Artykuły

"Droga" warta drogi!

Nie widziałem nigdy w teatrze "Drogi do Damaszku" Augusta Strindberga". Ten trzyczęściowy dramat, pisany przez siedem lat na przełomie stuleci, odstraszał realizatorów zarówno rozmiarami, jak i nierównym poziomem artystycznym. Utrwalił się pogląd, że trylogia Strindberga jest dziełem w takim samym stopniu "nieznośnym", co fascynującym.

Marcin Jarnuszkiewicz podjął się zadania niezwykle ambitnego: spróbował zaadaptować całe dzieło w taki sposób, aby ocalić jak najwięcej Strindberga z jednej strony, a jednocześnie stworzyć taki teatr, który, używając bardzo współczesnego języka, miałby szansę zainteresować utworem dzisiejszego widza. Oba zamierzenia powiodły się.

Reżyser i jednocześnie adaptator "Drogi do Damaszku", wychodząc naprzeciw surrealistycznej poetyce utworu, zaproponował oglądanie dziejów bohatera w sposób pozwalający śledzić, niczym w kolejnych zbliżeniach, historię i naturę jego szczególnej "drogi". Całość rozgrywa się w małym pokoju z podłogą, sufitem, trzema ścianami, pozbawionym jakichkolwiek, otworów, drzwi, okien czy nawet klamek albo zamków. W takiej przestrzeni, niczym duchy, pojawiają się postacie, które po odegraniu swojej sceny znikają w niewidzialny sposób.

Przedstawienie zbudowane jest bowiem z bardzo wielu krótkich scen, które niczym kadry filmowe wyświetlane są na chwilę z ciemności i w niej znikają. Obrazy, na ogół bardzo intensywne, przedzielane są momentami ciszy i uspokojenia. Publiczność ma szansę na spokojne refleksyjne oglądanie spektaklu.

Aktorzy mają bardziej utrudnione zadanie, bowiem "odnajdywanie się" szczególnie emocjonalne, na jakimś etapie roli, jest często bardzo trudne. I zamiast poczucia swoistej "drogi" w roli, odnosi się wrażenie, że ciągle się coś "zaczyna". Ale ta swoista "fragmentaryczność"okazała się niezwykle przydatna jako sposób teatralnego opowiadania o bohaterach Strindberga, a szczególnie o głównym z nich - Nieznajomym (dobra rola Wiesława Komasy).

Albowiem główną treścią przedstawienia jest próba skonstruowania bohatera mającego wszystkie cechy Strindbergowskie, który okaże się i na tyle interesujący czy niepokojący, że może przekroczyć "granice" własnego, literacko-teatralnego bytu. Może być intrygujący dla wielu, szczególnie tych, którzy zadają sobie dziś pytania o swoją "drogę" albo o swoje "miejsce". O granicę zgody na świat i na siebie w nim.

Przedstawienie Marcina Jarnuszkiewicza przynosi taki niepokój i dlatego jest ważniejsze od innych. Chodzi w nim o coś istotnego i dlatego warte jest obejrzenia. A ponieważ zrealizowane jest najprostszymi, najszlachetniejszymi środkami reżyserskimi, przyzwoicie zagrane (m.in. przez Mirosławę Dubrawską, Magdalenę Kute, Lecha Łotockiego, Jacka Różańskiego), jest oryginalne, pełne niepowtarzalnej atmosfery - przeto jest dziś jednym z naprawdę niewielu nietuzinkowych przedstawień w teatrach stolicy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji