Artykuły

Prekursorska wizja zagłady

Witkacy w teatrze lalek. Interesująca propozycja. Nowy sposób widzenia dramaturgii, która ciągle wywołuje kontrowersje. Jednocześnie ogromne możliwości poszukiwań formalnych, plastycznych i ruchowych. Kto wie, czy nie okaże się po kilku jeszcze doświadczeniach, że właśnie w konwencji lalkarskiej teatr Witkacego przemówi z większą siłą, że modelowe formuły widzenia świata, przewidywania różnych klęsk ludzkości, nie nabiorą jasności, przejrzystości, nie staną się bardziej zrozumiałe, a także podatne na subiektywne interpretacje.

Z dwóch sposobów odczytywania Witkacego, z jednej strony z zachowaniem wszelkich dziwności, a z drugiej strony "po bożemu", realistycznie, żaden sposób nie spełnił do końca oczekiwań, nie sprawdził się jako formuła jedyna, pełna. Niektóre utwory bardziej nadają się na prezentacje dosłowne, realistyczne, inne wymagają odrobiny perwersji i sosu metafizycznego. Tam, gdzie fabuły są zwarte, logicznie wynikające, potrzebny jest teatr aktorski. Tam, gdzie pisarz zagłębia się w gąszcz filozofii, popuszcza wodze fantazji, kreśli apokaliptyczne wizje świata, tam bardziej przydatna bywa skomplikowana inscenizacja z wielością środków ekspresji, łącznie z ożywioną lalką.

Do drugiej grupy sztuk należy "Gyubal Wahazar" napisany w 1921 roku i opatrzony podtytułem "Na przełączach bezsensu". Celowo podaję rok napisania, ponieważ pozwala on docenić przenikliwość i wizjonerstwo pisarza. Już wtedy Witkacy przewidywał wiele kryzysów wartości, wiele klęsk idei, wiele rozpadów filozofii i doktryn politycznych. Widział zagładę totalitaryzmu i ortodoksyjnego racjonalizmu. Ukazał w karykaturalnej formie załamanie wiary i nieskuteczność, nieprzydatność licznych modnych odkryć naukowych. Zdołał w jednej fabule doprowadzić do spotkania przedstawicieli różnych kierunków władzy i orientacji społecznych.

Powstała okrutna bajka o bezsensie wszystkiego. Po sześćdziesięciu latach okazało się, że sporo przewidywań Witkacego sprawdziło się. Świat nagromadził bezsensów i absurdów więcej niż kiedykolwiek. I teraz wyobraźmy sobie, że "Gyubala Wahazara" zechce ktoś zagrać w teatrze żywych ludzi, aktorów z osobowościami, a widzom każe się słuchać długich oracji pseudonaukowych, pseudofilozoficznych. Kto by to wytrzymał?

Jedynym wyjściem wydaje się konwencja lalek. Zagęszczanie sztuczności, konwencji, bajki, okrutnej opowieści dla dorosłych. W teatrze lalek wizja absurdów nabiera atrakcyjności. A widzowie mają większy dystans. Wszystko wydaje się odleglejsze, nie z naszego, ludzkiego wymiaru.

Takie też mamy odczucia po wizycie wrocławskiego teatru lalek, który przywiózł głośne już w kraju przedstawienie "Gyubala Wahazara". Formuła inscenizacyjna Wiesława Hejno prosta, funkcjonalna i sprzyjająca animacji. Na pustej scenie szereg foteli. W fotelach wielkie kukły przedstawiające głównych bohaterów sztuki. Za fotelami ukryci aktorzy - animatorzy. Kukły są miękkie, elastyczne, otwierają usta, ruszają rękami.

Scenograf Jadwiga Mydlarska-Kowal chętnie posługuje się karykaturą, sylwetki są groteskowe, z przesadą eksponujące cechy fizyczne i psychiczne bohaterów. Widzimy różne skrzywienia umysłowe i etyczne współczesnego świata. Opowieść o klęsce tyrana Wahazara jest okazją ku temu, żeby ukazać klęski innych.

Tylko jedna postać dramatu grana jest przez aktorkę na tak zwanym żywym planie. Tą postacią jest młodziutka Świntusia Macabrescu, symbol naturalnej zmysłowości. Ona jedna traktuje galerię dziwaków wiodących świat ku zgubie w sposób ludzki, witalny. Ona też próbuje szukać źródeł odgrodzenia obłędnego świata.

Kolejna propozycja sceny dorosłych Olsztyńskiego Teatru Lalek dostarczyła prawdziwym zwolennikom teatru sporo wrażeń i przeżyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji