Artykuły

O namiętnościach z dystansem

"Krwawe gody" Federico Garcii Lorki wystawił kaliski teatr. To pierwsza sztuka, którą w Kaliszu wyreżyserował dyrektor teatru Jan Nowara. W pierwszym sezonie scenę oddawał młodym reżyserom. Dzięki temu publiczność mogła obejrzeć kilka udanych spektakli. Teraz przyszedł czas na realizację jego zamysłu, z którym, jak mówił, nosił się od dawna. Lorka, hiszpański poeta teatru, to jego wielka miłość. Tylko, czy droga, którą do niego dociera, jest właściwa?

Oto Matka, która pochowała przed laty męża i syna. Pała nienawiścią do zabójców swoich najbliższych, do ich rodziny. Nienawiść i wspomnienia to jedyna treść jej życia. Gdyby żyli jej mąż i syn, wypełnialiby jej dni. Dom to grobowiec, w który wchodzi się z chwilą zamążpójścia, więdnąc i umierając w nim powoli. Reszta świata odbija się o gruby mur. Gdy mąż dawał szczęście, tym umieranie dramatyczniejsze i żądza zemsty silniejsza.

Ta żądza zemsty staje się fatum, potęgą, szukającą spełnienia. Kolejna śmierć czai się, szukając swojej ofiary. Znajduje się powód. Jest narzędzie zemsty i ofiara. To jej syn, najmłodszy, ostatni.

Kroki do dramatycznego finału odmierzane są jak zegarem scenami tańca flamenco. Taniec wybucha z chwilą wesela. Żeni się syn. Dla matki to promyk nadziei. Może będą wnuki, dużo wnuków?

Panna młoda ucieka jednak z weselnej sali z Leonardem, swoim dawnym narzeczonym, którego kiedyś nie mogła poślubić, ponieważ był zbyt ubogi. Pan młody podąża ich śladem. Zemsta musi się dokonać. W starciu giną obaj młodzi mężczyźni.

Fatum, śmierć, która cały czas czuwa, staje się smutnym zwycięzcą.

Tę pełną namiętności historię z andaluzyjskiej wsi reżyser opowiada z dystansem nie pozwalając aktorom na większa ekspresję. To chłodna relacja z gorącego wydarzenia. Surowa i prosta jest też scenografia - dwie duże drewniane skrzynie ze schodami wewnątrz, które się łączą, bądź oddalają. Ten ascetyzm, to interesujący zabieg formalny, ale czemu ma służyć? Być może siłę przekazu dopełnić miał taniec i śpiew. Cóż kiedy taniec nieudolny - trudno, żeby aktorzy z dnia na dzień stali się mistrzami flamenco, a pieśni raczej anemiczne.

Jednej sceny nie ugasił chłód reżyserskiego zamysłu: Narzeczona i Leonardo pozostają sami. Za nimi ścigający ich Narzeczony. Nie ma tu jednak miłosnych uścisków, tkliwości, lecz wyrzuty i tłumaczenia. Brzmi tu mocno pytanie Lorki o wartość miłości. Miłość może dać szczęście, ale nie musi. To dzieło przypadku. Jest jak choroba, której nie można się przeciwstawić, nad którą nie można zapanować. - "Cóż za szaleństwo! Nie chcę z tobą ni łoża dzielić, ani stołu, a jednak nie ma jednej chwili, której nie pragnęłabym dzielić z tobą - mówi Narzeczona - odpowiada Leonardo.

Rządy sprawują potęgi: ziemia, księżyce, śmierć, a także konwenanse, szczelnie oplatające codzienność. W ich władaniu jest także miłość. Nie ma tu miejsca na nadzieję. To wyraźnie w tej inscenizacji zabrzmiało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji