Artykuły

Realizuje się program

ZAPOWIEDZIANY przez redakcję przy komitecie budowy stacji telewizyjnej we Wrocławiu program własny dochodzi do głosu. Mam tu na myśli przede wszystkim transmitowaną ze sceny "Rozmaitości" we Wrocławiu sztukę Tymoteusza Karpowicza "Wracamy późno do domu". Miałem możność nazajutrz po obejrzeniu przedstawienia telewizyjnego obejrzeć tę sztukę bezpośrednio, chcę więc skoncentrować uwagę na tym właśnie aspekcie.

Więc najpierw kilka koniecznych uwag o samej sztuce. Jest to debiut dramaturgiczny znanego wrocławskiego pisarza i zarazem po długiej przerwie pierwsza sztuka napisana we Wrocławiu. Tematycznie ciekawo, (opinia większości widzów: coś w tym jest!) operuje przede wszystkim refleksją i nastrojami. To skrzyżowanie Szaniawskiego ze złagodzonym Sartrem daje - pomimo swej bardzo niekomunikatywnej formy - wiele do myślenia i wymaga właśnie w pierwszym rzędzie nastroju. Tego nastroju, którego pod dostatkiem znalazło się po przedstawieniu teatralnym dzięki surowej scenografii i oświetleniu, zabrakło prawie zupełnie w przedstawieniu telewizyjnym. Mogło ono najwyżej przekazać treść sztuki, zubożając ją właśnie o najmocniejszy efekt, którym jest jej nastrój. Wprawdzie dzięki szczupłości i kameralności sceny "Rozmaitości" udało się objąć kamerze większe wycinki sceny, nie wystarczyło to jednak do poprawienia odbioru. Mimo to sztuka, nawet w tak ograniczonej postaci, wywołała u telewidzów zainteresowanie, pomimo jej przesadnie dialogowego charakteru, co - jak wiadomo - nie sprzyja odbiorowi, chyba, że dialog skrzy się od dowcipu i uroku, czego jednak w żadnym wypadku nie można powiedzieć o sztuce Karpowicza.

Dla redakcji telewizyjnej jest z tego prosty wniosek, że nie wszystkie sztuki nadają się do transmisji bezpośredniej, bez odpowiedniego opracowania telewizyjnego.

Dni Wrocławia sprawiły, że miasto nasze pojawiło się po bardzo długiej przerwie znowu na ekranach telewizorów. Widzieliśmy więc otwarcie tych "Dni" na Rynku wrocławskim, ukazane kamerą filmową w sposób szablonowy i wybitnie nieciekawy, powiedziałbym zdawkowy. Chciano po prostu odnotować, że gdzieś tam w dalekim Wrocławiu, w zawrotnej odległości 180 km od Katowic i jeszcze astronomiczniejszej 350 km od stolicy leży na kresach zachodnich takie sobie miasteczko, pod względem ilości mieszkańców zajmujące trzecie miejsce w Polsce, a pod względem obszaru pierwsze, to którym tam coś wydziwiają. Przyzwyczailiśmy się - my wrocławianie, którzy dochowaliśmy temu miastu wierności od pamiętnego 10 maja 1945 - że od dziesięciu lat, gdy minęła fala zaspokojenia żądzy sensacji licznych ważnych osobistości, najpierw wicestołecznej Łodzi, a następnie stołecznej Warszawy, Wrocławiu płacił ten fakt zupełnym zapomnieniem i zaniedbaniem. Przeszło to w zwyczaj narodowy. Ten zwyczaj narodowy udzielił się nawet twórcom filmowym, którzy mieszkają we Wrocławiu i mieli tym razem znowu sposobność przedstawić z okazji Dni Wrocławia miasto nasze w jego częściowo już odbudowanym pięknie. Tej sposobności znowu nie wykorzystano, podobnie jak przy następnej transmisji czwartkowej, w czasie której widzieliśmy bezpośrednią relację telewizyjną z Rynku wrocławskiego. Występy znanego na Dolnym Śląsku zespołu Cepelii z Kłodzka i pochód żaków poprzedziła rozmowa przed kamerą znanego zbieracza śląskiego folkloru mgr Józefa Majchrzaka z wrocławskiej rozgłośni PR z nestorem Dolnoślązaków Józefem Kurzawą, dzięki któremu odgrzebano wiele polskich pieśni śląskich z zapomnienia. Przy tej sposobności pokazano bardzo nieciekawie Rynek i plac Solny.

A przecież nie jest znowu technicznie tak trudno urządzić rajd wozem transmisyjnym po Wrocławiu i pokazać w sposób ciekawy, nawet w godzinnej transmisji, nasze miasto z jego pięknymi dzielnicami, i z jego odbudowanymi fragmentami. Może nastręczałoby to wiele trudności i kłopotu, lecz transmisję taką opłaciłoby się przekazać wszystkim telewidzom Polski, wśród nich przede wszystkim tym, którzy nigdy w naszym mieście nie byli.

Z przyjemnością zanotowaliśmy fakt codziennych transmisji Wyścigu Pokoju. Choć poczynając od Wrocławia transmisje te miały ten maleńki mankament, że jeśli była wizja, to brakowało fonii, albo też odwrotnie. Były jednak takie krótkie momenty, w których spotykało się jedno z drugim i wtedy mieliśmy przebłysk satysfakcji.

Nie trzeba naraz za wiele wymagać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji