Artykuły

Dom uwięzionych pragnień

...O wargi prosi kryształowe źródło, a o westchnienie - wiatry. GARCIA LORCA

Jest to najbardziej hiszpańska sztuka świetnego poety, chociaż nie ma w niej efektownych folkloryzmów, ani egzotyki rzucającej się w oczy. W tej ostatniej sztuce Lorki, ludowość jest nieefektowna, surowa, prozaiczna, ale o ileż głębiej sięga w sprawy hiszpańskiego ludu. "Dom Bernardy Alby" uchodzi również za literacki epilog życia poety, który w kilka miesięcy po napisaniu dramatu ginie. Salwa plutonu egzekucyjnego przerwała ten wspaniały strumień narodowej poezji hiszpańskiej wypływający z najczystszych źródeł kultury ludowej, ze starej rycerskiej romancy, ludowych pieśni, ale przede wszystkim zrodzonej przez współczesne dzieje i losy kraju, który był pierwszym poligonem drugiej wojny światowej. Lorka dokonał wówczas wyboru. Cała jego wspaniała poezja stała się krwawiącym "no passaran" rzuconym faszyzmowi. Jako wrażliwy poeta, malarz i muzyk słowa wyzwalał ją w walce, wśród nocy gwiaździstych, brzęku gitar, błysku sztyletów, w słonecznym, żarze, a nawet w obliczu śmierci nie przerywając swej poetyckiej corridy.

Wydaje mi się, że "Dom Bernardy Alby" jest pozycją przełomową dla dramaturgii Lorki. Pochodzi z krótkiego okresu jego twórczości na krótko przed śmiercią, kiedy romantyczny realizm jego poetyki, kiedy nowe doświadczenia sięgały po głębsze słoje życia w jego dynamicznym rozwoju, wśród walk, cierpień swego narodu, lepiej przekazując ludziom sąd pisarza, jak gdyby w nowej, odpoetyzowanej, surowej prawdzie - syntezie. Sądzę, że właśnie taka interpretacja "dramatu hiszpańskich kobiet" jest najbliższa rzeczywistości.

Po śmierci Lorki, przyjaciele w tajemnicy przed frankistowską policją, wraz z innymi manuskryptami wywożą sztukę do Meksyku. Przez wiele lat nic o niej nie było wiadomo. Dopiero po wojnie w Buenos Aires odbyła się prapremiera. Dziś jesteśmy skłonni uznać sztukę za najlepszy utwór dramatyczny Lorki, za prawdziwą perłę dramaturgii, reprezentowanej dotąd w naszym teatrze przede wszystkim przez "Krwawe gody" oraz "Czarującą szewcową". Polska prapremiera "Domu Bernardy Alby" wnosi więc nową wiedzę do dramaturgii Garcia Lorki. Prawda, że zawdzięczamy ją również trafnej inscenizacji Marii Wiercińskiej i znakomitej zespołowej grze aktorskiej.

Kiedy unosi się kurtyna odsłania szare, chropawe mury domostwa Bernardy Alby, bogatej chłopki, brutalnej i despotycznej, sprawującej niepodzielne rządy nad pięcioma córkami i swą obłąkaną matką. W tym tchnącym średniowieczem domu panuje jeszcze duch inkwizycji, już dawno zapomnianej przez czas, obowiązuje reguła jak w klasztorze. Bernarda wierna starym tradycjom uświęconym przez kościół w ciągu długich lat, broni się przed wszelkimi zmianami, kompromisami wobec sytuacji życiowych, broni swych "zasad" często brutalnie łamiąc życie swych dzieci. Całe dwie godziny, na tle głębokiej szarości murów krążą te nieszczęśliwe postacie kobiet w czerni, dla których rodzinny dom jest faktycznym więzieniem, a którego progu nigdy nie przekroczą. Dom Alby jest bowiem domem ich uwięzionych pragnień, twierdzą średniowiecznej "czystości". Córki żyją w okowach nie tylko terroru, lecz jednocześnie starych tradycji, może jeszcze z mauretańskich czasów, które jak znane upiory Goy'i rzucają cień na życie hiszpańskich kobiet. Do dziś dnia, zwłaszcza na wsi utrzymuje się te średniowieczne konwenansy obyczajowe, pielęgnuje je reżim faszystowski, oraz kler hiszpański. Nawet wówczas, kiedy owa "czystość" staje się zbrodnią, kiedy czuć ją stęchlizną lochów średniowiecznych katowni, kiedy przeczy w ogóle naturze i życiu. Nieszczęśliwe córki Bernardy mogą życie obserwować jedynie ukradkiem przez okno, uchylać drzwi i z daleka przysłuchiwać się pieśniom żniwiarzy.

W tajemnicy, jedna przez drugą, tęsknią do szczęścia, pieszczoty, miłości. Szare mury są jedynym powiernikiem ich smutków, dziewczęcych tęsknot, samotności bezpłodnego kalectwa. Nawzajem dla siebie mają zawiść, nienawiść, intrygi i lęk przed karą, aż dziw bierze, skąd w nich tyle jadu, który wybucha zawsze gdy zawiścią, szyderstwem lub okrucieństwem chcą sobie ulżyć w nieszczęściu. Przypominają biedne dzikie zwierzątka zamknięte w klatce. Moralne męczarnie wzmagają się wówczas, kiedy jedyny mężczyzna co wieczór, zgodnie z tradycją, zjawia się pod zakratowanym oknem narzeczonej, najstarszej córki Bernardy, kaleki, brzydkiej i pokracznej Anguistias. Tylko w ten sposób może zdobyć jej wiano, a ona - wyrwać się z tego kłębowiska żmij. Plany te krzyżuje Adela - Alicja Raciszówna, najmłodsza córka, bezkompromisowa w swym pragnieniu miłości. Przyciąga do siebie młodego chłopca i wśród ciemnych nocy wyzwala w sobie miłosne burze, a miłość, jak wiosenny deszcz wyzwala jej urok i wdzięk szczęśliwej kobiety. Ale Bernarda Alba czuwa. Strzałem z karabinu odpędza raz na zawsze kochanka. Matka nie rozumie zupełnie Adeli, potęgi jej uczucia, w imię którego ma czelność przeciwstawić się jej woli. Wtedy o wiele celniej trafia jej siostra, garbata i zawistna. Strzela kłamstwem, że kula zabiła ukochanego, a Adela łatwowierna jak każda zakochana, bez namysłu szuka wyzwolenia w śmierci by zatrzymać czas, który szczęście mógłby, zamienić w torturę. Ten dramat Lorki jest prosty, oszczędny w środkach i posiada wiele znakomitych ról. Bernarda w interpretacji Zofii Małynicz, ustrzegła się zbędnego demonizmu. Chwilami przypomina starą Wysocką, jest wielka, surowa, brutalna, nie znosząca żadnego sprzeciwu jako stróż tradycji, i dziewictwa swych cór. Jest czujna, świadoma swej władzy, skuteczności swej strategii, która polega w pierwszym rzędzie na pielęgnowaniu nienawiści pomiędzy córkami. Nienawiść ta oplata je tak mocno, że wszystkie pięć tworzą jakąś kobiecą grupę Laookona, czy jeden wspólny organizm psychiczny. Bernarda dobrze pojmuje, że dla utrzymania ładu powinna umiejętnie posługiwać się tą nienawiścią, która jest najpewniejszym gwarantem ładu i równowagi; a dom odgradza od wszelkich pokus życia.

Cieszy mnie w pełni zasłużony sukces Ryszardy Hanin w roli najstarszej córki Angustias, głupiej, pokracznej, odpychającej w swej brzydocie dziewczyny, często bitej przez matkę. Hanin znakomicie przekazuje nam zwłaszcza proces zmian psychicznych tej ograniczonej dziewczyny, które zachodzą pod wpływem perspektyw zamążpójścia. Najmocniejsze są sceny z płótnem i przy wieczerzy, kiedy po raz chyba pierwszy w życiu usiłuje znaleźć w sobie dumę ze swej pozycji. Pozostaje wreszcie epizodyczna rola obłąkanej, trzymanej w zamknięciu matki Bernardy. Oczywiście, wielkie aktorstwo Marii Dulęby uczyniło z dwóch krótkich epizodów małe arcydziełko zwłaszcza wstrząsający jest monolog z jagnięciem przy piersi, ale kreacja ta w sztuce istnieje na zasadzie wielkiej autonomii. To chyba nie jest stara, zdziczała hiszpańska chłopka, lecz prawdziwa dama z towarzystwa, nerwowa, delikatna, bliższa niezapomnianej "Wariatki z Chaillot" granej przed laty. Zresztą wielka aktorka i tym razem zbiera zasłużone oklaski, urzekając swą aktorską sztuką.

Warto również wspomnieć o scenografii; szare, surowe mury, bez żadnego zdobnictwa stwarzają najwłaściwszy chyba klimat dla dramatu, dyskretnie skupiają uwagę widza wokół biegu wydarzeń i dobrego aktorstwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji