Artykuły

Szlagier o 19.15

NOWY rok i jaki dobry początek! Cóż z tego, że nie warto wołać: oby tak dalej!, bo niby: co dalej i: gdzie... Ale na pewno warto bić brawa Współ­czesnemu za to, że dostarcza tyle radości! Że pozwala na śmiech szczery i na satysfakcję obcowania z prawdziwą sztuką teatru, że bawi, relaksuje i przywraca wiarę w war­szawską Melpomenę. Jesteśmy oto w malutkiej salce na Mokotowskiej. Niby jak zawsze, a inaczej. Spektakl rozpoczyna się nie o 19, a o 19.15. Ten kwadrans spóźnienia to sygnał. Dla jednych ostrze­żenie, dla innych zachęta. Dla dy­rekcji powód do tłumaczenia się przed widzem, przyzwyczajonym tu do tzw. ambitniejszego repertuaru. No i okazja do przypomnienia, że były lepsze czasy.

Były. Współczesny miał małą sce­nę, na Czackiego (gdzie dziś ledwie wspomnienie po "Kwadracie") i grał tam Musseta i Williamsa, Cwojdziń­skiego i Pirandella, Becketta i Za­polską. Teraz dla tego nurtu reper­tuarowego musi w swojej starej budzie na Mokotowskiej uruchamiać scenę na scenie. Tę właśnie o 19.15.

Jednym śmieszno, innym smutno. Niektórym żal, że najciekawszy warszawski teatr dusi się, podczas gdy słabeusze rozpychają się wygod­nie. I pomyśleć: jakiż piękny byłby to adres: Czackiego - 19.15. Po ,,Kwadracie" został tylko dawnych wspomnień czar, cóż więc stoi na przeszkodzie?

Coś stoi, skoro grają bez nadmetrażu, na Mokotowskiej. I to jak grają! Tekst Ayckbourna, o którym pisze się - nie bez racji - że jest najbardziej pomysłowym autorem naszej doby, to komedia omyłek Qui pro Quo. W sześciokącie. Trzy razy on i ona. Wszyscy w tarapatach, które sobie sami gotują. Węzły gor­dyjskie i zręczne tricki na ratunek. Sytuacje nie do naprawienia i happy endy. Wszystko na raz. Wszystko na krzyż. Napisane błyskotliwie i świet­nie przetłumaczone przez nieodżało­wanego Kazimierza Piotrowskiego, który nie skąpił aforyzmów, mak­sym i kalamburów. Symultaniczna nazwa i symultaniczny śmiech.

Maciej Englert zagrał tę sztukę samymi atutami. Kucówna (gościn­nie) i Wołłejko, Lipińska i Kowa­lewski, debiutująca (z powodze­niem!) Beata Poźniak i Michnikow­ski. Koncert. A każda z ról zindy­widualizowana, każda z par namalo­wana inną kreską. Ci dystyngowani, ci młodzieżowo rozchełstani, ci zno­wu śmiesznie nuworyszowscy. Mie­szanka jest wybuchowa. Naprawdę. Englert nie marnuje żadnej sekundy, rozgrywa rzecz brawurowo, z pomysłami nie od parady. Zobaczcie koniecznie! Szlagier!

A jeśli usłyszycie napuszone sądy zza węgła: co to za szlagier, mieszczańska zabawa i tyle, mało warta komedyjka - śmiejcie się także z tego!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji