Artykuły

Pierwsze premiery

SEZON 1977/78 rozpoczął Teatr im. Stefana Jaracza przedstawieniem zrealizowanym jeszcze przed wakacjami za dyrekcji Krzysztofa Rościszewskiego, czyli "Domem Bernardy Alba" hiszpańskiego poety i dramaturga Federico Garci Lorki.

Napisał tę sztukę Lorca u schyłku życia. Historia siedmiu kobiet zamkniętych w murach jednego domu, nie rezygnując z mrocznej obyczajowości hiszpańskiej, przynosi nam coś więcej. Pokazuje jaką cenę trzeba płacić za dobrowolną izolację, jak natura ludzka buntuje się przeciwko narzuconym więzom.

Kobiety z "Domu Bernardy Alba" pragną czegoś innego, pragną swobody, powietrza, mężczyzn. Uciekają poza mury domu, jedne w sposób dosłowny, drugie myślą. Ale więzy środowiskowego obyczaju są zbyt silne, zakorzenione i próba ostatecznego zerwania z domem musi skończyć się tragicznie.

Dlaczego tak się dzieje? Czy za wszystko winić należy Bernardę Albę, stojącą na straży odwiecznych praw środowiska? Sztuka nie daje na to pytanie jasnej odpowiedzi. Zawiera jakąś tajemnicę. Bernarda Alba jest sprawczynią tragedii, ale sama jest również ofiarą. Bardzo zawiłe musiały być jej życiowe losy. Skoro zdecydowała się na tak okrutne rządy silnej ręki. Lorce zabrakło trochę sił, by rozwikłać skomplikowany portret psychologiczny Bernardy. Mogła to być sztuka o niej. Jest natomiast sztuką o kobietach czekających na głos z zewnątrz, na głos natury.

Przedstawienie olsztyńskie reżyserował absolwent warszawskiej szkoły teatralnej Zbigniew Wróbel. Współpracując z grupą dobrych, doświadczonych aktorek stworzył przedstawienie konsekwentne, jasne w intencjach, trochę poetyckie, mające w sobie coś z moralitetu.

Pomagał mu w tym przede wszystkim scenograf Józef Zboromirski. Posługując się wyłącznie czernią i bielą podkreślał kontrastowość dobra i zła, radości i smutku, czystości i występku. Tylko chwilami w jednolitą tonację czerni i bieli wdzierały się inne barwy zapowiadające świat pełniejszy, bogatszy. Taką funkcję spełniał barwny ogródek poza domem, albo kolorowe wstążki wyrzucane w górę ze spontaniczną radością.

Bardzo dobre jest aktorstwo olsztyńskiego "Domu Bernardy Alba", szczególnie role Eugenii Śnieżko-Szafnaglowej (Babka), Witoldy Czerniewskiej (Bernarda Alba), Barbary Baryżewskiej (Martirio), Wandy Bajerówny (Poncja), Teresy Kulikowskiej (Adela).

Drugą premierą sezonu, przygotowaną już pod kierownictwem nowego dyrektora Andrzeja Rozhina, była komedia współczesna Ryszarda Łatki "Tato, tato, sprawa się rypła", w reżyserii Mariana Szczerskiego, w oprawie scenograficznej Wandy Czaplanki.

Sztuka pokazuje skutki ekspansji cywilizacji na wieś. Stara się zarejestrować zjawiska towarzyszące tej ekspansji, wskazać kiedy i dlaczego cywilizacja obraca się przeciwko człowiekowi. W podejściu do tematu utwór Latki przypomina trochę twórczość Redlińskiego, posługuje się wyolbrzymieniem, przesadą, prawie groteską. Napisany jest gwarą występującą gdzieś pod Wadowicami, nie stroni od zwrotów i słów dosadnych, ostrych, może nawet wulgarnych.

W realizacji sztuka nie jest wcale łatwa, chociaż jej zewnętrzna faktura oddziałuje na publiczność i wywołuje żywe reakcje. Gwara wymaga od aktorów precyzji w podawaniu tekstu, troski o intonację, o emisję, o dykcję uwzględniającą specyfikę środowiskowego języka. Realizacja olsztyńska wprowadzając zbyt wiele sytuacyjnych efektów komediowych, sporo ostrych spięć, krzyków, zamieszania - utrudniała wydobycie w pełni tego, co określone zostało przez reżysera jako poezja gwary.

Z grona wykonawców najlepsze wrażenie pozostawili po sobie Marian Szczerski jako Placek i Mariusz Szaforz jako jego syn Józek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji