Artykuły

Człowiek zagubiony

Surowa, ascetyczna przestrzeń tego spektaklu kojarzy się z wnętrzem pieca, w którym jak w szarym popiele tlą się iskry serc bohaterów. Bo świat w "Martwej Królewnie" Nikołaja Kolady to świat szary jak popiół.

"Martwa Królewna", której premiera odbyła się w Teatrze Polskim w sobotę, to - chciałoby się powiedzieć - opowieść o ludziach, którzy chcą miłości. Ale to obraz o maskach i ich zdejmowaniu.

Dla człowieka świat nigdy nie jest przyjazny, bo życie - taka jego natura - z zasady jest bolesne. Dlatego bardzo szybko odziewamy swoje delikatne ciała i dusze w zbroje i przywdziewamy maski - tak jest łatwiej. Bohaterowie sztuki Kolady to ludzie w maskach, stale odgrywający swoje role. Rimma (świetna Beata Bandurska) - najtragiczniejsza, bo w niej skupia się całe katharsis tego spektaklu, oczywiście najbardziej ukrywa twarz i najszczerzej ją potem objawia. Ale Maksym (Mirosław Guzowski) to też maska - najczęściej spotykana - maska układnego, mieszczańskiego życia. Maski pękają, odsłaniają piękne, bo naznaczone cierpieniem twarze: kiedy wijąca się na ziemi Nina (Małgorzata Neumann) wyje "niech ktoś się ze mną ożeni, jestem przecież ładna", kiedy Maksym chodzi nerwowym krokiem wmawiając sobie "kocham swoją żonę, kocham..." Człowiekiem bez maski jest może Witalij - prostaczek (przekonujący Piotr Kaźmierczak). Ale to okaże się dopiero wtedy, kiedy otworzy oczy i zacznie czuć.

"Martwa królewna" - Sztuka Nikołaja Kolady autora po raz pierwszy wystawionego w Polsce okazała się studium. Może trochę zbyt rozciągniętym w czasie, chwilami nudnawym, w swoich dialogach, które można by skrócić i skondensować, aby ich sedno pojawiło się szybciej było bardziej jaskrawe. Reżyser Paweł Szkotak sprowadzając wszystko do symbolu, na scenie pozostawił tylko ludzi i cień psa. Dodał dwa meble i kazał im wszystkim grać.

Gdzieś przy końcu, kiedy wiadomo było, że happy endu nie będzie, kiedy powoli narastało napięcie - dało o sobie znać lekkie usztucznienie dialogów. Kiedy Maksym - przez cały czas zdystansowany - rozmawia z Rimmą - a mówią o rzeczach najważniejszych - wydaje się jakby aktorzy siebie nie słyszeli. Nie wiadomo, czy winą jest różnica temperamentów Rimmy i Maksyma, czy Bandurskiej i Guzowskiego. Ale może tak miało być. W końcu w życiu ludzie też bardzo rzadko się słyszą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji