Artykuły

Postacie sceniczne, które znalazły autora

1.

ANTONINA Pietrzak, Marcin Zajączkowski, Józef Wypych, Franciszek Wróbel, Henryk Wilkanowski, Adam Świszcz, i wiele innych nazwisk, wydrukowanych na afiszu jednej ze sztuk granych ostatnio w Łodzi, można również spotkać w ewidencji ludności pewnej wsi pod Elblągiem na Żuławach, gdzie jeszcze w 48 r. pola i łąki były jednym wielkim jeziorem. Mieszkańcy tej wioski, nie różniącej się zbytnio od sąsiednich, uruchomiali pompę za pompą, wydzierali wodzie zagon za zagonem. Tam, gdzie do niedawna sterczały z gliniastych rozlewisk jedynie pnie drzew i pręty sitowia, zakołysało się zboże. Ludzie, którzy poza kilkoma autochtonami zjechali tu z wszystkich stron Polski, organizowali nowe życie. Nie można powiedzieć, by im to szło "jak z płatka". Początkowo nie znali się jeszcze nawzajem, a i odpływająca fala wojny zostawiła tu swoje brudne szumowiny: bimbrownie, bandy, demoralizację...

Takich wiosek jak Rozgard było w Polsce wiele. Jak się więc stało, że właśnie jego mieszkańcy zawędrowali na deski sceniczne Teatru Nowego w Łodzi?

2

- Połóż się Andrzej! Już ja dzisiaj naniosę wody! - powiedziała Antonina Pietrzakowa do męża w ten duszny, letni wieczór. Pietrzak wrócił dopiero co z roboty, umęczony i spocony. Tośka chwyciła więc sama dwa "węborki" i wyszła z chaty. Obiegła ją ciemność. Pietrzakowa dobrze jednak znała drogę do starej studni tuż przy zmurszałym płocie. Po chwili wyciągała już ociekające wodą wiadro. Kiedy stawiała je na cembrowinie, rzuciły się na nią znienacka dwa cienie. Twarde, żylaste dłonie wykręciły jej ręce, zdławiły gardło.

- Mamy cię, ty suko! Teraz dostaniesz o za swoją spółdzielnie i za Partię! - zachrypiały męski głos.

Popchnięta, padła na ziemię, mokrą od rosy. Ciężki, chłopski but przygniótł jej piersi.

- Jak będzie gotowa ,to za nogi - do studni! - rozkazał drugi, przyciszony głos.

Pietrzakowa szamotała się jeszcze bezradnie. Chciała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć ani słowa z gardła, zduszonego żelaznymi palcami. Chciała uciekać, ratować się, nie mogła jednak nawet drgnąć. Wtem gdzieś w pobliżu duszne powietrze lipcowej nocy przeciął przeraźliwy gwizd. Napastnicy zaczęli nadsłuchiwać, podniósłszy głowy. Ucisk ich pięści zelżał. Ten moment uratował życie Tośki.

- Andrzej! Ratuj... wycharczała. Pietrzak nie spał jeszcze. Na krzyk żony wyskoczył na podwórze. Doszedł go już tylko ciężki tupot uciekających w popłochu nóg. Obchodząc chatę, natknął się na leżącą przy studni żonę. Kiedy wystraszony pochylił się nad nią, jęknęła:

- To... o spółdzielnię!

Wiedział już wszystko. Walka o spółdzielnię szła w Rozgardzie od grudnia 1949 r. Bogacze judzili, przekonywali chwiejnych, kaptowali pieniędzmi biedniaków. Kiedy jednak te metody zawodziły - mieli w zanadrzu inne. Pietrzakowej nie mogli przekonać ani przekupić, próbowali więc ją nastraszyć. Kamieniami tłukli szyby w jej chałupie. Na drzwiach Pietrzaków malował ktoś po nocy czarne krzyże... Wreszcie zdecydowano się na napad. Ale i to nie pomogło. W przeddzień Święta Odrodzenia w zeszłym roku powstała w pamiątkę zaciętej batalii, jaką stoczyli z kułakami, dali jej dumną nazwę: "Zwycięstwo"! Echem tych dramatycznych wydarzeń był niewielki reportaż, który 1 sierpnia 1950 r. ukazała się w "Głosie Wybrzeża".

3

"Wyobraźmy sobie - pisał kiedyś Boy w recenzji ze sztuki Pirandella "Sześć postaci scenicznych w poszukiwaniu autora" - że poeta, pisarz sceniczny, wziął w rękę numer brukowego pisma i wpół roztargnionym wzrokiem wodzi po jego łamach. Morderstwo... Samobójstwo... Głośny proces... Co krok, to dramat; jest ich tyle, i codziennie, i tak stereotypowo podobnych do siebie w tych lapidarnych streszczeniach, że nikt nie zwraca niemal na nie uwagi..."

Tak rzeczywiście było dawniej. Stąd wywodzi się rodowód tak pesymistycznych sztuk jak choćby dramat Pirandella. I dziś są postacie, szukające autora, postacie, świetnie nadające się do sztuk i powieści. Nie przypominają one jednak zupełnie przedwojennych bohaterów gazetowych szpalt, tak jak dzisiejsze pisma nie przypominają w niczym "żółtej prasy", goniącej bez tchu za sensacją... I dlatego wierna, realistyczna, postępowa społecznie powieść czy sztuka, będzie w ostatecznym wyniku zawsze powieścią lub sztuką optymistyczną - jak choćby, mimo że wydawać się to może pozornie paradoksem, wstrząsający "Reportaż spod szubienicy" J. Fuczika.

Tych nowych postaci scenicznych, szukających wciąż jeszcze swego, pisarza, jest bardzo dużo. To, że właśnie ludzie z Rozgardu znaleźli go w Januszu Warmińskim, zawdzięczać należy szczególnemu zbiegowi okoliczności.

1 sierpnia ub. roku, kiedy numer "Głosu Wybrzeża" z reportażem o spółdzielni w Rozgardzie ukazał się w sprzedaży, przejeżdżał przez Gdańsk młody reżyser Teatru Nowego w Łodzi, Warmiński. Jechał na urlop do Krynicy Morskiej. Czekając na autobus, który miał go zawieźć na Mierzeję Wiślaną, mając w perspektywie długą i nudną jazdę, kupił w kiosku plik gazet - i w ten sposób przeczytał reportaż o Rozgardzie.

Teatr Nowy, niedawno nagrodzony za wystawienie "Brygady szlifierze Karhana", przewidywał jako następną pozycję repertuaru wystawienie sztuki o przemianach, jakie zaszły na powojennej wsi polskiej. Szukano takiej sztuki od dawna, ale niestety na próżno. Na próżno, dlatego, że nikt z naszych dramaturgów nie podjął jakoś tego tematu.

- Żeby ktoś wziął się do tego Rozgardu... To byłby wspaniały temat! - pomyślał Warmiński. I odtąd przez całe wczasy prześladowała go ta myśl. Aby się od niej uwolnić, postanowił wreszcie, że spróbuje sam opracować dramatycznie dzieje spółdzielni "Zwycięstwo". Wybrał się więc do Komitetu Powiatowego w Elblągu. Tam otrzymał sporo informacji i materiału. Wkrótce pierwsza redakcja "Zwycięstwa" była już gotowa. Wtedy dopiero autor razem ze swą informatorką, tow. Stefanią Ornoch, pojechał do Rozgardu, pogadał z żywymi postaciami swej sztuki, porobił ostatnie poprawki w rękopisie. Rozpoczęto próby.

4

- Jak się to wam podoba? - zagaduję starego, kanciastego chłopa w foyer łódzkiego teatru, w przerwie między dwoma aktami "Zwycięstwa".

- A, zgrabnie im idzie! Ten bogacz jak żywy! U nas jest jeden całkiem taki sam!

Dzwonek. Rozmawiając, wracamy na salę. Jakaś idąca za nami elegancka pani mówi do swego partnera:

- O, popatrz! To jest na pewno ten sołtys z Rozgardu, Pietrzak!

Mój rozmówca rzeczywiście przypomina teścia Tośki Pietrzakowej - ale tego ze sceny, nie z życia. Naprawdę nazywa się Stanisław Janus i jest ogrodnikiem z Kamiona pod Łodzią, gdzie również niedawno założono spółdzielnię produkcyjną. Na to przedstawienie "Zwycięstwa" zaproszono bowiem poza spółdzielcami z Rozgardu i innych wsi powiatu elbląskiego także chłopów z PGR-ów i spółdzielni podłódzkich: Kamiona, Celigowa, Woli Pekoszewskiej, Białynina... Ta publiczność w roboczych kurtkach, w łowickich zapaskach dobrze harmonizowała z godłem Teatru Nowego: maską aktorską w zębatym kole.

Wystawienie "Zwycięstwa" stało się w zadymionym mieście poważnym wydarzeniem kulturalnym. Do spopularyzowania tej sztuki przyczynił się m. in. "Dziennik Łódzki", którego zespół w związku z premierą "Zwycięstwa" napisał pierwszą chyba w dziejach naszej prasy kolektywną recenzję, a jeden z redaktorów, Leon Jankowski, wybrawszy się specjalnie do Rozgardu, odtworzył w cyklu reportaży "drogę do zwycięstwa" tej wsi i zaprosił w imieniu redakcji członków spółdzielni do Łodzi. Ludzie z Żuław zwiedzili w ciągu dnia "miasto stu kominów", byli w fabryce włókienniczej im. Stanisława Dubois, obejrzeli magazyn z radziecką bawełną, w szarpalni rozmawiali z robotnicami, które unosząca się w powietrzu biała przędza zamieniała na przekór młodym twarzom w siwowłose staruszki, przyglądali się czółenkom tkackich maszyn, przelatującym z szybkością kuli karabinowej, odcinali się dowcipnie zaczepiającym ich po przyjacielsku tkaczom:

- A wy co tu robicie?

- Idziemy na Kalwaryjom!

Ale najsilniejszym z wrażeń tego dnia miał być wieczór w Teatrze. Kiedy kurtyna poszła w górę, zobaczyli na scenie... samych siebie! Oto izba Pietrzaków. Znane sprzęty, znane imiona... Dialog żywy, naturalny, dowcipny, wyraźnie udał się Warmińskiemu... Aktorzy, jak świadczy zresztą zabawne qui pro quo z foyer, trafili od razu we właściwy ton. Zajmijmy się jednak raczej widownią, bo recenzja ze "Zwycięstwa" ukazała się już w jednym z poprzednich numerów "Nowej Kultury".

Widownia reaguje żywo. Co chwilę wybuchają oklaski, widać, że problemy, o których mówi się na scenie, obchodzą wszystkich niezwykle mocno. Publiczność wie też, że na sali znajduje się autentyczna bohaterka "Zwycięstwa", Pietrzakowa. Widzowie pokazują sobie szczupłą, czarnowłosą kobietę, która wraz z mężem i małą córeczką siedzi w siódmym rzędzie. Kiedy aktorzy odtwarzają dramatyczną scenę napadu na Tośkę, wszystkie oczy zwracają się w stronę drobnej, niepozornej chłopki z Rozgardu.

5

Podczas przerwy idę za kulisy, by porozmawiać z autorem sztuki. Na scenie ustawiają właśnie nowe dekoracje. Warmiński opowiada mi krótko historię powstania sztuki.

- Jak długo pan ją pisał?-pytam.

- Tak krótko, że po prostu wstydzę się do tego przyznać! - odpowiada i tłumaczy, że choć trzon akcji oparł na prawdziwych wypadkach w Rozgardzie, to jednak pisząc "Zwycięstwo" dążył do typizacji zagadnienia. Dlatego zlokalizował je we wsi Trzebownica w Rzeszowskiem i dodał cały szereg wątków i galerię postaci, zaczerpniętych z dziejów innych spółdzielni produkcyjnych. Stąd znalazł się w sztuce o Rozgardzie sabotaż traktorzysty, który orząc za głęboko, wyjaławiał za namową kułaków ziemię spółdzielczą, stąd sfabrykowany przez dewotki "cud" z pojawieniem się świętej.

Mam pewne wątpliwości, czy to nagromadzenie wszystkiego dosłownie, co można było znaleźć charakterystycznego w dziejach różnych spółdzielni, wychodzi sztuce na dobre, Czy nie należało raczej wybrać kilku tylko znamiennych wypadków, ale za to wyzyskać wszystkie ich dramatyczne możliwości?

Są to jednak tylko moje uboczne refleksje. Recenzję o tym przedstawieniu "Zwycięstwa" wydali nie zawodowi krytycy, lecz widownia, na której siedzieli prawdziwi bohaterowie sztuki.

Kiedy zapadła kurtyna po ostatnim akcie, oklaskom nie było końca. W Teatrze Nowym w Łodzi jest zwyczaj, że co sobotę urządza, się po przedstawieniach rozmowy z widzami. Tym razem, ponieważ - jak mówił jeden z aktorów otwierając dyskusję - "na sali były prototypy bohaterów "Zwycięstwa", nawiązano do sobotniej tradycji, choć był to dopiero piątek.

Wszyscy przypuszczali, że pierwsi zabiorą głos ludzie z Rozgardu. Tymczasem na scenę wszedł łysy Janus z Kamiona, Kiedyś był on żołnierzem Rewolucji Październikowej, teraz mówi, że gdyby nie Rewolucja, nie można by tej sztuki "dziś w teatrze odgrywać" i dodaje, że jest aktorom "bardzo wdzięczny i podziwiający".

Janus ośmielił innych. Toteż dalsze wypowiedzi sypią się jak z rękawa. Stefania Ornoch, ta która zawiozła Warmińskiego do Rozgardu, opowiada, że na terenie elbląskim, gdzie ludzie dostali ziemię poniemiecką, gdzie nie znają się jeszcze dobrze, łatwiej udaje się kułakom zakonspirować niż w Polsce Centralnej. Mówi o bogaczu Wróblu, którego widzieliśmy na scenie, a który w Rozgardzie wyzyskiwał swych biednych sąsiadów, mówi, że i dziś jeszcze na drzwiach Pietrzaków kreśli ktoś po nocach czarne krzyże...

Wreszcie dochodzi do głosu Pietrzakowa. Podczas przedstawienia co chwilę pytali jej sąsiedzi, czy było naprawdę tak, jak na scenie? Teraz więc, "choć nie urodziła się do przemówień", opowiada, jak to było z tą spółdzielnią w Rozgardzie. Chce, aby z doświadczeń spółdzielni "Zwycięstwo" korzystali i inni chłopi w Polsce - dlatego proponuje, aby sztukę Warmińskiego przerobić na film. Tylko wtedy dotrze ona do najdalszych wsi i spełni swoje wychowawcze zadanie.

Z kolei mówi Zajączkowski, trochę nawet podobny do Zajączkowskiego ze sceny... Aktorzy, niektórzy jeszcze ucharakteryzowani, przyglądają mu się ciekawie. Zajączkowski nie mówi jednak o sztuce.

- U nas na wsi - powiada - już dziś widać, że gospodarka spółdzielcza lepsza jest od indywidualnej. My w spółdzielni zasialiśmy po 5 ha oziminy na jednego, a kułaki najwyżej po 0,5 ha!

Dyskusja trwa jeszcze po wyjściu teatru. W autobusie rozmawiam z Pietrzakową. Życie Tośki nie było łatwe. Ojca jej, Iżyckiego, stracono 1920 r. "za komunizm". Wywieziona podczas wojny do obozu w Dachau, uciekła. Pomógł jej w tym wywieziony na roboty Andrzej Pietrzak - jej obecny mąż. Zwierza mi się, że w teatrze "mówiło jej się źle", że onieśmielała ją pełna widownia.

- Do naszych ludzi na wsi, to mi zupełnie inaczej idzie! - tłumaczyła. - Pewnie, że tak, jak ta aktorka, to nie potrafię...

Szkoda, że Rachwalska, która w tym przedstawieniu "Zwycięstwa" grała Pietrzakową, nie porozmawiała sobie z prawdziwą Antoniną przed opracowaniem swej roli. Wtedy widzielibyśmy na scenie zamiast trochę nieprzekonywającej inteligentki pełną życia i energii chłopkę z Rozgardu.

- Ten Wilkanowski to im nie wyszedł - mówi siedząca obok nas Wypychowa, której nazwisko znalazło się również w programie teatralnym. - Nasz sklepikarz jest całkiem inny!

I ta ocena wydaje mi się trafna. Wilkanowski Suwalskiego był postacią o zacięciu zbyt farsowym.

Jan Orłowski ze spółdzielni Jezioro chwali natomiast Stanisława Brylińskiego, który rzeczywiście doskonale odtworzył zamaszystą postać bogacza wiejskiego, przypominającego trochę schłopiałego cześnika Raptusiewicza:

- Najlepszy był ten kułak Wróbel! - mówi. - U nas w Jeziorze, jak radziliśmy nad spółdzielnią, to nam też takie "wróble" puszczali do izby!

- Ale w ogólności trzeba przyznać, że dobrze odegrali! Mają dryg! Żeby tylko więcej było takich przedstawień... - mruczy stary Zajączkowski z uznaniem.

Wóz rusza. Za szybami błyskają latarnie uliczne, okna i wystawy Łodzi. Patrzę na twarze Pietrzaków, Wypychowej, Zajączkowskiego..., na rysy tych prostych, spracowanych, odświętnie dziś ubranych ludzi. Takich, jakich w Polsce mamy tysiące... Mimo woli narzuca mi się porównanie ich z postaciami, które znalazły swego autora w Luigim Pirandello. Nie można jednak znaleźć dla nich żadnego wspólnego mianownika. Bo cóż może mieć wspólnego pesymizm tamtego, rozkładającego się świata z optymizmem tych nowych ludzi w Nowym Teatrze? Ludzi, którzy uparcie i mozolnie idą prosto od zwycięstwa do zwycięstwa...

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji