Habit siostry Izy
Habit siostry Izy, sławnej panny z Prusa, lalki i arystokratki, zwieńczył rewię mody w jakiej, w charakterze modelki z epoki, wystąpiła Magdalena Cwenówna, dyrektorowa Hanuszkiewiczowa, jako tytułowa bohaterka nowej adaptacji powieści pana Prusa, dokonanej przez dyrektora męża.
Nosi na scenie w tym przedstawieniu (Panna Izabela) siedem oszałamiających toalet i jeden habit - biały, z efektownym kwefem na głowie. Plakat Cwenówny w habicie rozlepiony na mieście jest niemal repliką sławnego Benettonowego (ksiądz i zakonnica), tyle, że poprawionego pod względem obyczajowości i moralności. Zakonnica - panna Łęcka, jest samotna, zamyślona i skupiona. Pokutuje i kontempluje.
Tak zobaczył Lalkę dziś Adam Hanuszkiewicz. Jako rzecz zgoła profeministyczną o społecznym tylko zacięciu - Izabela była całkiem normalnym produktem wychowania i stosunków, a Wokulski to żaden tam przecież bohater, dorabiał się na handlu bronią na Bałkanach.
Swego czasu Hanuszkiewiczowska adaptacja Lalki - jeszcze w Powszechmym - nazywała się Pan Wokulski i on to był niezaprzeczalnym bohaterem pozytywnym przedstawienia. Dziś Pomna Izabela - to wyraźne przesunięcie akcentów. I opcja zarazem. Reżyser jest za kobietami, bo rozsądne; za zdrową polityką społeczną, za ekologią, za niemrzonkami i niesamobójstwami, z miłości zwłaszcza. W finale Wokulski spotyka w salonie pani Wąsowskiej zakonnicę Łęcką - co innego mogła zrobić po skandalu? Prus też robi taką delikatną aluzję, że może wstąpiła do klasztoru - żywy i wcale rezolutny. Chyba już wyleczony, zwłaszcza że siostra Iza odradza mu wysadzenie się razem z ruinami w Zasławiu.
Z habitem Izy kontrastuje pięknie czerwona suknia pani Wąsowskiej, Wokulski nosi jasny, optymistyczny garnitur, na scenie pełno kwiatów (firma Ars-Decor, jeden ze sponsorów, druga to konfekcja TOP-2000, stąd pewnie kreacje Cwenówny), słowem żadnych tragiczności. A przedtem sporo społeczno-pożytecznych monologów, które Hanuszkiewicz wziął z Kronik Prusa, nieco tylko dopisując od siebie. Miała wyjść nowa sztuka współczesna.
Docenili to widzowie, szczególni też, bo całe grono pań posłanek z Koła Pań, a to panie Sierakowska, Labuda i mniej publicznie znane, oraz sama profesor Ewa Łętowska z mężem (ona już jako taka, sama w sobie), stawiło się w komplecie. Był to dla teatru dzień świąteczny; kwiaty, życzenia, prominenci i klaka młodzieżowa dla wykonawców uświetniła go nadzwyczajnie.
Wokulskiego zagrał młody aktor o nie najlepszych warunkach, sporym talencie, Paweł Szczęsny, sam Hanuszkiewicz promował go publicznie, wróżąc rychłą Pan Adam znany jest ze szczęśliwej ręki do młodzieży aktorskiej, może więc i ten Szczęsny wyciągnie los Olbrychskiego Szapołowskiej, Chodakowskiej, Kolbergera... Choć wolno wątpić. Poza wszystkim innym - czasy nie te.
A mówiąc całkiem serio Panna Izabela spodoba się widowni, choć pewnie jej nie zaczaruje na śmierć, jak to bywało z niegdysiejszymi przedstawieniami tego reżysera. Ale bo i zamysł mniej efektowny - zarazić widza pozytywizmem, liberalizmem zachęcić do szukania w klasyce recept na dziś i na teraz, na już. Hanuszkiewicz nie boi się mówienia różnych rzeczy publicznie, teraz, z okazji Panny Izabeli też oświadcza, że nikt nie przeczytał uważnie Lalki, nikt jej nie zna i choćby dlatego, by złapać go na przesadzie i zarozumialstwie - warto poczytać tę książkę.
A to już sukces spektaklu i na taki chyba, wiecznie młody pan Adam, liczy.
Tego samego dnia u Prusa, w Dramatycznym odbywała się premiera Kordiana. Też przewartościowanego, też na dziś czytanego, jakby bez wątku narodowowyzwoleńczego, ale to, oczywiście, niemożliwe, więc rzecz jest w połowie zawieszona w próżna. Teatru w ogóle dużo - trzeba koniecznie napisać następnym razem o Ferdydurke w Powszechnym, ale jak na dziś - dosyć sceny. Po Hanuszkiewiczu zwłaszcza.