Artykuły

Pojedynek emocji

W ubiegłym roku Janina Niesobska "układała" tango dla wyreżyserowanego przez Filipa Bajona w Teatrze Śląskim "Tanga" Mrożka. W tym roku w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu pokazała ten poruszający zmysły taniec aż w 25 odsłonach, powtarzając pomysł przedstawienia muzycznego, jakie zrealizowała przed dwoma laty w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi.

Na spektakl "Tango, tango" składają się najpiękniejsze polskie tanga. Od słynnych przebojów naszych babek, takich jak "Ta ostatnia niedziela" czy "Czarne oczy", po hity współczesne, wybrane jednak jedynie z gatunku tzw. piosenki aktorskiej. Mamy więc takie przeboje, jak "Ogrzej mnie" - tango spopularyzowane przez Michała Bajora, czy "Ten taniec" - z repertuaru Renaty Przemyk. Nie dziwi, że w tekstach przeważa banał. Na scenie króluje wyłącznie śpiew i taniec, dominuje młodość. To doskonała propozycja na karnawałowy wieczór - lekka, łatwa i przyjemna. Pełną przyjemność psuje jednak to, że jest to spektakl nieco jednostajny. Przede wszystkim nie ma dramaturgii, która by go budowała. Są jedynie poszczególne obrazy ilustrujące zawartą w istocie tanga walkę o dominację i zgodę na uległość. Tango to pojedynek. Na pewno widowiskowy, ale przecież oparty na tych samych emocjach - oczarowania, miłości, zdrady, porzucenia, odtrącenia. Dlatego po kolejnym tangu, w jakim są owe uczucia wyrażane, niejednego widza może ogarnąć znużenie.

Od ulegnięcia temu stanowi ratują humorystyczne nutki, płynące z niektórych pastiszowych interpretacji nieco przebrzmiałych już przebojów lub zabawne, acz nie do końca zamierzone, bo wynikające z decyzji obsadowych, efekty. Ratować może także obserwowanie zmagań wykonawców z materią tańca i śpiewu. Aktorzy, którzy na co dzień specjalizują się w repertuarze dramatycznym, a nie musicalowo-muzycznym, przygotowując ten spektakl bez wątpienia stanęli przed trudnym zadaniem. Jednak chyba nie do końca mu sprostali.

Koncentrując się na liczeniu kroków i odtwarzaniu skomplikowanych układów choreograficznych, zapominają o nadaniu tańcu lekkości, świeżości, nasączeniu go ładunkiem erotyzmu, melancholii i smutku. Napięcie, jakiemu ulegają, starając się perfekcyjnie wykonać choreograficzne i wokalne zadania, jest niestety często silniejsze niż napięcie, które niesie w sobie zarówno rytm, jak i wymowa tanga. I pewnie dlatego ze sceny rzadko emanuje prawda.

Nie można jednak odmówić widowiskowości spektaklu. Spory wpływ na to ma scenografia Waldemara Zawodzińskiego, oparta na kontraście czerni i czerwieni. Atutem jest też usytuowanie na scenie zespołu muzycznego, który przygrywa "do tanga". To ładne nawiązanie do genezy tańca, który rodził się w argentyńskich tancbudach i lupanarach, a który dopiero później trafił na parkiety salonów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji