Artykuły

W strasznym domu kobiet

PO pięciu dziewicach helleńskich wzdychających do Achillesa, z kolei pięć dziewic hiszpańskich opętanych miłością do urodziwego Pepe el Romano. Kameralna scena Teatru Polskiego ma szczególne szczęście do szaleństw seksualnych. Tym razem jednak młodzieniec nie zjawia się na scenie. Krąży tylko dokoła domu, w którym owdowiała Bernarda Alba zamknęła swe córki, nie pozwalając im na żadne kontakty ze światem w ciągu ośmiu lat żałoby po mężu i ojcu. W atmosferze omal klasztornego zamknięcia rodzą się potworne kompleksy, dochodzą do głosu prymitywne instynkty, doprowadzające do tragicznego konfliktu. Anegdota "Domu Bernardy Alba" zaskakuje widownię. Wydaje się dziwaczna i śmieszna, jeśli próbujemy wyłuskać ją nagą z poetyckiego dramatu, wyrosłego zresztą ze specyficznych tradycji obyczajowych. Ale nie anegdota decyduje o randze tego utworu, który jest szczytową pozycją dramaturgii Lorki. I na pewno warto było zagrać go w Warszawie. Ostatnia część tragicznej trylogii różni się w tonie od "Krwawych godów" i "Yermy". Nie ma w "Domu Bernardy Alba" owej barwności folklorystycznej, występującej we wcześniejszych utworach. Jest coś z surowości antycznej tragedii w tej ponurej balladzie scenicznej, ukazującej grę pierwotnych instynktów. Utwór silnie wciąga widza w swój świat. Lorca stwarza sugestywną atmosferę środowiska, stopniuje napięcie dramatyczne, by w trzecim akcie doprowadzić do tragicznego wybuchu, który pozostaje we wrażeniach jako przejmujący krzyk poety, protestującego przeciwko pogwałceniu praw ludzkich. W tym krzyku protestu brzmią tony wspierające dążenia republikańskie! Hiszpanii do odnowy społecznej i moralnej. Napisany w r. 1936 "Dom Bernardy Alba" powstawał w atmosferze ostrej walki politycznej. Utwór w pewnym sensie programowy, zaangażowany, wyrósł z aktualnych potrzeb ideowych. Monstrualnie przejaskrawiona anegdota o kobiecie tyranizującej matkę-staruszkę i pięć młodych córek rysuje się w tym kontekście historycznym jako metafora poetycka: obraz społeczeństwa w niewoli fanatyzmu i głupoty, coś w rodzaju alegorycznych kompozycji Goyi.

Dziś odnaleźć można w tym utworze akcenty protestu przeciwko wszelkiemu gwałceniu wolności człowieka i jego prawa do pełnego życia. Losy kobiet tyranizowanych przez Bernardę są jakże wymownymi przykładami wynaturzeń powodowanych przez każdą niewolę. Przytłaczająca atmosfera tego domu nasuwa skojarzenia z piekłem "Drzwi zamkniętych" Sartre'a, z nastrojami obozu hitlerowskiego, czy też okupowanej Warszawy.

Scenografia Otto Axera podkreśla surową prostotę dramatu, potęgując nastrój klasztornego ascetyzmu; biało-czarne drzeworyty podmalowane raz po raz barwną plamą: suknia Adeli, owoce na stole. Jest w oprawie plastycznej Axera jakiś odpowiednik poetyckiego tonu Lorki, który zresztą najsilniej zabrzmiał w akcie trzecim. Doskonale poprowadziła Maria Wiercińska sceny końcowe, uwypuklając żywiołową grę namiętności. Te sceny wydały się bardziej wierne odrębnej poetyce teatru Lorki, niż pierwsze dwa akty przypominające raczej realistyczny teatr typu "Mieszczan" Gorkiego. W całości jednak przedstawienie pozostawia silne wrażenie głównie dzięki mocnej obsadzie aktorskiej.

Z przejmującym liryzmem gra Maria Dulęba rolę Marii Józefy, oszalałej staruszki, w której obłąkanym bełkocie wyraża Lorca tragedię sponiewieranej godności ludzkiej. Każde wejście artystki publiczność przyjmuje oklaskami. Jest to Jednak postać z innego środowiska, podobnie jak ZOFIA MAŁYNICZ w roli Bernardy, zbyt może "inteligencka". Znakomita Ryszarda Hanin w roli Angustias, ukazała w skrócie cały życiorys tej nieszczęsnej figury. Świetnie prowadzi rolę Martirio - Renata Kossobudzka, wydobywając zawziętość, złośliwość i bezgraniczny smutek pokrzywdzonej przez los kaleki. Porywająco zagrała Adelę Alicja Raciszówna, której możliwości aktorskie wystąpiły tu bodaj efektowniej, niż w "Maskaradzie". Ukazała rozwój młodej istoty od dyskretnie zrazu tłumionych manifestacji uczuć do gwałtownego wybuchu w trzecim akcie. Janina Sokołowska (Poncia), Halina Czengery (Służąca), Irena Oberska (Żebraczka) dosadnie nakreśliły rodzajowe figury, reprezentujące społeczeństwo ubogiej wioski za murami domu Bernardy. Odgłosy samosądu nad upadłą dziewczyną, plotek sąsiadów, dzwonów kościelnych, pieśni żniwiarzy dopełniają obrazu życia, które przepływa przez scenę. Wyraża się w tym swoista "polifoniczność" teatru Lorki, poety o wielostronnej wrażliwości artystycznej.

Tłumacz (dlaczego anonimowy?) uważnie i kulturalnie spolszczył tekst, choć nie zawsze mógł znaleźć dość wyraziste odpowiedniki jędrnego języka oryginału.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji