Artykuły

Przekazaliśmy tyle, ile mogliśmy

- Jasne, że jestem człowiekiem kultury. To jest ta przestrzeń, w której dobrze się czuję, potrzebuję jej. Ale wiem, że łatwiej tkwić w przekonaniu, że jeśli polityk chwali się cytatem, to mu go PR-owiec napisał, z artykułów czyta tylko te na własny temat, a z książek - jedynie kolorowanki dla wnuka - mówi premier Donald Tusk w Przekroju.

Katarzyna Janowska i Marek Zając: Polska prezydencja w Unii to także projekt kulturalny. W kilkunastu krajach świata będziemy mogli pokazać, że jesteśmy mocni w kulturze. To nasz jedyny kreatywny przemysł. W pozostałych dziedzinach gospodarki tylko wykonujemy zlecenia. Zresztą w swoim exposé ludzi kultury nazwał pan "skarbem narodowym". Donald Tusk: Nie wypieram się. Dalej tak uważam. Przekrój: A zna pan tę anegdotę o Churchillu? Kiedy dla Anglii zaczęła się II wojna, przyszli ministrowie i mówią: "Panie premierze, musimy ciąć wydatki. Najlepiej zacząć od kultury". Na to Churchill odpowiada: "W takim razie, panowie, o co my tę wojnę toczymy?". - Ta anegdota jest zbyt piękna, by ją komentować.

Ale o kulturę to pana rząd nadmiernie nie walczy, podczas gdy akurat od premiera historyka, autora książek i wydawcy można by tego oczekiwać. Obywatele Kultury nie mogą się doprosić o 1 procent z budżetu. Miał powstać międzyresortowy zespół, który wypracowałby zasady finansowania kultury. Nie powstał, choć sam pan zapowiadał jego powołanie.

- Układając budżet na rok 2011, najtrudniejszy budżet ostatnich 10 lat, dokonaliśmy ostrej korekty na rzecz zwiększenia środków na kulturę. Przekazaliśmy tyle, ile mogliśmy.

Więcej niż 1 procent na kulturę przeznaczano w latach 1995-1998. Potem było już tylko gorzej. Obywatele Kultury wypracowali projekt "Pakt dla kultury", w którym proponują zmianę zasad finansowania i zagwarantowanie co najmniej 1 procentu budżetu na kulturę. Wesprze ich pan?

- Dotychczasowe doświadczenie podpowiada, że z pieniędzmi publicznymi lepiej postępować elastycznie. W kulturze - podobnie jak w innych dziedzinach - trzeba szukać rozsądnego kompromisu. Spór o jej finansowanie ze środków publicznych zapewne będzie istniał zawsze i nigdy nie rozwiążemy go definitywnie. Trzeba zatem znaleźć rozsądną granicę między inwestowaniem w kulturę a świadomością, że niektóre dokonania artystyczne (na przykład istotna część produkcji filmowej) nie znajdą akceptacji u odbiorców czy widzów, a mimo to będziemy je finansowali.

Na sześć dobrych czy bardzo dobrych filmów trzeba wyprodukować kilkadziesiąt przyzwoitych, czasem słabych. Arcydzieła nie biorą się z próżni.

- Pokutuje takie wrażenie, że rząd ma pieniądze i może nimi dowolnie dysponować. A to nieprawda. Cały czas poruszamy się w sferze trudnych dylematów - reżyser chce więcej pieniędzy na film, lekarz pokazuje chore dzieci w szpitalu, naukowcy grzmią, że nauka w potrzebie itd.

Dla nas kultura to nie taki sam towar jak każdy inny. Jeśli będziemy ją traktować jak, nie przymierzając, buty, to wiadomo, że trzeba będzie ją przykroić na miarę tak zwanego średniego gustu. W tak rozumianej kulturze nie ma co liczyć na dzieła, rozwój, odkrywanie nowych rejonów. A na przykład gdyby nie Norwid, to jak kończyłby pan swoje trzygodzinne exposé? "Wolni ludzie, tworzyć czas". To dobrze zabrzmiało.

- Mówiąc pół żartem, pół serio, pewnie znalazłbym inny cytat. Poza tym nie słyszałem, żeby Norwid był sponsorowany przez państwo. Przeciwnie, umarł w biedzie.

Ale to było w XIX wieku. Teraz mamy wiek XXI.

- Miałem dość długą przygodę jako wydawca książek. I kiedyś rozmawiałem z Pawłem Huelle, który na pewno nie narzeka na brak czytelników. Pamiętam, jak tłumaczył, że bezwzględnym obowiązkiem państwa jest utrzymywanie każdego, kto ma choć odrobinę talentu. Rozumiem jego argumentację, bo ludzi z talentem rodzi się niewielu i nie powinno się ich rzucać na pastwę rynku. Trzeba zatem pogodzić się z tym, że co prawda nie będzie pieniędzy na wszystko, ale w miarę możliwości należy dawać ich coraz więcej i starać się stworzyć system, dzięki któremu środki publiczne będą płynąć w stronę rzeczywistych talentów.

I tego właśnie chcą Obywatele Kultury - racjonalizacji wydatków. Może warto posłuchać tego, co proponują? Czy pan powiedziałby o sobie, że jest człowiekiem kultury?

- Jasne, że tak! To jest ta przestrzeń, w której dobrze się czuję, potrzebuję jej. Nie zawsze się domyślamy, że jesteśmy ludźmi kultury, ale kiedy jej brakuje albo kiedy trafiamy na coś, co nas porusza, wtedy przez moment myślimy, że uczestniczymy w czymś wielkim,wspólnym. Ale wiem, że łatwiej tkwić w przekonaniu, że jeśli polityk chwali się cytatem, to mu go PR-owiec napisał, z artykułów czyta tylko te na własny temat, a z książek - jedynie kolorowanki dla wnuka.

Nie bardzo widać, żeby pan miał jakiś cel w rządzeniu. Nie widać dalszej perspektywy. Sama władza jest upajająca?

- Nie, władza nie jest upajająca.

Przychodzi pan codziennie do pracy, siada i zaczyna się młócka. Po co pan to w takim razie robi?

- Jestem owładnięty jedną myślą - żeby wszystko, co robimy, oznaczało lub zapowiadało wyraźnie wyższy standard cywilizacyjny, estetyczny, kulturowy, techniczny, finansowy. Ta "rewolucja cichych kroków" wydaje mi się najbardziej podniecająca, bo po raz pierwszy w historii mamy szansę, żeby w wielu dziedzinach osiągnąć wyższy standard. Najgroźniejsze dla nas byłoby, gdyby dzisiejsze nastolatki przeżyły życie tak samo jak ich dziadkowie - wśród bałaganu, brudu, kulawych przepisów. Tym się ekscytuję jako premier, bo szczerze mówiąc, nie sądzę, by w jakimkolwiek stopniu ode mnie zależało, czy powstanie arcydzieło literackie, genialny obraz lub wspaniały film (...)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji