Podział kompetencji
Wypowiedzi prezydenta Zembaczyńskiego to jakaś aberracja. Cóż ona oznacza? Że z powodu tego, iż prezydent sztuki nie rozumie, teatr ma zmienić repertuar na łatwiejszy w odbiorze? Ma zrezygnować ze współpracy z twórcami nietuzinkowymi, bo ma inną wrażliwość niż rządzący w tym mieście polityk? A może powinien w ratuszu konsultować, co i jak na swoich deskach pokaże? - pisze Leszek Frelich w Gazecie Wyborczej - Opole.
Po premierze "Makbeta" w 2004 r. w opolskich mediach regionalnych można było przeczytać, że spektakl Kleczewskiej epatuje "ohydą, prostactwem i wulgarną dosłownością". Czytelnicy w internecie domagali się odebrania teatrowi publicznej dotacji i złożyli donos do kuratora oświaty oraz kurii biskupiej na artystów deprawujących młodzież.
W 2008 r. przed opolskim spektaklem Kleczewskiej "Opowieści Lasku Wiedeńskiego" TVP w "Teleexpressie" ostrzegała, że będzie wielki skandal, bo w przedstawieniu są: "Golizna, wulgaryzmy, ostre obyczajowe sceny, a do tego Jan Paweł II".
Teraz, po kolejnej premierze Kleczewskiej, do chóru niezadowolonych dołączył prezydent Zembaczyński, któremu na tyle nie spodobał się spektakl, że uznał go za gorszący.
Ale cóż ta wypowiedź oznacza? Że z powodu tego, iż prezydent sztuki nie rozumie, teatr ma zmienić repertuar na łatwiejszy w odbiorze? Ma zrezygnować ze współpracy z twórcami nietuzinkowymi nadającymi teatrowi splendor, bo ma inną wrażliwość niż rządzący w tym mieście polityk? A może powinien w ratuszu konsultować, co i jak na swoich deskach pokaże?
Wypowiedzi prezydenta Zembaczyńskiego to jakaś aberracja. Nie trzeba wszak wydawania pieniędzy na teatr lalek (będący również opolską chlubą, co warto podkreślić) uzasadniać niesprawiedliwymi sądami na temat innego teatru. Na dodatek sądami kompromitującymi prezydenta, który - o ile wiadomo - znawcą teatru bynajmniej nie jest.