Artykuły

Gdy Baśka gra Ofelię

Każde niemal wystawienie dzieła Szekspira jest wydarzeniem artystycznym, ściąga powszechną uwagę wywołuje, często bardzo namiętne dyskusje.

W poniedziałek (28 stycznia) Teatr TV przedstawił nam, bodaj najgłośniejszy a na pewno najdłuższy, utwór dramatyczny Szekspira - "Hamleta".

Napisał go autor "Otella", "Króla Leara", "Makbeta" czy "Antoniusza i Kleopatry" w roku 1601 i w tymże roku wystawiono tragedię po raz pierwszy. Odtąd aż po dziś dzień gra się ją z dramatów Szekspira najczęściej i ona też wzbudza najwięcej kontrowersji.

Niesposób przedstawić tu bodaj fragmentarycznie historii poszukiwań najbardziej trafnego odczytania utworu. Każda epoka tworzyła bowiem swój wzorzec i według niego odczytywała dzieło: każdy odtwórca tytułowy szukał w nim czegoś innego. Był więc Hamlet-intelektualista i Hamlet-obłąkaniec, Hamlet-filozof i Hamlet-histeryk, Hamlet-polityk i Hamlet-moralista; ba, nawet Hamlet-pięknoduch, banalny bawidamek, i Hamlet na wariackich papierach. Były przedstawienia wierne tekstowi i okrutnie okrojone, spłycone; spektakle warsztatowo tradycyjne i równocześnie udziwnione aż do przesady. Można się było na nie zgodzić; można było z nimi polemizować. Nie ulegało jednak wątpliwości, że za każdym razem obcowaliśmy z dziełem wielkiego formatu - wieloznacznym, trudnym w odbiorze, nie dającym się wtłoczyć w określone schematy, szufladki ideowe czy artystyczne.

Poniedziałkowe widowisko zrecenzowano obficie. Dawno program telewizyjny nie miał tylu entuzjastycznych opinii; miejscami chyba zbyt pochlebnych, zbyt bezkrytycznych, by nie powiedzieć wręcz śmiesznych. M.in. na łamach "Polityki" Andrzej Szczypiorski pisał: "Jest to Hamlet odczytany jasno, prosto, konsekwentnie co niektórym inscenizatorom wydawało się zgoła niemożliwe". Aż się wierzyć nie chce. Dokładnie po 373 latach od napisania tragedii znalazł się reżyser, dla którego jedna z najbardziej pogmatwanych tragedii Szekspira nie ma tajemnic. Wszystko jest dla niego "jasne i proste". Co nie udało się setkom poprzedników, odkrył właśnie z końcem stycznia br. Gustaw Holoubek. Mało tego! "W tym spektaklu - pisze Szczypiorski - Holoubek zdaje się wszystko rozumieć do końca, dzięki czemu widownia także wszystko do końca rozumie". No i proszę! Za pośrednictwem Szczypiorskiego dowiedzieliśmy się, że dzięki Holoubkowi, który niewątpliwie wszystko rozumie, odbieramy sztukę identycznie, bezdyskusyjnie. Żadnych odmiennych zdań być nie mogło i odtąd być nie może. "Hamlet" obnażony został do cna.

Pochwały Szczypiorskiego, na tych rewelacyjnych stwierdzeniach, zresztą się nie kończą. Pyszna była muzyka i scenografia. Wszyscy aktorzy spisali się na medal. Zawadzka w roli Ofelii to wręcz odkrycie; Englert - najlepszy Hamlet, jakiego kiedykolwiek recenzent "Polityki" oglądał.

Gusty rzecz święta. Szczypiorskiemu wolno zachwycać się spektaklem; wolno uważać Englerta i Zawadzką za objawienia. Gorzej, gdy wypowiada się w liczbie mnogiej, gdy próbuje dowieść, że podobne zdanie mam np. "ja". A mnie właśnie w poniedziałkowym przedstawieniu nie wszystko się znów tak podobało. Trzygodzinny spektakl nużył. Przedzielony dziennikiem rozładował napięcie. Hamlet - Englerta był kreacją, która z pewnością zapisze się na dłużej w pamięci. Czy był to jednak najlepszy polski "królewicz duński"? Mam sporo wątpliwości. Żadnych rewelacji nie dostarczyli pozostali aktorzy. Może z jednym wyjątkiem. Tak "awangardowej" Ofelii jeszcze nie oglądałem. Magdalena Zawadzka jest aktorką popularną. Ma w swym dorobku wiele wartościowych osiągnięć, jak choćby rolę Baśki w "Panu Wołodyjowskim". Jej Ofelia była zaprzeczeniem wszystkiego, co dotychczas z tą postacią sobie kojarzyłem. Pomijając przedynamizowaną histerię, w jej "awangardowym pomieszaniu" znalazła się natrętna i niesmaczna warstwa wulgarności.

Jaki to był więc w sumie spektakl? Szekspir był mistrzem w odtwarzaniu wielkich namiętności, i to zarówno tak powszechnych, jak miłość i pożądanie, jak i tych, których doświadczają tylko wybrani - namiętności ambicji i władzy. Te ostatnie przedstawiał jako siłę potężną, niszczącą ich bezlitośnie, siłę wywołującą częstokroć olbrzymie konflikty wewnętrzne u ludzi, którzy znaleźli się w zasięgu jej działania. Te prawdy Holoubkowi nie umknęły. Jego "Hamlet" był i tragedią zbrodni, i intrygi, i niespełnionej miłości; był sztuką demobilizującą i jednocześnie nawołującą do buntu. Cały sęk w tym, że tak "Hamleta" już odczytywano; że nie są to żadne rewelacje, A więc? Solidne przypomnienie wielkiego dzieła Szekspira, poprzez piękny przekład Józefa Paszkowskiego z roku jeszcze 1862, to główna wartość poniedziałkowego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji