Artykuły

Sukces płockiej aktorki. Emily i Grażyna razem na planie

- Gram w filmach, ale też w teatrze. Niesłabnącym powodzeniem cieszy się "Klimakterium", gram też w "Bombie" w Teatrze na Woli. Co nie znaczy, że zapomniałam o płockim Teatrze Dramatycznym. Jeśli dyrektor Marek Mokrowiecki miałby dla mnie jakąś propozycję, z przyjemnością porozmawiam z nim o tym - mówi aktorka GRAŻYNA ZIELIŃSKA.

W kinach można oglądać "Wichry Kołymy", międzynarodową produkcję filmową z udziałem Grażyny Zielińskiej. - Gdy dowiedziałam się, że zagram obok wybitnej Emily Watson, sparaliżowała mnie wielka trema - uśmiecha się aktorka płockiego teatru.

Mowa o filmowej adaptacji książki "Stroma ściana", będącej zapisem wspomnień Eugenii Ginzburg - wykładowczyni na Uniwersytecie w Kazaniu, ideowej komunistki - zesłanej pod fałszywymi zarzutami do sowieckiego łagru tuż przed II wojną światową. Wspomnienia te uważa się za najważniejszy literacki zapis rzeczywistości w łagrach i stawia obok książek Warłama Szałamowa i Aleksandra Sołżenicyna. Za produkcję "Wichrów..." odpowiadają cztery kraje: Francja, Niemcy, Polska i Belgia. Reżyserką jest Holenderka Marleen Gorris mająca na koncie nominację do nagrody Złota Muszla na festiwalu filmowym w San Sebastian za "Panią Dalloway". W filmie zagrali m.in. Niemiec Ulrich Tukur ("Życie na podsłuchu", "Biała wstążka"), Brytyjczyk Ian Hart ("Backbeat", "Michael Collins"), zaś w postać głównej bohaterki wcieliła się Emily Watson. Ta Brytyjka - znana m.in. z filmów "Przełamując fale", "Hilary i Jackie" czy "Gosford Park" - uważana jest za jedną z najwybitniejszych współczesnych aktorek.

Rafał Kowalski: Jak znalazła się pani w tak doborowym towarzystwie?

Grażyna Zielińska: Zadzwoniła do mnie pani z firmy polskiego producenta Michała Szczerbica z zaproszeniem na przesłuchanie. Spotkałam się wtedy z Marleen Gorris, reżyserką, bardzo miłą starszą panią. I już w tym momencie zapaliły mi się dwie czerwone lampki. Jedna z tego powodu, że nie znam perfekcyjnie języka angielskiego. Niby potrafię się porozumieć, ale gdy dowiedziałam się, że mam wystąpić w scenach z Emily Watson, pojawiła się obawa: "Ależ ja w tej sytuacji nie wydukam ani słowa po angielsku!". Wpadłam w popłoch.

Jak udało się okiełznać tremę?

- Na szczęście dosyć szybko trochę się uspokoiłam. Najpierw dowiedziałam się, że pani Gorris ostatecznie wzięła mnie do filmu. Do tego poczułam się swojsko, gdy spotkałam na planie innych polskich aktorów. Choćby Zbyszka Zamachowskiego, z którym miałam zagrać w scenie więziennej. Ponadto przydzielony mi został młody człowiek pomagający ćwiczyć różne kwestie. Spokój nie trwał jednak długo... Gdy przenieśliśmy się do twierdzy Modlin, gdzie miały być kręcone zdjęcia więzienne, pojawił się kłopot związany ze Zbyszkiem. Okazało się, że może nie zdążyć do swojego macierzystego teatru w Warszawie. Dlatego padła propozycja, bym go zastąpiła. Wiązało się to z wypowiedzeniem dodatkowych i nowych kwestii po angielsku. Chwyciłam go za ramię, pogadałam z nim poważnie i ostatecznie dał się zatrzymać na planie.

Nie przeszkadzało pani, że ma zagrać sowiecką strażniczkę więzienną?

- Słowa "łagry", "Stalin" czy "NKWD" mogą zmrozić krew w żyłach. Moja więźniarka to jednak nie jakaś złośliwa herod-baba, z zaciętą miną i pejczem. Marleen Gorris zasugerowała, by była to kobieta z sercem. Pewnie miała świadomość, że Sowieci siłą wcielali w swoje szeregi prostych ludzi. Jedni potem wyróżniali się tępym okrucieństwem. Ale nie brakowało osób, które zachowały w sobie tę prostą wiejską dobroć. Stąd przykładowo, prowadząc Emily Watson więziennym korytarzem, pytam ją spokojnym głosem, dlaczego zrobiła to, co zrobiła. Czy nie szkoda jej rodziny i dotychczasowego życia. Cóż, gdyby Zbyszka zabrakło na planie, to właśnie mnie przypadłoby wyciąganie siłą Eugenii Ginzburg z celi. A tak jesteśmy jak dobry i zły policjant.

Jak pracuje się z tak wybitną aktorką jak Emily Watson?

- Oczywiście miałam świadomość, że chodzi o aktorkę, która stworzyła wspaniałą kreację w pięknym filmie "Przełamując fale". Jednocześnie więc ucieszyłam się i usztywniłam. Bałam się ośmieszenia przy niej... Powstały we mnie lód stopił się jednak pod wpływem jej zachowania. To nie jest rozkapryszona aktoreczka, znana tylko z tego, że jest znana. Ona ma pełne prawo do statusu gwiazdy nie tylko za to, co do tej pory osiągnęła w świecie filmu. Ale za swoje naturalne ciepło w relacjach z ludźmi. Zaimponowała mi tym, a także podejściem do roli. Z planu filmowego zapamiętam jej ogromne skupienie podczas przygotowań do każdej sceny. Emily Watson to dla mnie połączenie uśmiechu, profesjonalizmu i wielkiego talentu. I jeszcze jedno sympatyczne wspomnienie: na zakończenie zdjęć otrzymaliśmy brawa od całej ekipy.

W swojej dotychczasowej karierze miała już pani okazję pracować z aktorkami bądź aktorami podobnego formatu?

- Do tej pory nie. Choć przy okazji pobytu na planie z Emily Watson przypomniałam sobie przygodę sprzed 13 lat. Wtedy znalazłam się w ekipie Adama Hanuszkiewicza, który został zaproszony na międzynarodowy festiwal teatralny w Gruzji, by odebrać tam prestiżową nagrodę. Miałam okazję zjeść kolację z Vanessą Redgrave, bez dwóch zdań aktorką z najwyższej światowej półki. Czułam się wtedy naprawdę szczęśliwa... Ale też w rodzinnym kraju mam okazję spotykać się ze świetnymi polskimi aktorami czy reżyserami. Weźmy choćby najnowszy film z moim udziałem, zatytułowany "Milion dolarów" [kinową premierę będzie miał 3 grudnia - red.]. Jego reżyserem jest Andrzej Kondratiuk, a występują choćby Kinga Preis, Barbara Krafftówna czy Andrzej Grabowski. Skoro już jesteśmy przy aktorach z Polski, do dzisiaj nie było mi dane poznać pani Ireny Kwiatkowskiej, którą po prostu uwielbiam za jej twórczość filmową i kabaretową.

Podobno w "Milionie dolarów" gra pani osobę, która dawkuje sobie niedozwolone narkotyki. Proszę się wytłumaczyć.

- (śmiech) Cóż, w filmowym klubie emeryta, razem z kilkoma starszymi paniami, wciągamy coś przez zwinięty banknot. Ale od razu chciałabym zaznaczyć: nie stosuję czegoś takiego w prawdziwym życiu! Dość powiedzieć, że na planie musiano mnie instruować, jak to się robi.

Kiedy znów będzie okazja zobaczyć panią w premierze w macierzystym teatrze? Ostatnio wystąpiła pani jedynie w spektaklu "Klimakterium", i to gościnnie.

- Przyznaję, od kilku lat jestem na bezpłatnym urlopie. Choć słowo "urlop" nie do końca tu pasuje, bo przecież gram w filmach, ale też w teatrze. Niesłabnącym powodzeniem w Polsce cieszy się "Klimakterium", w którym występuję m.in. z Krystyną Sienkiewicz i Igą Cembrzyńską. Dodatkowo gram też w "Bombie", spektaklu Teatru na Woli. Co nie znaczy, że zapomniałam o płockim Teatrze Dramatycznym. Jeśli dyrektor Marek Mokrowiecki miałby dla mnie jakąś propozycję, z przyjemnością porozmawiam z nim o tym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji