dublem w filmie — im bardziej się staramy, tym gorzej wychodzi, dopiero trzeba trzydziestego, czterdziestego, żeby wyszło, a my nie mieliśmy na to ani czasu, ani pieniędzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji