Janda w bluzce Osieckiej
Młoda, trochę gniewna. Zaplątana w życie, buszująca w zbożu. Taka, co to wykrzyczy w głos, że chce się do człowieka, ale zaraz schowa głowę w piasek, w cztery ściany. Rozedrgana, naznaczona współczesnością. Konkretnie: polskimi latami osiemdziesiątymi. Dziewczyna - niebieski ptak? Też. Człowiek zagubiony w swoim czasie? Przede wszystkim.
To sześćdziesiąt minut jest po to, aby podsłuchać monolog wewnętrzny tej dziewczyny, innej, nieprzystosowanej. Usłyszeć "spowiedź dziecięcia wieku" urodzonego w mało romantycznych czasach. Zrozumieć, że teraz właśnie przyszedł "czas na średnich ludzi", na nas, nie zdjętych z pomników, pogubionych w falach przemian. Te sześćdziesiąt minut urodziło się w teatrze z tekstów zupełnie nieteatralnych - z opowiadania, inkrustowanego kilkunastoma (i z różnych epok) piosenkami tej samej autorki. Niespodziewanie powstał spektakl bardzo ważny i znaczący, pierwszy w naszym teatrze tak zaangażowany w nieodległą przeszłość. Niesłusznie rozpętała się wokół niego estradowa wrzawa, jako że powstał na zamówienie firmy rozrywkowej ("Im-part") z przeznaczeniem na festiwal piosenki aktorskiej. Szczęśliwie znalazł się też na festiwalu jednego aktora w Toruniu, dobijając się o najwłaściwszą etykietę monodramu. Jest to monodram z piosenkami, zgrabnie skrojony, przewrotnie statyczny, choć przecież życie pulsuje w nim i kipi. Ma jedną skazę warsztatową - głos z zaświatów, dobiegający z głośnika, niepotrzebnego zewnętrznego partnera, którego tekst powinna cytować Janda.
Bo to Janda, Krystyna Janda, daje swoją twarz i talent dziwnej dziewczynie, z opowiadania Osieckiej. Nie pierwszy raz sztuka kojarzy te dwie artystki, Janda u Wajdy grała przecież Agnieszkę, której prototypem; była autorka "Szpetnych czterdziestoletnich". Teraz nie chce włożyć tytułowej białej bluzki, której - z pewnością - nie cierpi także Osiecka.
Jest to rola niezwykle zajmująca. Jak to ma być w teatrze jednego aktora - wyzbyta scenicznego kłamstwa, rekwizytu, inscenizacji. Janda potrafi sugerować prywatność, odwołać się do banału smutku i radości, do powszedniości i błyskawicznie przeistoczyć się w autokomentatorkę, śpiewającą sobie (czyli dziewczynie Elżbiecie) "piosenkę z aproposem". Jak śpiewa - wiadomo, pośród aktorów śpiewających jest wybitną indywidualnością. Medium osobowości aktorki użyte po to, aby opowiedzieć jakiś los... Los człowieka.