Artykuły

Pokusa, śmierć i odrodzenie

"Jabłko" w reż. Tomasza Dutkiewicza, koprodukcja Teatru Polskiego w Bielsku-Białej i Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Recenzja Magdaleny Żurad w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Tylko część widowni wstała z miejsc podczas końcowych oklasków po premierowym spektaklu "Jabłko". Czy to znaczy, że sztuka się nie spodobała? To nie to. Raczej wbiła widzów w fotele

Zaczyna się jak brazylijska teleno-wela. On właśnie stracił pracę i jak w piosence: "Żona go nie rozumie i od dawna ze sobą nie śpią". Ona jest pochłonięta robieniem kariery, mąż w jej oczach to już tylko nieudacznik, nie potrafi nawet wynieść śmieci. Mówią coś, ale wcale się nie słuchają. Jak to się może skończyć? Tak jak się zwykle kończy - romansem. - Ale banał! - powiedziałam.

Właśnie w tym miejscu jednak sprawy zaczynają się komplikować.

Gdy mąż jest gotów do odejścia, żona dowiaduje się, że ma raka. Co dalej? Fabuła do końca jest prosta do opowiedzenia. Ale już nie o fabułę tu chodzi, a o odcienie uczuć i emocji. Nie ma tu taniej ckliwości, przemiany, jakim ulegają bohaterowie, są powolne i nieoczywiste. Nic nie jest tylko białe i czarne. Pojawiają się pytania o nasze relacje. Kiedy jest już za późno, a kiedy można jeszcze coś uratować - siebie, uczucie... Czy trzeba fizycznego raka, żeby zlikwidować raka toczącego związek dwojga ludzi?

Paradoksalnie - nie jest to rzecz o umieraniu, ale o odrodzeniu uczucia. Stąd tytuł - "Jabłko", biblijny atrybut grzechu, ale i odwieczny symbol życia. Wątkiem przewodnim jest walka - z chorobą, z samym sobą, z namiętnością i samotnością, ale przede wszystkim walka o miłość, którą na własną rękę toczy każdy z bohaterów, by odnaleźć swoją połówkę... jabłka. Im głębiej widz wchodzi w tę uczuciową wiwisekcję, tym bardziej drastycznie brzmi suchy lekarski wykład o "przypadku medycznym", brutalnie tnący przedstawienie na kawałki.

Jedno jest pewne - każdy widz odbierze tę historię przez pryzmat własnych doświadczeń, własnej wiedzy o życiu. Stąd też reakcja premierowej widowni,

jedni poderwali się do braw, inni zastygli.Bo uczucia po zakończeniu .Jabłka" dalekie są od euforii, która każe widzowi poderwać się z miejsca.

Choć realizacja spektaklu jak najbardziej na oklaski zasługuje. Dawno już nie widziałam w rzeszowskim teatrze przedstawienia tak od początku do końca przemyślanego i konsekwentnego. Scenografia, którą stworzył reżyser Tomasz Dutkiewicz, jest bardzo oszczędna. Na scenie stoi tylko ławka, która łączy lub dzieli osoby dramatu. Jest też pomarszczona kotara, na której jak w krzywym zwierciadle widzimy postacie z innej perspektywy. Ten szczególny ekran służy również pokazaniu chwil najintymniejszych, które "zagrane" przez aktorów na scenie, mogłyby wyglądać śmiesznie, banalnie, płasko.

Dzięki poetyce krótkich filmików sceny są subtelne i piękne. Spektakl oparty jest na aktorach, reszta jest dodatkiem. Małgorzata Machowska (Evelyn) tworzy wielowymiarową postać. W każdym wcieleniu jest równie prawdziwa: jako pewna siebie żona, a potem zagubiona i przerażona kobieta, która dowiaduje się o swojej chorobie, a w końcu godzi się z przeznaczeniem. Grzegorz Pawłowski (Andy) na naszych oczach dojrzewa do głębokiego uczucia. Tylko bielska aktorka Magdalena Gera (Samantha) nie budzi większych emocji. Nie udało się jej przekonać mnie do przemiany bohaterki. Początkowy chłód zatwardziałego singla nie zamienił się w prawdziwe uczucie. Dlatego dramat jej postaci właściwie niewiele widza obchodzi.

Na zdjęciu: Magdalena Gera i Grzegorz Machowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji