Artykuły

"Wszystko w ogrodzie"

Początek spektaklu, a także pierwsze sceny mają tonację komediową. Dominuje element gry, zabawy. Wszystko jest jakby na niby - sztuczne, nierzeczywiste. Dekoracje i ludzie. Po odsłonięciu kurtyny oczom widza ukazuje się wnętrze bardzo kolorowego domku (róż indyjski), domku skopiowanego z amerykańskich magazynów reklamowych. Na tle jego dwoje zakochanych w sobie ludzi. Ona - piękna i ponętna. On - przystojny i troskliwy. Nawet gdybyśmy bardzo chcieli, nie potrafilibyśmy na serio przejąć się ich kłopotami, tak wydają się nieistotne, błahe wobec naszych codziennych zmartwień. Bo czy to dostateczny powód, by się zadręczać, że sąsiad ma spalinową maszynę do koszenia trawników, a ja tylko ręczną, lub że nie mogę zafundować swojej żonie cieplarni, by przez cały rok miała świeże kwiaty w sypialni?

Kiedy wchodzimy dalej w tok wydarzeń, śmiejemy się rzadziej i ciszej. Uświadamiamy sobie, że ta zabawa, to pułapka na widza, że autorowi sztuki wcale nie chodzi o to, by nas bawić. Śmiech ustępuje miejsca przerażeniu, rozbawienie kończy się psychicznym wstrząsem. Ta farsa na poły komediowa, na poły makabryczna jest opowieścią o nas samych, o ludziach o podwójnym czy nawet potrójnym sumieniu, którzy sprzedają swoje uczucia, poglądy, moralność. Wysłużonymi dobrze w teatrze europejskim środkami naiwnej komedyjki a la Labiche i obnaża Albee w sposób bezlitosny główne schorzenia cywilizacji pieniądza, odsłania wyniszczające człowieka mechanizmy. Zabawa, którą ofiaruje i publiczności, ma w sobie coś z obrzędu pogrzebowego. W ostatniej scenie, po dopełnieniu przez bohaterów sztuki mordu na człowieku, który był inny, który nie chciał się dostosować, stać się jednym z nich, rozsuwają się ściany małego, zacisznego domku. Przed Jenny i Ryszardem, już pogodzonymi i zrównanymi w zbrodni, otwiera się ogród, "rajski ogród", pełen cudownych krzewów i kwiatów. Wiemy, że jest to tylko ogród złudzeń - ogród śmierci. Albee nie jest satyrykiem; jest moralistą. Chce przerażać, chce wstrząsać sumieniami. "Sądziłem zawsze - zwierzył się kiedyś w wywiadzie - że jednym z obowiązków dramatopisarza jest pokazywać ludziom, kim są i w jakim czasie żyją - co być może, pomoże im się trochę zmienić". "Czymś logicznym byłoby dla mnie, gdyby widzowie wychodząc z teatru byli przekonani, że się czegoś nauczyli, że widowisko teatralne zmusiło ich bodaj do chwili zastanowienia. Jest to moje nieśmiałe marzenie, żeby kiedyś myśleli nie tylko o tym, jak złapać taksówkę, albo jak przypomnieć sobie, gdzie zaparkowali wóz przed spektaklem".

Kiedy po przedstawieniu premierowym "Wszystko w ogrodzie" opadła kurtyna, na widowni Teatru Kameralnego przez krótką chwila, może pół minuty, może dłużej, panowała porażająca cisza, jakby spektakl wciąż trwał. Dopiero potem wybuchły oklaski. Długie, gorące. Były to oklaski dla autora za znakomity tekst. Albee jest niezrównanym mistrzem dialogu. Ma on cudowną świeżość i naturalność, nawet wtedy, kiedy przenosi treści banalne i truistyczne. Posiada rzadką u dramaturgów współczesnych konkretność i gęstość. Dłużyzny i przegadania stają się w nim niezauważalne. A może nie właśnie nadają mu barwę mowy żywej, słyszanej na ulicy, w kawiarni, w kinie.

O robocie reżyserskiej, scenograficznej, aktorskiej nie mam nic do powiedzenia poza stwierdzeniem, że była znakomita: w ogólnej koncepcji i w detalach. Dawno nie oglądałem w Krakowie tak inteligentnie i tak cienko zagranych ról jak Ryszard Marka Walczewskiego i Jenny Ewy Lassek. Świetne rzemiosło sprzęgło się tu z myśleniem. A z myśleniem nie zawsze najlepiej, nawet u doświadczonych aktorów.

Paniom, które nie lubią na scenie brutalności, które mają słabe nerwy, odradzam pójścia na to przedstawienie, mogą omdleć, ulec psychicznemu szokowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji