Artykuły

Bez zakończenia

"Hamlet" w reż. Moniki Pęcikiewicz w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Jarosław Wójtowicz w "Didaskaliach-GazecieTeatralnej".

Współczesne podważanie podstawowych wyznaczników tragedii - istnienia konfliktu wysokich wartości i perspektywy religijnej - przekłada się na sposób traktowania tych problemów w teatrze. Sceniczne interpretacje dramatów Eurypidesa, Szekspira czy Wyspiańskiego często są podszyte sceptycyzmem, ironią, uwydatniają zawsze obecne w tych tekstach groteskowe tony. Takie myślenie o tragedii i tragizmie można dostrzec w "Hamlecie" zrealizowanym przez Monikę Pęcikiewicz w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Ten spektakl nie wnika głęboko ani w psychikę postaci i relacje między nimi, ani w zasady działania mechanizmów zemsty i zmiany władzy - jest próbą pokazania doświadczenia dziwaczności i śmieszności, zakorzenienia w świecie zdeformowanym i wypaczonym, z którego nie ma wyjścia.

Przedstawienie rozpoczyna się od sceny w sali królewskiej, zaaranżowanej umownie za pomocą krzeseł, spośród których wyróżnia się tron władcy - na proscenium, przed kurtyną przeciwogniową zasłaniającą pozostałą część przestrzeni gry. Kreowany świat zapełniony jest postaciami jednoznacznymi, rysowanymi grubą kreską, ale zaskakującymi. Klaudiusz (Mariusz Zaniewski), ubrany w elegancki garnitur, z wypomadowanymi włosami zaczesanymi do tyłu, sprawia wrażenie człowieka cynicznego, pewnego siebie, zdecydowanego. Gertruda (Ewa Skibińska) w zielonej garsonce, z wytapirowanym kokiem, wydaje się na pierwszy rzut oka ekscentryczną kobietą w średnim wieku. Hamlet (Michał Majnicz) w skórzanej kurtce i dżinsach i Ofelia (Anna Ilczuk), wyzywająco spoglądająca w stronę widowni, wyglądają jak para zbuntowanych nastolatków. Laertes (Jakub Giel) jest niedojrzałym chłopcem o niewinnej twarzy.

Bohaterowie siadają na krzesłach tuż przed przeciwogniową kurtyną. Klaudiusz przemawia do obecnych; kiedy zaczyna mówić o sprawie wyjazdu Laertesa, ktoś stara się wejść na proscenium przez drzwi w kurtynie - drzwi się jednak nie otwierają, zagadkowa postać przechodzi więc dokoła i wchodzi z lewej strony. Okazuje się, że to Poloniusz (Adam Cywka), wyglądem przypominający duchownego, w czarnym stroju (marynarka, koszula, spodnie) i z białą koloratką. Poloniusz zajmuje wolne krzesło i, mówiąc tonem kaznodziei (czym wywołuje śmiech widzów), przychyla się do zgody nowego króla na wyjazd Laertesa. Klaudiusz nie zgadza się z kolei na opuszczenie kraju przez Hamleta: widać, że jest niechętny bratankowi i pragnie go z jakichś przyczyn trzymać przy sobie. Relacja między nim a Hamletem opiera się na wzajemnych podejrzeniach, nieufności, może nawet pogardzie. Na niektóre pytania króla odpowiada nie Hamlet, lecz Ofelia (słowami przypisanymi przez Szekspira tytułowemu bohaterowi). Hamlet milczy. Na słowa ojczyma reaguje dopiero wówczas, gdy mowa o uczuciach matki. Gertruda staje się tu narzędziem manipulacji, której skutki wydają się łatwe do przewidzenia.

Po tej błyskotliwie zagranej scenie kurtyna podnosi się. Ukazuje się obszerna, ascetyczna przestrzeń. Przy lewej kulisie znajdują się zakręcające się spiralnie, nieużywane w przedstawieniu schody, kojarzące się z wieżą zamkową. Po prawej stronie - surowa, zamknięta, prostopadłościenna konstrukcja, w której rozgrywane są niektóre sceny (podobne rozwiązanie Pęcikiewicz zastosowała w "Onych" według "Trzech sióstr" Czechowa). Z tyłu - wielki ekran, na którym wyświetlane są projekcje wideo, zazwyczaj abstrakcyjne obrazy podkreślające aurę spektaklu. W tej wielkiej i niemal pustej przestrzeni spotyka się trójka bohaterów: Hamlet, Horacjo (Mariusz Kiljan) i niemy towarzysz tego ostatniego, Marcellus (Tomasz Lulek). Zaświatów nie ma - Duch się nie pojawia. Zamiast niego o śmierci Hamleta-ojca opowiada królewiczowi Horacjo, naoczny świadek skrytobójstwa. Jego słowa brzmią nie jak wezwanie do zemsty, ale jak ostrzeżenie przed Klaudiuszem.

Hamlet jest jednak bardzo podejrzliwy i ostrożny. To nie melancholik ani filozofujący humanista rozważający sens życia, lecz zwyczajny młody człowiek, nerwowy, wręcz choleryczny, ale niepozbawiony instynktu samozachowawczego. Wie, że będzie musiał walczyć o własne życie, działać tylko w ukryciu i z największą ostrożnością, pragnie więc najpierw dokładniej wybadać sytuację. Dlatego potrzebuje zapewnienia Horacja i Marcellusa, że o tym, o czym rozmawiali, nikomu nie powiedzą, że jeśli zauważą jego dziwne zachowanie, to niczego nie wyjawią. Hamlet może się bowiem domyślać, że Klaudiusz zamierza powtórzyć na nim zbrodnię popełnioną na jego ojcu.

Król jest równie podejrzliwy, jak jego bratanek; starając się dociec przyczyn rzekomego obłędu księcia, podsłuchuje z Poloniuszem jego rozmowę z Ofelia. Dziewczyna wypychana jest z prostopadłościennej konstrukcji, mimo że nie chce uczestniczyć w intrydze Klaudiusza i jej ojca. Tymczasem na scenę wchodzi Hamlet; zaczyna monolog "Być albo nie być", ale po kilku zdaniach urywa. Od tego momentu coraz silniej działa w przedstawieniu mechanizm deziluzji demaskujący teatralność widowiska. Ofelia rozbiera się i ucieka przez proscenium w stronę jednego z wejść dla publiczności. Hamlet biegnie za nią, przyprowadza ją z powrotem. Ta ucieczka wiąże się z odmową ujawnienia siebie, własnej osobowości i własnego ciała przez aktorkę, jest gestem pokazującym niemożliwość stworzenia intymnej, w pełni prywatnej sytuacji w warunkach spektaklu teatralnego. To, że najbardziej znany monolog z tragedii Szekspira, niedokończony przez Hamleta, w całości jest wypowiadany z offu przez Ofelię, również może świadczyć o pragnieniu ukrycia pewnych refleksji poza teatrem, o trudności wyrażenia myśli, których nie chce się powierzać ciekawskim widzom-słuchaczom.

Odsłanianie ciała staje się czasem także grą, a nawet elementem zabawy. Tak się dzieje w scenie spotkania Hamleta z przyjaciółmi, Rosencrantzem (Adam Szczyszczaj) i Guildenstemem (Mirosław Haniszewski), kiedy ten ostatni wkłada dłoń do spodni, rozpina rozporek i w obscenicznym geście wysuwa palec w kierunku księcia. Hamlet jednak szybko przerywa homoseksualne żarty i aluzje, aby dowiedzieć się, czy jego rozmówcy zostali przysłani przez parę królewską (to pierwsza tak wyraźna próba księcia, by odsłonić prawdę o swoich rozmówcach). Gdy słyszy odpowiedź, że tak, wyjawia zniechęcenie do życia i ludzi, niejako w geście odrzucenia tego, co sprawiło mu zawód. Nie cieszy go nawet przyjazd aktorów ze stolicy; udaje radość, biegając w kółko i powtarzając słowa "Aktorzy przyjechali", czym wzbudza zdziwienie i zażenowanie wątpliwych przyjaciół.

Aktorzy (Alicja Kwiatkowska, Jan Blecki, Kuba Firewicz, Michał Kusztal, Mikołaj Woubishet) wchodzą z prawej strony. Nie ma serdecznych powitań. Hamlet nie daje aktorom żadnych instrukcji ani nie recytuje z nimi poezji. Wydaje się, że traktuje ich podobnie jak Rosencrantza, Guildensterna czy Poloniusza - jako osoby, które sprzedają swoje usługi, przyjmując manieryczne i nieprawdziwe pozy. Na rozpoznaniu aktorskich skłonności u innych polega zasadnicza różnica między Hamletem a pozostałymi postaciami (z wyjątkiem Ofelii). Odkrycie prawdy o Klaudiuszu w czasie pokazu "Pułapki na myszy" oznacza nie tyle ujawnienie jego poczucia winy, ile odsłonięcie jego zafałszowanego, aktorsko kreowanego wizerunku: w scenie teatralnego zabójstwa, zamykającego prowokacyjne i wyuzdane widowisko, sztuczna krew tryska Klaudiuszowi na twarz. Wtedy król przerywa przedstawienie i wychodzi. Ze sceny padają słowa: "Niech ryczy z bólu ranny łoś", którym towarzyszy wyświetlony na ekranie obraz przyrody (z łosiem w centrum).

Również Gertrudę Hamlet stara się obnażyć przed nią samą, aby pokazać jej to, co kryje się za dobrze skrojonym kostiumem i kunsztowną fryzurą, aby dotrzeć do głębszych pokładów jej samoświadomości. W tym celu dokonuje niemal gwałtu, ściągając z matki część ubrania i siłą przytrzymując ją w pozycji leżącej. Scenie przypatruje się Poloniusz, kobieciarz i erotoman (wcześniej wyraził swoje ojcowskie uczucie do Ofelii w dosyć zaskakujący i groteskowy sposób - walcząc z Laertesem o jej pocałunki). Teraz wychodzi z ukrycia - zza niewielkiego ekranu imitującego zasłonę - chyba zaciekawiony tym, co się dzieje. Hamlet podchodzi do niego i mówi: "Szczur. Jesteś zabity". Poloniusz ginie; ścieka po nim sztuczna krew.

Historia Hamleta na planie zdzierania kolejnych warstw teatralności (i docierania do prawdziwej tożsamości osób, które pojawiają się na scenie) splata się z historią Ofelii. W obrazie szaleństwa Ofelia pojawia się przy lewej kulisie. Spływa z niej sztuczna krew, z brzucha wystaje nóż. Aktorzy niejako pozbywają się w tej scenie postaci. Skibińska-Gertruda patrząc na Ilczuk-Ofelię, wykrzykuje z przerażeniem: "Anka!"; Zaniewski-Klaudiusz uspokaja sceniczną partnerkę słowami: "No co? Gra obłąkaną". Jednak po chwili słuchania nonsensownych piosenek śpiewanych przez pokazującą obłęd Ofelii Annę Ilczuk zniecierpliwiony Zaniewski wychodzi, a zaraz za nim Skibińska, która po drodze za kulisy ściąga perukę i ostatecznie demaskuje teatralność kreowanego świata. Śmierć Ofelii jest kolejnym pozorem. Anna Ilczuk-Ofelia wyciąga nóż, ściąga białą sukienkę i wchodzi do wanny, w której Horacjo ją topi. Aktorka krzyczy: "Mariusz, co ty robisz?", Kiljan-Horacjo demonstruje widzom agresję zabójcy, po czym - po "dokonaniu morderstwa" - odchodzi. Komizmu (co prawda, podszytego czymś upiornym) tego obrazu nie przełamują dźwięki pierwszej części "Stabat mater" Pergolesiego i padające z góry punktowe światło, które w innych okolicznościach wywołałyby podniosły nastrój. Poetyka spektaklu doprowadza do całkowitego odarcia tej sceny z powagi (być może wbrew zamierzeniom twórców).

"Hamlet" Moniki Pęcikiewicz może się nie podobać - jest po prostu brzydkim, a chwilami irytująco kiczowatym przedstawieniem. Poza tym, mimo bardzo konsekwentnie przeprowadzonej dramaturgii (w czym zapewne duża zasługa współpracy reżyserki z Marzeną Sadocha), siła spektaklu po pewnym czasie słabnie z powodu powtarzania pomysłów utrzymanych w podobnym duchu i narastającego wrażenia monotonii. Ironia, z jaką Pęcikiewicz traktuje tragedię, zaczyna przeszkadzać; scena na cmentarzu, podczas której Hamlet i Horacjo kopią czaszkę Yoricka, wydaje się nużąca i banalna.

Z uśpienia wybija jednak widza zaskakująca finałowa scena, która wyjaśnia sens całego przedstawienia, dobitnie pokazując, na czym polega brak doświadczenia tragizmu. Na scenę wkraczają maszyniści, którzy ustawiają krzesła tak, jak na początku spektaklu. Kurtyna przeciwogniową nie opada. Wchodzą sprzątaczki i szufelkami próbują zebrać sztuczną krew, która spływała z Ofelii. Aktorzy ponownie siadają na krzesłach. Zapalają się światła na widowni. Z offu wypowiadane są kwestie ze sceny pojedynku Hamleta i Laertesa - ostatnie słowa należą do Hamleta: "Reszta jest milczeniem". Fortynbras się nie pojawia. Wraz z wygaszeniem świateł na sali przedstawienie się kończy. To zakończenie jakby niepełne, wybrakowane, ale nie zakończenie otwarte, domagające się dopowiedzenia. Przedstawienie definitywnie się kończy, choć finał został właściwie wycięty, jako nieprzeznaczony do oglądania. W tej wizji świata nie ma miejsca na tragizm, wszystko jest utkane z pozorów i iluzji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji