Artykuły

Imperium pod celofanem

Nowym po Waldemarze Matuszewskim dyrektorem Teatru Polskiego w Poznaniu został Paweł Wodziński, jego zastępcą - Paweł Łysak. Nazwiska szefów poznańskiej sceny od minionej niedzieli nie są anonimowe dla zielonogórskiej publiczności, która mogła zobaczyć sztukę Marka Ravenhilla "Shopping and fucking" w tłumaczeniu i realizacj obu panów.

Widownia sceny im. S. Cynarskiego najpierw zapełniła się do ostatniego fotela. Po przerwie na przedstawieniu warszawskiego Teatru Rozmaitości zrobiło się luźniej. Dlaczego?

Tematyka i forma spektaklu nie należą do wymarzonych propozycji na niedzielny wieczór: to pewne. W przestrzeni wydzielonej pomiędzy widownią, której część zasiada na krzesłach w głębi sceny, oglądamy czarniejszą stronę życia. Pokazaną bez niedomówień, owijania w bawełnę, kropkowania brzydkich wyrazów i czynności, jakie teatr zwykł omijać, lub traktować umownie. Są narkotyki, zawikłane związki gejów, seks, dilerzy, polska łacina w pełnej gamie, gołe pośladki i piersi (Maria Seweryn występuje w jedynej damskiej roli Lulu), a wszystko to zatopione w bijącej po uszach muzyce Jarka Wójcika i Smoku.

Brzydki, agresywny, wulgarny, zdegradowany świat pełen ludzi spragnionych, by ktoś ich pokochał, tchnie pustką supermarketu. W którym można kupić pożywne - z przedłużoną datą ważności - "imperium pod celofanem", można kupić herę, seks, miłość przez telefon. Nie da się tylko kupić uczucia.

Bohaterów tej sztuki, z krwi i kości, a nie z aktorskiego potu - tuż po spektaklu - widzowie mogli spotkać na placu Bohaterów, na osiedlowym skwerku i w bloku. Albo na ekranie komercyjnej telewizji, która tego wieczoru dokonała epokowego odkrycia popegeerowskiej wsi bez nadziei i perspektyw, zszokowanej niezrozumiałym aktem zbrodni, popełnionej przez młodych ludzi. Dlaczego?

Mocny obraz odpowiedzi na to pytanie mógł przynieść niedzielny spektakl. Gdyby jego twórcy w bocznych wątkach, szczegółach, dłużyznach nie zgubili ostrego zrazu rytmu i najważniejszego tematu: transakcji. Która dominuje nad całym tym światem, zamieniając miłość w lizanie tyłka, degradując relacje między ludźmi do wymiany usług i pieniędzy. Potencjalna metafora ześlizguje się w rodzajowość. A spodziewany wstrząs i prowokacja - w epatowanie widza perwersją. Zrazu zaskakującą w teatrze (bo film dawno oswoił najdrastyczniejsze przejawy życia), choć głównie z powodu języka, jakim się ją wyraża. Niektórym starcza tego na skandal. Większość widzów po prostu zaczyna się nudzić na spektaklu, który - zwłaszcza w drugiej części - rozłazi się w szwach.

Czy i jak zniosą taki teatr poznaniacy? Poprzedniemu dyrektorowi zarzucano m. in. że uprawia teatr zamknięty na współczesność i nowe idee. Oby nie okazało się niebawem, że współczesność Teatru Polskiego przerasta poznańską miarę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji