Artykuły

Teresa Tuszyńska znika

Pojawia się na kilka lat w polskim filmie, a potem znika. Tak samo z byciem modelką: objawia się na pokazach, piękna i dystyngowana, a następnie rezygnuje z paradowania po wybiegach świata. Kim była? Został ślad na czarno-białym celuloidzie, kilka ról. Jak to się stało, że zaprzepaszczono jedną z najlepiej zapowiadających się karier w polskim kinie? - pyta Marcin Kowalski w Wysokich Obcasach, dodatku Gazety Wyborczej.

Po 'Do widzenia, do jutra' Francuzi tak zachwycili się Teresą, że przysłali negocjatorkę, która miała ją namówić na granie w ich filmach. Ale Tuszyńskiej nie zależało - spławiała ją.

"- A co byś zrobił, gdybym zaginęła? - A szukałbym ciebie. Zaglądałbym w oczy wszystkim dziewczynom. Jedne miałyby twoje oczy, drugie usta, a trzecia włosy. Jedne byłyby bardzo poważne, inne znów w doskonałym humorze. Inne grałyby w tenisa lub ciągle spieszyły się na kolację, ale żadna nie byłaby tobą"

Pojawia się na kilka lat w polskim filmie, a potem znika. Tak samo z byciem modelką: objawia się na pokazach, piękna i dystyngowana, a następnie rezygnuje z paradowania po wybiegach świata. Kim była? Został ślad na czarno-białym celuloidzie, kilka ról. Jak to się stało, że zaprzepaszczono jedną z najlepiej zapowiadających się karier w polskim kinie? Jej przyjaciółka mawiała często, że gdyby tylko Teresie się chciało, mogłaby zajść tak daleko jak Pola Negri. Bo propozycje były. Ale wszystkie konsekwentnie odrzucała.

Nie ma o niej ani jednej książki, ani jednego filmu dokumentalnego. Jeśliby wierzyć temu, co widać na ekranie, to Teresa Tuszyńska ma wciąż 16 lat, krótko obcięte ciemne włosy i zalotne spojrzenie - wcale nie nimfetki, lecz dystyngowanej młodej damy.

Albo zupełnie inaczej: zimne spojrzenie wampa, tlenione włosy i zero skrupułów przy wkręcaniu Cybulskiego w podłą intrygę. Lub też ciemną skórę i znów - zero skrupułów. Świetnie prowadzi samochód, gra w tenisa, jeździ na nartach, swobodnie posługuje się kilkoma językami, znajduje radość w tańcu i nie waha się przed szybkim ślubem z mężczyzną, którego prawie nie zna. Wiele w tym prawdy. Chociaż jak to z Teresą było, naprawdę nie wie nikt.

Cześć! Co słychać? Nic?

Jak Tuszyńska pojawia się po raz pierwszy na ekranie - wiedzą wszyscy. A przynajmniej wszystkim się wydaje, że wiedzą.

Powszechnie mniema się, że jej debiut to film 'Do widzenia, do jutra'. Z legendarną sekwencją wprowadzającą Teresę na scenę. Więc najpierw jest kobiecy głos: 'Przepraszam pana, gdzie jest ulica Długa?'. Odwrócony plecami do pytającej Zbyszek Cybulski zaczyna odpowiadać z werwą; pokazuje coś ręką przed siebie, odwraca się na słowo "bulwarem" i kamienieje. Coś jeszcze próbuje mówić, lecz poznajemy po twarzy, że nic mądrego już nie usłyszymy. Omiata wzrokiem kogoś, kogo widz jeszcze nie dostrzega. Kamera odwraca się - i widzimy Teresę Tuszyńską w białej sukience z ciemną etolą. Uśmiechnięta patrzy wyczekująco. Tyle wiemy. Czyli nic nie wiemy.

Bo po pierwsze, Tuszyńska pojawiła się na ekranie już wcześniej, a po drugie, to nie jest jej głos. - Mnie w każdym razie to wystarczyło, żeby zupełnie stracić głowę - opowiada Krzysztof Trojanowski, filmoznawca, animator jednego z kilku forów internetowych poświęconych Teresie. Właśnie pisze pierwszą książkę o aktorce. - Ten film oglądałem po raz pierwszy, gdy miałem kilkanaście lat. To była pierwsza połowa lat 80. Tam się wiele dzieje - jest Gdańsk z całą swoją urodą, jest Cybulski - a ja od pierwszych scen myślałem tylko: co to za zjawiskowa aktorka?

Reżyser filmu Janusz Morgenstern wielokrotnie wspominał, że wypatrzył Tuszyńską na szkolnym balu w liceum Batorego. Spodobała mu się, więc ją zaangażował do swego debiutanckiego filmu. I tak oto miał ją odkryć. Historia piękna, ale nieprawdziwa. Zresztą to niejedyne przekłamanie w jej losach - mniej lub bardziej świadomie fałszowanych, przeinaczanych przez prasę, współpracowników i wreszcie samą Teresę, która od lat 70. chciała tylko jednego: żeby wszyscy dali jej święty spokój.

Spróbujmy opowiedzieć jej historię od samego początku. Teresa urodziła się w Warszawie jesienią 1942 roku, na robotniczej Woli. Chociaż wszyscy, którzy później zobaczą ją na wybiegu i ekranie, zgodnie będą mówili o szlachetności postawy i arystokratyzmie bijącym z ruchów, Teresa w początkach życia nie ma nic wspólnego z arystokracją. Pochodzi z bardzo porządnej rodziny o rzemieślniczych tradycjach. Tata jest mistrzem masarskim ('Niestety, uzależniony od alkoholu' - mówią ci, którzy go znali), mama - standardowo: w domu, przy dzieciach. Czasem dorabia jako praczka. Gdy rodzi się Teresa, w rodzinie jest już jedno dziecko. Po niej państwo Tuszyńscy będą mieli jeszcze jednego potomka. Rodzina wychowuje dzieci surowo, ale z miłością - na tyle surowo, że gdy o Teresie zacznie się robić głośno, jej matka zrobi awanturę, bo 'nie wypada, żeby takie zdjęcia... takie dziecko...'

Fakt: Teresa bardzo lubi chodzić na rozmaite potańcówki. W ogóle ciągnie ją do tzw. środowiska - aktorzy, piosenkarze. Dlatego chodzi np. na tańce do Stodoły - studenckiego klubu wybudowanego z resztek pozostałych po Pałacu Kultury i Nauki. Stodoła skupia wówczas (lata 50. i 60.) muzyków jazzowych, aktorów, kabareciarzy - wszystko to, co Terenię tak pociąga. Więc chadza tam mniej więcej regularnie. Tam zobaczy ją fotograf Andrzej Wiernicki. - Pracowałem w 'Expressie Wieczornym'. Zostałem wysłany służbowo do Stodoły, na Emilii Plater, żeby obfotografować coraz głośniejszy kabaret. No i wsiąkłem.

W karnawale 1958 roku odbywa się w Stodole wielki bal. - Poszedłem tam zabawić się ze znajomymi i koleżanką małżonką.

W trakcie zabawy Wiernicki dostrzega wspaniale poruszającą się, doskonale tańczącą, wysoką, piękną dziewczynę. - Byłem jak rażony piorunem - wspomina fotograf. Zresztą nie tylko on - 16-letnia Teresa Tuszyńska zostaje jednogłośnie okrzyknięta 'miss Stodoły'. Wtedy, na balu, robi jej pierwsze zdjęcia. I zaprasza ją do atelier mieszczącego się w kawalerskim pokoiku na ulicy Poznańskiej. Tam robi kolejne fotki. Zaczyna się przygoda.

I ogłosiłbym we wszystkich gazetach świata, że cię poszukuję

Teresa ma w sobie 'to coś', co powoduje, że obiektyw ją lubi. Wiernicki zanosi jej zdjęcia do 'Kobiety i Życia', z którą współpracuje. - Pokazałem najpierw grafikom. Byli oszołomieni. Dali ją na okładkę wielkanocnego numeru. Z tego robi się afera: matka Teresy przychodzi do Wiernickiego i jemu, a także jego ojcu robi karczemną awanturę. Że tak nie wolno, że to nieprzyzwoite, a w ogóle to 'zwykła prostytucyja'.

Wiernicki nie odpuszcza. Czuje, że ta dziewczyna ma jakąś przyszłość i że grzechem byłoby ją zmarnować. Szuka okazji, żeby pokazać Teresę światu. Tym bardziej że Teresie zależy - chce bywać, pokazywać się. Zapewnia gorąco, że nie ma nic wspólnego z poglądami matki na temat 'prostytucyi' i że ma jej pełne poparcie.

Okładka w 'Kobiecie...' to dobry start, ale w latach 50. kultowym pismem jest 'Przekrój'. Szefuje mu Marian Eile, zastępcą naczelnego jest Janina Ipohorska. Z pismem współpracowali m.in.: Gałczyński, Tyrmand, Mrożek, Lengren, Minkiewicz. Mówi się o 'kulturze Przekroju '. Josip Brodski powiada, że nauczył się polskiego, by czytać krakowski tygodnik. Akcje organizowane przez pismo miały ogromną siłę rażenia. Jedną z nich jest ta pod hasłem 'Film szuka młodych aktorek'. Wiernicki posyła zdjęcia Tuszyńskiej. Znowu: bez jej wiedzy, bez jej zgody. Chociaż dla ścisłości to zgoda była - podpisana in blanco przez dziewczynę tuż po aferze z okładką 'Kobiety...'.

To wciąż jest 1958 rok - rok 'Eroiki', 'Popiołu i diamentu' i 'Pożegnań'. I szukania nowych talentów. Do redakcji przychodzi 1200 zgłoszeń, w tym zdjęcia Teresy. Jury wybiera 29 finalistek. Tuszyńska wygrywa. Brzmi trochę niepoważnie: gazetowy konkurs. Ale niesłusznie: - To był bardzo profesjonalny konkurs. Zrealizował go Zespół Autorów Filmowych 'Rytm'. Kierownikiem był reżyser Jan Rybkowski, on też przewodniczył jury.

Jury orzeka jednogłośnie, że Teresa ma największe szanse na filmową karierę. 'Przekrój' zwraca się do Wiernickiego z prośbą o podanie kontaktu do laureatki. Fotografowi z tyłu głowy kołacze się myśl, że o starcie niepełnoletniej Teresy w konkursie nie powiadomił nie tylko jej, ale nawet jej rodziców. Ale daje namiary. Parę lat później Teresa podziękuje mu za to - w wywiadzie radiowym powie, że dzięki niemu zrobiła pierwszy krok do kariery.

- Gdy ją zobaczyłem w Stodole, uderzyła mnie jej uroda. Ale nic więcej. Dopiero w atelier, kiedy ta nastolatka zaczęła mi ustawiać się do zdjęć jak profesjonalistka - zauważyłem, że ona do tego ma jakiś wrodzony talent.

Gdy Teresa będzie już pracowała jako modelka, ten talent uwydatni się w całej pełni - nigdy nie trzeba będzie jej ustawiać przed kamerą. Zawsze wie, jak się umalować, uczesać, jak stanąć do fotografii. Nie była zupełnie zielona. W roku 1958 chodzi do nieistniejącego już, legendarnego Liceum Techniki Teatralnej na Miodowej - tego samego, które kończył m.in. Krzysztof Kieślowski. Mówił w którymś z wywiadów, iż była to najlepsza szkoła, do jakiej kiedykolwiek chodził. - Nauczyciele kazali nam czytać książki, chodzić do teatru i do kina. Gdyby nie to liceum, prawdopodobnie nigdy nie zostałbym reżyserem. Tam po prostu zaraziłem się sztuką. Zarażona była też Tuszyńska. - Miała mocne ciągoty - podsumowuje Trojanowski. - Interesowała się sztuką, teatrem. No i oczywiście filmem.

Gdy 1 czerwca 1958 roku przychodzi więc informacja o zwycięstwie w konkursie 'Przekroju', Teresa jest na to na swój sposób gotowa. Nagród jest kilka. Cztery portrety na okładkach 'Przekroju'. Ułatwiony wstęp do szkoły filmowej w Łodzi. I rola w aktualnie realizowanym filmie Rytmu, czyli w 'Ostatnim strzale'. Straszna ramota w reżyserii Jana Rybkowskiego, ale daje okazję do zatrudnienia finalistek.

Zdjęcia próbne odbywają się w Łodzi - wszak wszystkich 29 nie zaangażują. Filmowcy decydują się na kilkanaście dziewcząt; jednogłośnie też orzekają, że najlepiej przed obiektywem czuje się Teresa. I tak trafiła do filmu.

Pierwszy raz przekroczyłem tę bramę

Konia z rzędem temu, kto obejrzy do końca 'Ostatni strzał'. Miasteczko na Mazurach. Po amnestii wraca na stare śmieci niejaki Ziarno, były szef AK-owskiej 'bandy'. Ktoś go wydał, więc teraz będzie tego kogoś szukał. Na miasto pada oczywiście blady strach, naturalnie znajduje się wreszcie dzielny milicjant o nazwisku Giżycki, który ma odwagę i tak dalej. W końcu - po przenudnych perypetiach - Ziarno trafia na trop niejakiego Skiłądzia, który - jak podejrzewa - mógł go wydać. Skiłądź pracuje na przystani, więc Ziarno idzie na przystań. Stop. Dalej nie ma po co oglądać.

Skiłądź, Ziarno, rozterki powojenne - wszystko to staje się nieważne, gdy na ekranie pojawiają się urocze wczasowiczki - laureatki przekrojowego konkursu. Dziewczyny (m.in. Teresa Zakrzewska, Wanda Wisłocka, Krystyna Suszko, Danuta Starczewska, Zofia Słaboszowska, Elżbieta Rozwadowska i oczywiście Teresa Tuszyńska) dostały drugoplanowe wypełniacze. Nie mówią ani słowa. Mają chodzić z wdziękiem, jeść z gracją zupę w restauracji, seksownie opalać się na pomoście. - I rzecz ciekawa - zapala się Trojanowski - Prasa pisze jednogłośnie niemal, że film słaby, ale dziewczyny sprostały zadaniu; owszem, wyżywają się aktorsko w tym jedzeniu zupy. Dziennikarze zarzucają także Rybkowskiemu, że zbyt mało je wykorzystał, że pochował. No, ale mimo to, proszę pana...

Najlepsza jest Teresa. Teresę się widzi, Teresę się zapamiętuje. Po 'Ostatnim strzale' dostaje kilkanaście ofert sesji zdjęciowej. Pojawia się jeszcze raz u Wiernickiego, którego zdjęcia pomogą jej jeszcze zrobić karierę modelki w Modzie Polskiej. O tym za chwilę.

Tymczasem w Gdańsku Zbyszek Cybulski zakochuje się w 18-letniej Françoise Buron, córce francuskiego konsula urzędującego w Gdańsku. Płomienny romans na tle powojennej architektury Gdańska. W tle teatrzyk Bim-Bom, Kobiela, Fedorowicz. Ostatecznie nic z tego nie będzie, Francuzka wyjedzie bez żalu. Cybulski zostanie ze złamanym sercem. Ta miłość miała jednak taką moc, że postanowi ją opisać, a potem sfilmować. Reżyserować to będzie Janusz Morgenstern. Zbyszek będzie Jackiem; zagra go Cybulski. Françoise w filmie będzie miała na imię Marguerite; zagra ją Teresa.

Na razie jednak jest inna propozycja: dziewczyna ma zagrać w filmie u boku Gustawa Holoubka, Jana Pawlikowskiego i Stanisława Milskiego. Film nosi tytuł 'Biały niedźwiedź'. Ma zagrać Annę - góralkę, córkę profesora, u którego ukrywa się (w kostiumie tytułowego białego niedźwiedzia) główny bohater.

Obraz - jak mówią znawcy - razi teatralną manierą, ale Tuszyńska... - Ona, jak wszyscy zgodnie podkreślali, czaruje na ekranie. No po prostu daje radę. Są tam długie sceny z monologiem partnera - ona musi słuchać i emocje przekazywać twarzą. Gra mimiką, spojrzeniem, uśmiechem. Potrafiła partnerować Holoubkowi, sprostała uznanym kolegom. Sprawdziła się. Rolę góralki dostaje jednak ostatecznie nie dlatego, że ma ładną twarz czy że wygrała konkurs - dostaje ją, bo świetnie jeździ na nartach.

No powiedz, że warto, przecież widzisz, że na to czekam

Morgenstern upiera się, że wraz z Cybulskim wypatrzyli ją na potańcówce w liceum Batorego. Mieli już pomysł na film, szukali Marguerite/Françoise. I wtedy - jak głosi legenda - wpadła im w oko zupełnie nieznana, ładna, zgrabna dziewczyna. Świeża. Więc postanowili, że zagra. Krzysztof Trojanowski: - Nie chce mi się wierzyć, że nie znali Teresy. Że przynajmniej gdzieś im się nie 'obiła o oczy'. Miała przecież już okładkę w 'Kobiecie...', wygrała głośny konkurs, wystąpiła w dwóch filmach. Opowiadanie, że była zupełnie nieznana, że ją odkryli dla filmu, jest - delikatnie mówiąc - nieporozumieniem.

W każdym razie Cybulski dochodzi do przekonania, że ta młodziutka dziewczyna jest najbliżej ideału, w którym się zakochał. Teresa Tuszyńska podpisuje kontrakt, który ma na zawsze zmienić jej życie.

- To jeden z najlepszych polskich filmów w historii naszej kinematografii - ocenia Trojanowski. - Zresztą doceniany i wtedy, i teraz. Proszę popatrzeć po internetowych forach, jak wielu ma fanów. Młodzi ludzie doceniają to uniwersalne przesłanie, tę historię miłosną, która przecież kończy się nieszczęśliwie.

W 2007 roku, przy okazji wydania filmu na DVD, Janusz Wróblewski napisze na łamach 'Polityki': 'Nie ma w nim odwołań do okupacji i historii, są natomiast obrazki życia codziennego studenckiej bohemy, marzącej o lepszym życiu i nieosiągalnej w peerelowskiej rzeczywistości pełni szczęścia'. Scenariusz wespół z Cybulskim piszą Bogumił Kobiela i Wilhelm Mach. Muzykę nagrywa Krzysztof Komeda. Gra plejada aktorów: Władysław Kowalski, Adam Pawlikowski, Jacek Fedorowicz, Roman Polański (genialne tańce w pobliżu kortów) i oczywiście Cybulski. Ale to Tuszyńska zostaje królową ekranu - od momentu, gdy tylko przelotnie, jakby od niechcenia się na nim pojawia.

Sukces olbrzymi. Film zgarnia zagraniczne i polskie nagrody, a 17-letniej Teresie woda sodowa uderza do głowy. Trojanowski: - Kiedy podpisywała kontrakt, była niepełnoletnia. To, co potem się wydarzyło, zwyczajnie ją przerosło. Z dnia na dzień stała się gwiazdą. A radziła sobie z tym - mówiąc delikatnie - różnie. Na początku pilnuje jej rodzina. Mama, brat - starają się kontrolować, gdzie chodzi i co robi. - Obawiano się, żeby za szybko nie wciągnęło jej środowisko filmowe, i to od złej strony. Jakieś bankiety, balangi, wyjazdy...

No ale się nie udało. Teresa, pochłonięta już przez zachwycone nią środowisko filmowców, jazzmanów, reżyserów itp., bywa na bankietach, wyjeżdża z nimi do Zakopanego. I tam już nikt jej nie pilnuje.

Która radość trwa długo?

Jedną z takich szalonych zabaw z udziałem Teresy opisuje na łamach 'Jazz Forum' Jerzy Duduś Matuszkiewicz. To był rok 1960, tuż po premierze 'Do widzenia...'.

'Na Kalatówki przyjechało kilkadziesiąt osób z całej Polski - muzycy jazzowi i wiele postaci o znanych nazwiskach ze środowiska artystycznego, inteligencja artystyczna, tzw. high life, reżyserzy, aktorzy, literaci, plastycy, dziennikarze - redaktor Marian Eile i Janina Ipohorska z Przekroju , Ludwik Jerzy Kern, Jurek Skarżyński - znakomity plastyk, malarz scenograf i znawca jazzu, Romek Polański, wtedy jeszcze początkujący, ale już sławny reżyser (...), piękne aktoreczki, które rozbłysły na ekranie - Basia Kwiatkowska ( Ewa chce spać ), Maja Wachowiak ( Pożegnania ) i Teresa Tuszyńska. (...) Była zima, marzec, pogoda, słońce. Ci, którzy umieli jeździć na nartach, zjeżdżali w Suchym Żlebie, panie jeździły z górki na sankach albo na miednicach, które wykradały z kuchni. Zylber, który doskonale jeździł na nartach, urządził slalom z góry, ustawił kilka bramek - kto potrafił, to je omijał, inni się wywracali... Odbywały się różne zabawy, m.in. to słynne pyjama party z okazji imienin Romka Polańskiego. Jedliśmy śniadanie w piżamach, wszyscy zeszli do stołówki, usiedli przy długim stole ustawionym na długość całej sali. (...) Najbardziej spektakularną zabawą były wyścigi na fotelach. Po północy, gdy sala stołówki była pusta, wszystkie stoliki przesunęliśmy na boki pod ściany. Było parę foteli z oparciami - przewróciliśmy je na plecy i używaliśmy jako sanek, które po tej drewnianej, wypastowanej podłodze dobrze się ślizgały. Sala była długa i można było uzyskać dużą prędkość. (...) Sprawcą wielu wybryków był Andrzej Dąbrowski, który pasjonował się pirotechniką - rzucał w najmniej spodziewanym momencie petardy, zapalał świece dymne, raz wykręcił korki i w całym schronisku zgasło światło!'.

Takie życie podoba się Teresie coraz bardziej - pełne nocnych tańców, papierosów, jazzu i oczywiście alkoholu. Jest doskonałym kompanem przy stole. Ma dar opowiadania i skupiania na sobie uwagi. Jej towarzystwa się poszukuje.

Na Kalatówkach poznaje pierwszego męża, który da jej hrabiowski tytuł i fabułę na film. W 1962 roku Jan Rafał Florian hrabia Zamoyski herbu Jelita pojmuje Teresę za żonę. Zamoyski ma 26 lat, dobrą pozycję w tzw. środowisku - jest grafikiem. A Teresa podoba się wszystkim - nawet kobietom. Sport, głód życia towarzyskiego, jazz - to wszystko ich łączyło, choć na niedługo. Już rok później się rozchodzą. Trojanowski: - Ich historia ma związek z filmem 'Rozwodów nie będzie'. Wiem o niej niewiele: ot, pobrali się szybko, rozeszli też. Wszystko to prawdopodobnie stało się potem kanwą jednej z nowel filmowych w zbiorze 'Rozwodów...'.

To udany debiut reżysera Jerzego Stawińskiego. Składa się z trzech 'Zdarzeń'. 'Zdarzenie II' to właśnie Tuszyńska: 39-minutowa opowieść o pięknej, trochę niedostępnej i wyniosłej Joannie, która poznaje na prywatce Marka. Na drugi dzień - dla zgrywy, dla zakładu - pobierają się. Trojanowski: - No cóż, mam podejrzenia, że Stawiński trochę się tym inspirował.

Dziś hrabia mieszka we Francji. Ma rodzinę. Do tamtych wydarzeń nie chce wracać. To już jednak schyłkowe lata beztroskiego życia. Powoli zbliża się szarzyzna, której Teresa tak się boi.

Podchodziłem coraz bliżej i zadawałem sobie pytania

Rok 1959 Jadwiga Grabowska może uznać za udany. Po sześciu latach pukania do ministerialnych drzwi wreszcie udało się jej, niegdysiejszej właścicielce salonu mody, wyprosić utworzenie przedsiębiorstwa Moda Polska. Wkrótce stanie się gigantem. Tak wspomina to Jerzy Antkowiak: - Najpierw było Biuro Mody do Współpracy z Targami Lipskimi. Jej [Grabowskiej - przyp. J.K.] współpracownica Maria Borowska była przed wojną cyrkówką, występowała w Berlinie i świetnie mówiła po niemiecku. Pojechały we dwie do Niemiec i tam się namówiły, że otworzą delegaturę. Wróciły z glejtem, że bracia Niemcy oczekują polskiej mody. Jak się zgodzili na biuro, zaczęła jeździć z pokazami do Lipska.

Grabowska, która prowadziła Modę żelazną ręką do 1968 roku, miała niezwykłe oko do modelek. To ona w 1959 roku wypatrzyła Teresę i zaproponowała jej bycie modelką. Teraz pozowanie i film idą w parze. W latach 60. Teresa jest najpopularniejszą modelką Mody. Ma status gwiazdy wybiegu. - Grabowska zawsze sama starannie dobierała sobie modelki. Tych modelek było zazwyczaj kilkanaście. Teresa pasowała jej idealnie. Była jej ulubienicą - mówi Krzysztof Trojanowski.

Tuszyńska wyjeżdża coraz częściej na pokazy zagraniczne. Także na Zachód. Wiązało się to ze sporymi pieniędzmi i prestiżem. Właściwie z tego żyła - nie posiadając dyplomu aktorskiego, za role dostawała grosze.

Po 'Rozwodach...' (a przed nimi były jeszcze słabe 'Tarpany' Kazimierza Kutza; sam reżyser niechętnie się do nich przyznaje) przychodzą dwa lata przerwy. Dziewczyna pozuje i baluje. W 1966 roku do Teresy zgłasza się Jerzy Lenartowicz, ten od nakręconego w 1964 roku filmu 'Giuseppe w Warszawie'. Chce obsadzić Tuszyńską w roli niezwykłej: pięciu kobiet różnych temperamentów, różnej urody, stanu społecznego, a nawet różnych ras. Trojanowski: - Musiał ją niezwykle cenić, skoro zdecydował się powierzyć jej tak trudne aktorskie zadanie.

W warstwie fabularnej - nic szczególnego. Dwóch mężczyzn - marynarz i lądowy szczur - przechwalają się swymi przygodami. W warstwie aktorskiej - zdaniem znawców - majstersztyk. Tuszyńska występuje w czterech z pięciu nowel. Gra diabolicznie piękną aktorkę (zrobiona na blond), portową dziewczynę, zagraniczną pasażerkę statku i jedną z żon Ekscelencji. To było spore przedsięwzięcie, zdjęcia kręcono w Skandynawii i Afryce, a także we Wrocławiu. - Ona tam za każdym razem gra cudzoziemki i zawsze jest dubbingowana przez kogoś innego. To, jak również fakt, że gra kilka ról w jednym filmie, czyni go niezwykłym, a jej robotę aktorską wydarzeniem wyjątkowym - ocenia Krzysztof Trojanowski. Teresa w każdej roli jest przekonująca i świetna. Nawet w niemej.

Film można obejrzeć we fragmentach na YouTubie. Podzielony na części. Pod dwójką, w której Teresa gra małomówną femme fatale z pejczem, rozgrywającą Cybulskiego na swój sposób, któryś z internautów napisał: 'Ale babka'. A kto inny: 'Ale dupeczka i biust, i aparycja!'. - No tak, jej uroda do dziś budzi emocje - uśmiecha się pod nosem Trojanowski.

Lenartowicz proponuje jej kolejną rolę w półgodzinnym telewizyjnym filmie 'Poczmistrz'.

To ekranizacja opowiadania Puszkina. Teresa gra tam Dunię, córkę starego poczmistrza. Dunia zostawia starego ojca na prowincji i ucieka z hrabią do Petersburga. Zawsze marzyła o lepszym życiu - więc gdy pojawia się szansa, hrabia (Andrzej Łapicki) obiecuje lepsze życie na dworze, Dunia (Teresa) wyjeżdża bez wahania. Tam jednak okazuje się, że to wszystko były miraże. Dunia się stacza. Jest pewna zbieżność z życiem Tuszyńskiej. Na razie jest sławna - występuje w filmach, partneruje najlepszym, jest modelką na pokazach w Paryżu.

Ale nie wiem, czy warto to opowiadać

A potem zaczyna się zjazd serpentyną w dół.

Jest w filmie 'Cała naprzód' scena, gdy grana przez Teresę bohaterka brawurowo prowadzi samochód wąską, zawijającą się górską drogą. Prowadząc, zapala papierosa, całuje Cybulskiego, śmiertelnie przerażonego - a droga wije się coraz bardziej niebezpiecznie. W końcu jednak dojeżdżają bez szwanku, ale wydaje się, że tylko dlatego, iż kierownicę przejmował często jej partner. W życiu Tuszyńska nie miała tyle szczęścia.

Pod koniec lat 50. wchodzi w alkohol. - Wiadomo, życie artystowskie ma swoje prawa - komentuje ostrożnie Krzysztof Trojanowski. W pierwszej połowie lat 60. rezygnuje z bycia modelką. Nie to, że sobie nie radzi, chociaż i to też. Życie towarzyskie, kolejne role, nałóg - za dużo na jedną kobietę.

Ważniejsze jednak wydaje się to, co mówili jej nieliczni przyjaciele: powoli dojrzewa w niej myśl, że o nic tak naprawdę nie warto w życiu zabiegać. Grabowska szaleje - jej ulubiona modelka z dnia na dzień, w największym rozkwicie, oddaje pole. - Na niczym jej nie zależało naprawdę. Miała lekki stosunek do życia. Wszystko traktowała lekceważąco, niepoważnie wręcz. Pewnie trochę dlatego, że wewnątrz wciąż była niedojrzałym dzieckiem. Ale też nie było nikogo, kto mógłby ją zdecydowanie pchnąć w kierunku prawdziwej kariery, kto zaopiekowałby się nią zawodowo - mówi Trojanowski.

W marcu 1963 roku zdjęcie Teresy pojawia się na okładce amerykańskiego pisma 'Show', opiniotwórczego magazynu poświęconego sztuce. Napisali o niej: 'Teresa Tuszyńska, lat 21 - najbardziej zachodnia i najbardziej utalentowana z polskich gwiazd filmowych'.

Francuzi zachwyceni 'Do widzenia, do jutra' przysyłają specjalną negocjatorkę, która ma ją przekonać do grania w ich filmach. Trojanowski: - Rzecz zupełnie niebywała. Przecież chodziło o amatorkę. A oni błagają, żeby raczyła zagrać.

Teresa umawia się na spotkanie. Ale nie przychodzi. Zwodzi agentkę mało elegancko. Kobieta wyjeżdża zniesmaczona z Polski. Teresa wzrusza ramionami - nie zależy jej.

Przychodzą też propozycje z Austrii, Włoch; z krajów demoludu zresztą też. Teresa nie o wszystkich wie (trafiają do Filmu Polskiego, monopolisty, jeśli chodzi o karierę polskich aktorów; bywa, że oferty lądują od razu w koszu), ale nawet te, o których się dowiaduje, zbywa. Bo jej nie zależy. Bo nie zna języków. Bo nie ma pomysłu na siebie i na swoje życie.

Po roku 1967 występuje jeszcze w dwóch filmach - czeskim i słowackim, w Polsce nieznanych. W 'Praskich nocach' gra w ładnej erotycznej scenie; zupełnie nie wulgarnej. I jedynej w jej karierze.

W 1970 roku gra matkę nastoletniego buntownika w słabym filmie 'Kto wierzy w bociany'. Twarz jeszcze piękna, ale podpuchnięta, bez świeżości, która zachwyciła świat w 'Do widzenia, do jutra'. Gra też znacznie gorzej. 'Przekrój' pisze, że jak Tuszyńska gra matkę nastolatka, to świat się już kończy. No i jak ten czas leci.

Potem jest jeszcze epizod w filmie NRD-owskim 'Klucze', partneruje Zygmuntowi Kęstowiczowi. Nie wiadomo, jak zagrała - scenę z jej udziałem wycięto. I to był ostatni jej raz przed kamerą. Wtedy właśnie Teresa znika z życia publicznego. Nie ma żadnych przyjaciół - ci od kieliszka przecież się nie liczą. Nikt tak naprawdę nie chce jej pomóc - ani reżyserzy, u których grała, ani partnerzy z ekranu, ani jazzmani, z którymi szalała na Kalatówkach. Jest sama z nałogiem.

Jedyna rola, jaka ją od tej chwili interesuje, to rola żony. Zaczyna żyć życiem ukrytym. Ma jeszcze dwóch mężów - drugi jest reżyserem dźwięku, trzeci robotnikiem. Teresa tyje; zaczyna wstydzić się tego, jak wygląda. Żyje bardzo skromnie w Warszawie. Prawie nie wychodzi z domu. Dzieci nigdy nie miała. Ma jedną przyjaciółkę, która umiera w 2010 roku.

W tym samym 2010 roku w Warszawie odbywa się konferencja naukowa o Tuszyńskiej. Bo ona teraz żyje drugim życiem - w internecie. Ale tak naprawdę Teresa umiera w 1997 roku. Wówczas zapomniana zupełnie. Na tyle, że funkcjonują dwie daty jej śmierci - z marca i maja.

Trzeci mąż i dwójka rodzeństwa nie chcą o niej rozmawiać. Mówią, że nie ma o czym opowiadać.

CODA

Widzisz? Powiedziałem ci zwykłą historię, która się skończyła właśnie tak, jak historie tego rodzaju. Ani trochę inaczej. Ech, przecież to się mogło nigdy nie zdarzyć. Może to tylko marzenia? Bajka?

Wierz mi, to nieistnienie jest najpiękniejszą rzeczą, jaką mogę ci ofiarować.

Śródtytuły, motto i coda pochodzą z listy dialogowej filmu 'Do widzenia, do jutra'

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji