Artykuły

Dublet Polskiego Teatru Dramatycznego

Polski Teatr Dramatyczny - spadkobierca romantycznych tradycji teatru II Korpusu - wystawił jednocześnie: "Displaced Person" Wiktora Budzyńskiego i "Świadka" Romana Orwida-Bulicza. W języku myśliwskim nazywa się to "dublet" - dwie sztuki od jednego strzału.

W kraju nie zdarzało się to i nie zdarza zbyt często. W rzeczywistości emigracyjnej trzeba to uważać za dokonanie niezwykłe - "dublet" do kwadratu, do sześcianu. Ujawnia ono dążenia teatru, który mimo najcięższych warunków, chce być teatrem żywym. Świadczy także, iż na przekór czarnowidztwu, niewierze w siebie, kompleksowi upośledzenia, emigrację stać na twórczość rosnącą z jej życia i służącą jej potrzebom.

Drugą komedię Budzyńskiego spotkał los nieunikniony. Namiętnie porównywano ją z poprzednią sztuką "Spotkanie", rozprawiano nad tym, która z nich jest lepsza, dzielono się na obozy o przeciwnych poglądach. Znaleźli się nawet "determiniści", którzy głosili, że druga sztuka musi być gorsza, ponieważ jest - druga.

Jestem osobiście przeświadczony, że "Displaced Person" góruje nad "Spotkaniem " zwartością i przejrzystością budowy, powściągnięciem publicystyki nie zrośniętej z akcją sceniczną. Drugą sztukę cechuje nadto wyższa ambicja w zakresie tworzenia postaci ludzkich.

W tytułowej roli D.P. Marka Wężyka porwał się Budzyński na stworzenie postaci, która wykracza poza jego ulubiony styl łagodnej karykatury, jakby karykatury perswazyjnej. Na tło obozu rodzin polskich, zagnanych dalekimi manowcami do Anglii, wprowadził przybysza z innego świata, z innego wymiaru. Pomiędzy ludzi śmiesznych i wzruszających, budzących śmiech i współczucie, zamieszał figurę ulepioną z innej gliny - mniej z obserwacji, więcej z przypomnień literackich. Wężyk, to młodszy brat Przełęckiego z "Przepióreczki" i Studenta z "Ptaka", to czaruś i czarodziej, to człowiek mimowolnie i nieuchronnie dobry, to pośrodku prozy szarej i udręczającej uskrzydlona poezja, to posłaniec miłości w świecie przyuczającym do samolubstwa - św. Franciszek po cywilnemu.

Wprowadzając taką kreację Budzyński uzyskał efekt kontrastu. Zdobył świetne narzędzie dla pogodnej i optymistycznej pedagogii społecznej, którą z zamiłowaniem i pożytkiem uprawia. Uzyskał ostry odczynnik dla innych charakterów sztuki: pod jego działaniem zmieniają się one wszystkie, rozkwitają, dochodzą do prawdy i pełni.

Sądzę, że jest to usiłowanie interesujące. Myślę również, że nie wykroczyło ono poza granicą, na której kończy się żywy człowiek, a zaczyna się martwy papier. Jeśli mimo to postać Wężyka nie była na scenie w pełnej mierze przekonywająca, płynęło to ze szczególnych trudności roli, jak i stąd, że między autorem a reżyserem nie doszło tutaj do całkowitego porozumienia.

Leopold Kielanowski, "stawiając rolę" młodemu zdolnemu aktorowi (Krajewski), przekroczył niebezpieczny styk: przesłodził ją, przepoetyzował, przeidealizował. A mogła się ona była obronić, gdyby Wężyk był dobry w sposób naturalny, gdyby mówił piękne strofy Stanisława Balińskiego w sposób równie prosty, jak ks. Buszek (z zachwycającą czystością tonu, niewolącym ciepłem odtworzony przez Karpowicza, pamiętnego kapitana ze "Spotkania") opowiada każdemu po kolei tę samą przygodę wojenną, gdyby przekonano widzów, że ten posłaniec serca przyjechał do Hope Camp koleją a nie spłynął z nieba na skrzydłach, że chodzi po ziemi jak inni, cierpi i gnie się pod ciężarem jak oni. W ujęciu, jakie widzieliśmy na premierze londyńskiej, Wężyk był bardziej bratem Studenta ze sztuki Szaniawskiego, niż Osterwy z "Przepióreczki".

Wynikła stąd artystyczna anachroniczność, a nie kontrastowość tej postaci komedii. Bo cała ona wyrosła z bystrej, wrażliwej na zewnętrzny szczegół charakterystyczny obserwacji środowisk obozowych na tej wyspie. Jest zaludniona ludźmi nieraz trochę sumarycznie zarysowanymi, ale pociągającymi przez to, że ich rozumiemy, że nas bawią i wzruszają, że bez nacisku mówią nam o naszych słabościach i bez patosu o naszej sile i powołaniu.

Są to wszystko role do grania. Aktorzy siedzą w nich jak kawalerzyści w siodłach: grają je z pasją, z osobistą satysfakcją. Bożyński dał rysunek szlachecko - inteligenckiego karierowicza prawdziwy we wszystkim: od majestatycznej tuszy do snobistycznego sygnetu, od intonacji głosu do każdego, najmniejszego gestu. Cztery figury kobiece stanowiły piękny czwórgłos: Reńska (Ewa) - ludzka, promieniejąca dojrzałą mądrością kobiecą, Sempolińska (Dyderkowa) - pełna żywiołowej vis comica, Ossowska (Hania) ujmująca wdziękiem młodości i naiwności, Iwanowska - wzorowo i przyjemnie profesjonalna jako dr med. Pajor. Profesor Chechliński Ratschki, kwatermistrz Butschera, Tworzydło Bzowskiego (mówiący niestety ludowym volapückiem scenicznym) byli przekonywający w zarysowaniu ról, w cieniowaniu szczegółów.

W całej obsadzie ani jednej pomyłki mimo że doskonała kreacja Butschera jako Cierniaka w "Spadkobiercy" mogła nasunąć pokusę by go znowu obsadzić w roli wójta spod Białowieży, prezentującego na radzie obozowej pierwotną twardość moralną, której nie zdołało naruszyć "posielenie" w Rosji. Kielanowski dał tu swoją najlepszą miarę. Wyrównał grę wszystkich, stworzył harmonijny zespół, wydobył z jego pomocą falowanie humoru i sentymentu, bolesności i uśmiechu, które stanowi o uroku, popularności i sile oddziaływania tej sztuki na szerokiego widza.

"Displaced Person" tak opracowana przez reżysera i tak zagrana przez artystów, jest bodaj w wyższym jeszcze stopniu niż "Spotkanie" wzorem teatru popularnego. Stawia przed oczy rzeczywistość życia i osądza ją. Odsłania skrzywienia i zgłasza postulaty moralne. Śmiechem wyzwala z urazów, przeczuleń, odwołuje się sentymentem do lepszych instancji człowieka.

Można powiedzieć, że jest to teatr samoleczniczy, podejmujący zadanie - jedno najbardziej pierwotnych, społecznie najbardziej ważnych i odpowiedzialnych.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji