Artykuły

Białe małżeństwo

Całą swoją twórczość traktuję równocześnie jako ciągłą polemikę ze współczesnym teatrem oraz recenzentami teatralnymi - pisał Tadeusz Różewicz. Słowa jego odnieść można i do "Białego małżeństwa". W Warszawie zrobiono z "Białego małżeństwa" niemal farsę, z kolei inscenizacja we wrocławskim Teatrze Współczesnym bliższa była dramatowi, jakim w istocie jest ta sztuka. W Teatrze Wybrzeże w Gdańsku realizatorzy poszli jeszcze dalej w tym kierunku, chociaż nie ustrzegli się nużących dłużyzn. Bogata scenografia Mariana Kołodzieja zazębiała się z równie bogatą inscenizacją. Reżyser Ryszard Major zastosował tyle symboliki w tym pastiszu, tyle zjaw sennych, walk byków, grzybobrań, korowodów rodem jakby z malarstwa Malczewskiego, że kontury przedstawienia wyraźnie się zamazują.

Bohaterkami dramatu są dwie budzące się seksualnie panienki, zmagające się ze swą biologią wśród ogarniętego seksem otoczenia. Zdaje się, że całe otoczenie ukazane jest oczyma jednej z dziewczyn - Bianki. Wszyscy w tym otoczeniu są odrażający, sprawy miłości trywializują, bagatelizując jednocześnie romantyczne poglądy dziewczyny. Ohydny jest dziadziuś-fetyszysta, ojciec-byk ganiający za wszystkimi kobietami, litość budzi matka cierpiąca męki w łóżku z niekochanym mężem. W tym obleśnym światku żyje i dojrzewa Bianka - romantyczne dziewczę marzące o miłości platonicznej, dyskutujące o złotym chramie swojej duszy, zaręczona z młodzieńcem o romantycznym imieniu Beniamin - tak samo jak: ona zagubionym w tym brudnym świecie. Dla Bianki, wychowywanej przez ojca "na chłopaka" zetknięcie się z pospolitym, przyziemnym seksem stanowi szok, boi się więc małżeństwa, w każdym mężczyźnie obsesyjnie widzi zwierzę. Nikt w tym domu nie potrafi jej wytłumaczyć czym jest miłość, małżeństwo, wszyscy są zajęci swoimi przygodami "miłosnymi", brutalnie wyśmiewając jej niepokoje.

Tomira Kowalik grająca tę rolę szczególnie w pierwszym akcie sztuki zbyt wiele demonstrowała grymasów, krzyków, przerażenia. Zastanawiam się czy nie za wielką zrobiono z niej obsesjonistkę; Znakomita była natomiast w scenie kulminacyjnej, kiedy to idzie na spotkanie swego białego, nieskonsumowanego małżeństwa. Eksponowana tu nagość podana została w sposób gustowny, powiedziałabym nawet malarski, stanowi więc element estetyczny w tym obleśnym światku. Trzeba przyznać, że reżyser uniknął jakiejkolwiek wulgarności.

Podobała mi się gra Zofii Walkiewicz. Jej Paulina była w każdym słowie celna, w dodatku aktorka ta pięknie śpiewa. Zofia Walkiewicz świetnie wydobyła praktyczno-żywiołowe podejście do życia Pauliny, jej trzeźwość i wyrachowanie.

Niewątpliwie kreację stworzył Henryk Bista w roli dziadka, jego obleśność i zabawność przeplatała się w sposób harmonijny z zadumą nad starością, śmiercią.

Cały zespół występujący na scenie grał dobrze. Ojciec (Stanisław Michalski) zademonstrował całą witalność i siłę swego aktorskiego emploi, Matka i Ciotka (Halina Słojewska, Bogusława Czosnowska) były prawdziwie komiczne w swych rozważaniach o żałobnej modzie, Andrzej Blumenfeld - powściągliwy i dyskretny.

Scenografia Mariana Kołodzieja i tym razem przyprawić mogła o zawrót głowy. Czegóż tam nie było! I karoca - łoże, i jeżdżąca sofa - koń, i harfa - konfesjonał, i figurki kopulujących amorków! Z tych plastycznych symboli można zrobić całkiem niezły bryk tej seksowno-moralitetowej opowieści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji