Gorzki smak na scenie narodowej
Dramaturgia Wyspiańskiego jest dla współczesnego teatru prawdziwym K2. Łatwo się w tej wspinaczce zsunąć ze stoku i skręcić kark. W zasadzie samo podjęcie wyzwania powinno zasługiwać na szacunek. O ile rzeczywiście się je podejmie, a nie drepcze wokół szczytu, pozorując wielką wyprawę. Premiera "Akropolis", która niedawno miała miejsce w Teatrze Narodowym, stanowi rodzaj takich ruchów pozorowanych.
Lekcja literatury
"Akropolis" to tekst szalenie gorzki. Ożywiając postaci z Katedry Wawelskiej Wyspiański stawiał rodzaj społecznej diagnozy: tracimy swoją tożsamość. Chcemy żyć, nie chcemy już walczyć - codzienność zwycięża idealizm. Czy te treści, przekazane poprzez coraz trudniejsze do odczytania symbole, mogą zabrzmieć aktualnie? "Akropolis" musi boleć. Inaczej stanie się nudnawą lekcją literackiej klasyki.
Tymczasem w przypadku inscenizacji Peryta odnosi się wrażenie, że jedyne na co zdobył się reżyser, to jak najefektowniejsze zobrazowanie tekstu. Obrazowanie, ilustrowanie, ale nie odczytanie. Zaprzęgnięto do tego celu całą technicznie wyrafinowaną maszynerię Teatru Narodowego.
W scenach z Katedry Wawelskiej biją gromy, z nadscenia sypią się iskry monumentalną scenografię przesłaniają kłęby dymu. W części trojańskiej zza kulis wypływa gigantyczna reprodukcja arrasu, który posłużył Wyspiańskiemu za źródło inspiracji. Podobnie w finale, ubarwionym olbrzymimi planszami, na które czyjaś niezbyt wprawna dłoń przekopiowała postaci Świętego Stanisława i Kazimierza Wielkiego z projektów witraży Wyspiańskiego.
Komiks i jasełka
Cała ta gigantomania jest bliska komiksowości. Anioły z części biblijnej wyglądają jak wyjęte z jasełek. Nie wiedzieć czemu Rachela i Lia ustylizowane są na Egipcjanki. Krzysztof Kolberger grający Parysa/Ezawa nosi komiczną perukę. Symbolika dramatu nabiera karykaturalnych kształtów. Przedstawienie razi kiepską grą. Odnosi się wrażenie, że aktorzy są tutaj zagubieni, że nie radzą sobie z zawiłościami tekstu, nie potrafią się w nim znaleźć. Jedynie Ignacy Gogolewski - Aktor/ Priamus/Izaak potrafił stworzyć wyrazistą postać. Klęska wyzwoleńczego idealizmu to jego prywatna porażka, jego przegrana.