Do piachu po raz drugi
W poniedziałkowym Teatrze Telewizji, 24 września, pokazano "Do piachu" Tadeusza Różewicza - po raz pierwszy od prapremiery w Teatrze na Woli, po 11-letniej przerwie spowodowanej kombatancką nagonką. Odznaczył się w niej dziennikarz "Stolicy" pomawiający autora o zniesławienie ludowych partyzantów. W nacjonalistycznym amoku zarzucał Różewiczowi, że idzie na rękę niemieckim odwetowcom. "Achtung! Banditen!" - znamienny był tytuł tego artykułu.
Po takiej nauczce telewizja zaasekurowała się, zapraszając Jana Józefa Szczepańskiego, prof. Mieczysława Porębskiego, jak również samego autora, by poręczyli swoim autorytetem, że sztuka nie jest obrazoburcza, a Różewicz nie miał złych intencji.
Kazimierz Kutz wyreżyserował "Do piachu..." w sposób, który nie pozostawia co do tego wątpliwości. Spokojna, epicka opowieść o polskim Woyzzecku, prostaczku Walusiu, którego gubi wojna, i o tej wojnie partyzanckiej w zielonym, szumiącym lesie, o głupim paniczyku, mądrym Komendancie-ojcu i współczujących towarzyszach, i o nieuchronnym losie nieświadomej ofiary, utrzymana jest w tonie łagodnego okrucieństwa. Dzięki powściągliwej grze aktorskiej i wysmakowanym malarsko obrazom, dosadny, wręcz wulgarny język sztuki nabiera charakteru poetyckiego. Jest to poezja łagodniejsza od tej, jaką w swoich sztukach daje Genet.
To spektakl niepolitycznie mądry, znakomicie obsadzony i poprowadzony aktorsko, plastycznie i muzycznie. I byłoby dziwne, gdyby i tym razem - choć nacjonalistów nie brak - wzbudził oburzenie. Kutz nie akcentował drapieżności i wyjątkowego zła wojny, jak to uczynił w swym spektaklu Tadeusz Łomnicki. Pokazał wojnę jako jeden z wariantów losu rudzkiego, wobec którego nawet najlepsi bywają bezsilni.