Artykuły

Irena Kwiatkowska nie żyje

- Jestem kobietą pracującą, żadnej pracy się nie boję - mówiła w "Czterdziestolatku" (1974-77) Jerzego Gruzy. To mogłoby być życiowe credo tej wielkiej aktorki. Zmarła wczoraj nad ranem w Domu Artysty Weterana w Skolimowie. Miała 98 lat - pisze Jacek Szczerba w Gazecie Wyborczej.

Kwiatkowska była gwiazdą Kabaretu Starszych Panów i kabaretu Dudek oraz hermetyczno-sympatyczną poetką Hermenegildą Kociubińską z Teatrzyku "Zielona Gęś" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Jej współpraca z Gałczyńskim zaczęła się od wiersza "Sierotka", który przygotowywała przez trzy tygodnie ("Isia ma tatusia, Basia - mamusię. Ciocia - ciocię, Zosia - stryja. Ja jestem niczyja, biedna sierotka"). Wspominała: "Przeczytałam i nie powiem, żebym była od razu nim zachwycona. Akcji żadnej, intrygi też. Kręciłam nosem, w końcu powiedziałam, że to jeszcze do dopracowania. Patrzyłam, jak stawia przy tekście różne znaczki, zielone fajki. Myślałam, że się na mnie obraził. Tymczasem przemyślał wszystkie moje uwagi i rozbudował tekst". Gałczyński powiedział o niej: "Lepszej aktorki nie było i lepszej nie będzie".

W kabarecie radiowym Jeremiego Przybory "Eterek" była wdową Eufemią, aby później trafić do Kabaretu Starszych Panów Przybory i Wasowskiego, gdzie grała Hrabinę Tyłbaczewską, Damę Jarzynową i Żebraczkę. Śpiewała tam m.in. "Szuja, niewykluta larwa i szczeżuja". Mówiła: "Gdyby nie Przybora i Wasowski, to w ogóle bym nie śpiewała. Uważałam swoje możliwości wokalne za ograniczone. Dopiero Starsi Panowie ośmielili mnie".

W filmie rzadko dostawała role godne jej talentu: wraz z Kazimierzem Rudzkim stworzyła parę rodziców Krzysztofa Janczara w serialu Gruzy "Wojna domowa" (1965), a w musicalu "Hallo, Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" (1978) Rzeszewskiego i Jahody, jako teatralna bufetowa Makowska wykonała taneczno-wokalny numer "Roztańczone nogi". W "Rozmowach kontrolowanych" (1991) Sylwestra Chęcińskiego była ciotką Stanisława Tyma.

Urodziła się w Warszawie w biednej rodzinie. Ojciec był zecerem, namiętnie kupował książki, a matka krzyczała, że nie ma na buty dla dzieci. Kwiatkowska układała chleby w pobliskiej piekarni. za co dostawała bochenek. Uczyła się w gimnazjum im. Klementyny Hoffmanowej, biorąc udział w zawodach szermierczych. Gdy zdawała na Wydział Aktorski Państwowego Instytutu Teatralnego, Aleksander Zelwerowicz powiedział na jej widok: "Warunków to pani nie ma". Zgłaszała się do odpowiedzi na każdych zajęciach, więc Zelwerowicz pytał: "Kto na ochotnika, poza Kwiatkowską?". Uwielbiał ją. Przepowiedział: "Powoli będziesz pięła się w górę, a w drugiej połowie życia nie będziesz schodzić ze sceny". Jej debiutem, w roku 1935, była niema rola Świerszcza, w spektaklu wg Dickensa: "Będziesz stała obok kominka i nic nie mówiła" - usłyszała.

Brała udział w Powstaniu Warszawskim: "Byłam, wydaje mi się, dosyć dzielną dziewczyną, a poza tym miałam poczucie odpowiedzialności za Ojczyznę. Nie było pardonu, gdy mnie Polska woła, to siła wyższa". Potem znalazła się w pociągu do Auschwitz, ale "obóz był przeciążony" i zabrano ją do Makowa Podhalańskiego, gdzie ukrywała się do przyjścia Rosjan. Po wojnie związała się z krakowskim kabaretem Siedem Kotów, później grała m.in. na deskach Teatru Współczesnego w Warszawie, w Kwadracie, Komedii i Syrenie, oraz teatrach Poznania i Katowic. Wśród ponad stu jej ról scenicznych była Dulska w "Moralności pani Dulskiej" Zapolskiej, Aurelia w "Wariatce z Chaillot" Giraudoux, Chudogęba w "Wieczorze Trzech Króli" Szekspira i Eugenia w "Tangu" Mrożka.

W radiu brylowała w "Podwieczorku przy mikrofonie" i w audycji dla dzieci "Plastusiowy pamiętnik": "Dzieci pisały do Plastusia długie listy, a pewien chłopiec przysłał dwie pary uszytych z jakiejś tkaniny bucików, żeby Plastuś nie chodził boso. Napisał, że wysyła dwa rozmiary, bo nie wie, jaki jest numer stopy Plastusia. Bardzo mnie to wzruszyło" - mówiła.

Jej mężem - od 1947 r. do jego śmierci w roku 1994 - był lektor Polskiego Radia i znany erudyta Bolesław Kielski, który w latach 60. prowadził też w telewizji teleturniej "Kółko i krzyżyk". Mówiła: "Gdy wracałam do domu rozdrażniona, z miejsca oświadczałam: jestem zdenerwowana. Nie pytał dlaczego. Wiedział, że trzeba odczekać". Wiele podróżowali razem, np. do Nowego Orleanu, bo Kielski kochał jazz. Wspominała: "Wieczorami uczyłam się tekstu monologu albo piosenki. Bolek wymyślił, że można uczyć się szybciej i kupił mi magnetofon i słuchawki. Nagrywałam i kładłam się wieczorem ze słuchawkami na uszach".

Kwiatkowska nie była, mówiąc delikatnie, zbyt rozrzutna. Dywany w ich domu były zwinięte, oszczędzała wodę, wolała siedzieć w półmroku. Słynna anegdota mówi o tym, jak kupowała mężowi w Londynie prezent: najpierw miał to być sweter, potem koszula, parasol, aż skończyło się na gazecie "The Times". Jednocześnie, bez rozgłosu, dawała pieniądze na domy dziecka. Sama dzieci nie miała: "Nie umiałabym pogodzić teatru i macierzyństwa" - mówiła.

Dudek Dziewoński tak wspominał jej nie do końca wykorzystany talent: "Irka Kwiatkowska należy o ludzi niepijących. Otóż byliśmy nieco zaskoczeni, kiedy wkrótce po wyjściu "Batorego" z Gdyni, gdy zostaliśmy zaproszeni przez ochmistrza i oficera rozrywkowego, w kajucie tego pierwszego Irka, na pytanie jakim trunkiem można ją poczęstować, poprosiła o koniak. Na nasze zdumione spojrzenia odpowiedziała: Moi drodzy, mamy przed sobą dwa tygodnie absolutnego luzu, nie jest więc niczym strasznym, jeżeli wypiję sobie kulturalną dawkę szlachetnego trunku, bo kiedy, jak kiedy, teraz mogę się odprężyć. W trakcie tego odprężeniowego posiedzenia Irka zaczęła opowiadać, jak załatwiała sobie miejsce na Powązkach. Znam jej wszystkie monologi. Ale to opowiadanie przerosło wszystko, co słyszałem. Płakaliśmy, dusząc się ze śmiechu, Gołas zjadł kawałek szklanki".

Obsypywano Kwiatkowską nagrodami (Złote Maski, Złote Mikrofony, Order Uśmiechu), w plebiscycie "Polityki" na najlepszych polskich aktorów XX wieku zajęła piąte miejsce. Miała do siebie dystans: "Mogłabym być na przykład kosmetyczką, bo skończyłam takie kursy i być może też byłabym szczęśliwa". W 1994 r. przeszła na emeryturę, ale wciąż występowała. Mówiła: "A kiedy już i z tego zrezygnuję i stanę się prawdziwą emerytką, chciałabym pracować w warszawskich Łazienkach, jako sprzątaczka, i grabić liście - szu, szuu, szuuu". Pytana o sekret swej długowieczności rzekła, że są nim ryby: pstrągi i pieczone karpie, bo, jak podpowiedziała jej pewna Szwajcarka, ryby trzeba jeść pieczone i tłuste.

Była religijna. Pod koniec życia słuchała Radia Maryja i czytała "Nasz Dziennik". Mówiła: "Wszystko zawdzięczam Panu Bogu, który rozdaje talenty. Dziękuję mu codziennie". Nigdy nie dała się namówić na napisanie autobiografii (jej biografię napisał Roman Dziewoński). Szykowała się kiedyś do wywiadu rzeki, ale gdy dziennikarz poprosił na wstępie o "jakieś pikantne szczegóły" powiedziała, że do tego służy konfesjonał i zerwała umowę. We wrześniu 2010 r. z okazji jej 98. urodzin aktorki w ogrodzie w Skolimowie odsłonięto Ławeczkę z Humorem Ireny Kwiatkowskiej. Można na niej usiąść i posłuchać jedenastu najbardziej znanych piosenek i monologów Kwiatkowskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji