Artykuły

Vitruvian Man - daleko od harmonii

"Vitruvian Man - preludium" w choreogr. Jacka Krawczyka Sopockiego Teatru Tańca na Sopockiej Scenie Off de Bicz. Pisze Magdalena Hajdysz w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Zamiast zderzenia tanecznych stylów wyszła forma daleka od przejrzystości. "Vitruvian Man - preludium", najnowszy spektakl Sopockiego Teatru Tańca to hermetyczne laboratorium ruchu - niedostępne nawet dla dość wyrobionego widza.

Umowne, rozgwieżdżone niebo i jednostajna muzyka wprowadzają nas w klimat oczekiwania na coś niezwykłego, na jakiś... wybuch. I jest! Na scenie Teatru na Plaży ląduje meteor, a po chwili ukazują się kobieta i mężczyzna ubrani w czarną gimnastyczną bieliznę. Długo pozostają blisko siebie, tworząc jakby jeden organizm. Przez jakiś czas wykonują serię skomplikowanych ruchów, rękoma i nogami, wyznaczając wokół siebie dostępną przestrzeń. Ta scena zyska pełne znaczenie dopiero, kiedy ten sam układ pod koniec spektaklu tancerze wykonają na tle wizualizacji - kobieta zostanie "wpisana" w koło, mężczyzna - w kwadrat, które unaocznią nam ograniczenia ruchu zamkniętego w figurze geometrycznej. Ten zabieg to zresztą jeden z niewielu konsekwentnych elementów najnowszego spektaklu autorstwa Jacka Krawczyka z Sopockiego Teatru Tańca "Vitruvian Man" - preludium.

Koncept spektaklu budził spore nadzieje, bowiem inspiracją dla ruchu oraz elementów niemal równie ważnych, muzyki i wizualizacji stał się rysunek człowieka wpisanego w dwie figury geometryczne, koło i kwadrat, wykonany przez Witruwiusza, rzymskiego architekta i inżyniera, zafascynowanego m.in. harmonią budowy ludzkiego ciała. To zaś stało się początkiem dalszych badań artystów nad dualizmem człowieka, ciała i ducha oraz obecnych w nich pierwiastków żeńskich i męskich symbolizowanych w filozofii pitagorejskiej przez koło i kwadrat. Do współpracy przy spektaklu Jacek Krawczyk zaprosił Katarzynę Antosiak, absolwentkę Szkoły Baletowej w Gdańsku. Jej zadaniem było m.in. wprowadzenie do spektaklu typowo klasycznego ruchu.

Na scenie, w opowiadanej afabularnie historii oraz w choreografii, koncepcje dualizmu człowieka i zderzenia tanecznych stylów nie były już tak czytelne. Nie wystarczyło ukazanie w nielicznych i niedopracowanych partiach solowych "kobiecości" jako ruchu delikatnego, płynnego, a "męskości" jako ruchu usztywnionego i kanciastego. Zabrakło tak przeze mnie oczekiwanego zderzenia tańca klasycznego, baletu z tańcem zakorzenionym w dalekowschodnich sztukach walki. Obie tradycje ruchowe zostały tutaj połączone w jedną, dość jednostajnie zatańczoną hybrydę. Brak wyraźnego podziału spowodował też, że nie do końca udało się pokazać to, co zbudowałoby napięcie między tancerzami, a w widzu wywołało emocje, jako temat bardzo "na czasie" - pierwiastek żeński w mężczyźnie i męski w kobiecie. Nie dało się też nie zauważyć, że Antosiak nie umie ani na chwilę zapomnieć o swoich baletowych korzeniach, a Krawczyk ma ze stricte baletowymi elementami trochę problemów. Ostatecznie wyszła więc forma daleka od przejrzystości, będąca hermetycznym laboratorium ruchu, niedostępnym nawet dość wyrobionemu widzowi. Może gdyby Katarzyna Antosiak, bezczelnie i wprost, zatańczyła w puentach, a Jacek Krawczyk pokazał elementy mocniejsze, nawiązujące do sztuk walki efekt byłby ciekawszy?

Wizualizacje Łukasza Borosa, chociaż intrygujące, wprowadzały do spektaklu nieco leniwy rytm, powodując, że całość stała się jeszcze bardziej jednostajna. Oparte na szczegółowych matematycznych wyliczeniach i mnożące ciekawe układy figur nie przekonywały mnie jednak w takim stopniu, jak te stworzone do poprzedniego spektaklu STT, "Transkrypcji". Pozbawiona jakiejkolwiek scenografii scena budziła wrażenie niedosytu. Marzyłam, żeby zamknąć ruch tancerzy z każdej strony, np. w zbudowanej światłem, neonowej "klatce" zamiast kazać im tańczyć w wyświetlanych na podłodze kołach i kwadratach. Wrażenie jednostajności najbardziej jednak podsycała muzyka Rafała Dętkosia (komputery) i Karoliny Rec (wiolonczela). Hermetyczna i transowa niemal, kojarząca mi się z utworami Michaela Nymana, usypiała po dwudziestu minutach czujność nawet najbardziej zaangażowanego widza (przedstawienie trwało 50 minut).

Nie można nie docenić ogromnej pracy, jaką tancerze włożyli w przygotowanie skomplikowanej, nasyconej i gęstej choreografii. Każdy ruch i układ opracowane i wykonane zostały z matematyczną precyzją i dbałością o materię ciała - pozę, gest, ruch w przestrzeni. Zdecydowanie nie jest to jednak spektakl, w którym czysty ruch i piękno ludzkiego ciała (a trzeba przyznać, że oboje tancerze są wyjątkowo harmonijnie zbudowani) wystarczą. Ostatecznie więc z meteoru został na scenie tylko lekko żarzący się kamień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji