Artykuły

Życie i sen

"Ślub" Witolda Gombrowicza jest jedną z niewielu sztuk, które prowokowały mnie do podjęcia ponownych realizacji - warto przypomnieć te słowa Jerzego Jarockiego sprzed kilkunastu lat z okazji jego najnowszej inscenizacji tego właśnie dramatu, zrealizowanej w krakowskim Starym Teatrze. Fascynuje ona odmienną, przenikliwą i jakże uaktualnioną interpretacją tekstu, który bywa już zaliczany do kanonu naszej narodowej klasyki. Może zaimponować jednocześnie konsekwencją wizji, wywoływanej na pustej początkowo, mrocznej scenie oszczędnymi środkami plastycznymi, które włącza do akcji jako scenograf Jerzy Juk-Kowarski, współbrzmieniem muzyki Stanisława Radwana z precyzyjną grą aktorów.

Jarocki tak rozegrał Gombrowiczowski rytuał form piętrzących się między biegunami prawdy i fałszu, normalności i szaleństwa, wreszcie różnych konwencji literackich, że stonowane zostały elementy groteskowe sztuki na rzecz egzystencjalnego doświadczenia, któremu poddany zostaje Henryk. Na wzór Hamleta - tylko że tutaj wszystko dzieje się we śnie czyli... wewnątrz umysłu, bohatera sztuki. Ale już Calderon, którego dzieło Jarocki także wystawiał w Starym, powiedział, że "życie jest snem". Zatem Henryk powołując do życia postaci ze snu, które stopniowo wyłaniają się z mroku i drobią po scenie, lub wychodzą z szafy (jak Mańka), wyrzuca z siebie własne kompleksy, duchowe zasuplenia. To one zaczynają rządzić biegiem akcji. Bohater chciałby uporządkować swe myśli, znaleźć świat też uporządkowany, a jednocześnie poznać kres swej wolnej woli i odpowiedzialności za innych. Tymczasem wszystko odradza się w spotworniałych kształtach, inicjatywę przejmuje Pijak - ciemne alter ego bohatera (Krzysztof Globisz), rodzice skazani zostają na piekło upodlenia, ślub z Manią, przeistoczoną z przedwojennej narzeczonej w dziewkę karczemną, stale się odsuwa, aż Henryk pozostaje znów sam na pustej scenie, z porzuconym welonem u stóp.

Jerzy Radziwiłowicz pokazuje niemoc i klęskę bohatera będącego wcieleniem człowieka nowoczesnego. Ta Gombrowiczowska wersja Hamleta daleko odbiega od romantycznych wzorców. Henryk jest analitycznie dokładny, opanowany, a jednak "upija się" uzyskaną mocą i wielkością tyrana. W inscenizacjach "Ślubu", jakże licznych ostatnio, nie było chyba dotąd tak sugestywnie zarysowanej tej postaci i bliskiej naszym dylematom. Ale w krakowskim "Ślubie" jest więcej znakomitych kreacji aktorskich, które w sumie decydują o niezwykłym napięciu emocjonalnym przedstawienia, dalekiego od retoryki. Należą do nich przede wszystkim Ojciec Jerzego Treli i Mania Doroty Segdy, zarówno we wcieleniu Służącej, jak i Księżniczki.

Recenzenci "Ślub" w reżyserii Jerzego Jarockiego już uznali za wydarzenie sezonu. Ale znaczenie tego przedstawienia, odkrywającego językiem Gombrowicza sprawy dla nas niesłychanie ważne i próbującego je zracjonalizować, wydaje się przekraczać wymiar jednego sezonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji