Artykuły

Jak Janosch (nie) wrócił na Śląsk

W czerwcu 2005 r. Górny Śląsk obiegła niesamowita wiadomość. Janosch, słynny niemiecki bajkopisarz, występuje o polski paszport i wraca do rodzinnego Zabrza. A potem wszystko potoczyło się tak jak zwykle. Swoje spotkanie z Janoschem - wspomina Bartosz T. Wieliński w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Datę i okoliczności pamiętam dokładnie. Rankiem 2 czerwca 2005 r. było ciepło i trochę pociłem się w garniturze. W recepcji zabrzańskiego hotelu Ibis czekałem aż Janosch wróci ze spaceru po swoim rodzinnym mieście. Słynny pisarz bawił na Śląsku drugi dzień. Spotkał się m.in. z mniejszością niemiecką w Domu Współpracy w Gliwicach, potem zachwycał się adaptacją jego "Cholonka" w katowickim teatrze Korez. Do dziś pamiętam jak po przedstawieniu na Korezowej scenie przeszczęśliwy mruczał "Job twoju mać". Tłumaczył potem, że chciał powiedzieć coś, co wyrażałoby emocje, a na myśl przyszło mu wtedy tylko rosyjskie przekleństwo. W Zabrzu wczesnym rankiem poszedł obejrzeć stare śmieci.

Najważniejszego miejsca - familoka przy Piekarskiej w Porembie, gdzie przyszedł na świat - już nie było. Kilka miesięcy wcześniej wyburzono go pod budowę DTŚ. Ale spacer i tak był udany. Pisarz opowiadał, że szedł tą samą drogą, którą wracał ze szkoły. Nawet wysikał się w tym samym miejscu co ponad pół wieku wcześniej. A potem usiedliśmy przy stoliku, Janosch napisał mi dedykację w "Jak piękna jest Panama" i zaczęliśmy rozmawiać o starym Śląsku. Takim, który pisarz zapamiętał jako wychowane w Zabrzu dziecko. Opowiadał o nauczycielu, który twierdził, że po wojnie go zagazują, i o swoim dobrym dziadku, który palił najtańszą machorkę, a w młodości uratował życie rozbójnikowi Pistulce. O tym, jak jego babcia zarabiała na życie zabijając kury i gęsi na targu, i o tym, jak ta rezolutna kobieta (to na niej wzorowana jest Świątkowa z "Cholonka") zagadała w styczniu 1945 rosyjskiego żołnierza, dzięki czemu Janoscha i jego rodziny nie rozstrzelano. I o tym, jak kilka miesięcy później jego rodzinę wysiedlano do Niemiec. Pytałem też, czy to prawda, że w swoim domu na Teneryfie, dokąd wyprowadził się w 1980 r. z Niemiec, ma jeszcze starą sofę przywiezioną z Zabrza. Odparł, że nie. Jedyna pamiątka ze starego hajmatu to kilka chusteczek do nosa.

A potem powiedział coś, co mnie bardzo poruszyło. - Czuję się Ślązakiem, to moja religia - oświadczył i zapowiedział, że chce wrócić na Śląsk i umrzeć w Zabrzu, jako obywatel Rzeczypospolitej. Oczywiście napisaliśmy o tym w "Gazecie", stawiając na nogi tłum urzędników i miłośników Śląska.

U wojewody zaczęliśmy wydeptywać ścieżki, by Janoschowi z marszu przyznano polskie obywatelstwo. Wszystko wskazywało na to, że nie będzie większego problemu. W zabrzańskim archiwum badacze z tamtejszego muzeum odnaleźli deklarację jego matki Jadwigi Eckert, która w 1945 r. deklarowała, że "przynależy do narodowości polskiej". Taki świstek papieru chronił w 1945 r. przed deportacją. Wysłałem skan dokumentu Janoschowi e-mailem. - Żadna nowość, moi przodkowie mieli same polskie nazwiska. Morawie, Głodny. Musieliśmy wyjechać na Zachód, bo nasze mieszkanie spłonęło. W Zabrzu nie mieliśmy niczego. Wydawało nam się, że w Niemczech łatwiej będzie stanąć na nogi - wspominał.

Władze Zabrza błyskawicznie znalazły zaś dla niego mieszkanie w TBS. Pisarz miał zamieszkać wśród swoich - sąsiadami mieli być dawni mieszkańcy Poremby, których domy wyburzono tak jak janoschowy familok. W ten sposób pewnie w Zabrzu chcieli zmyć z siebie winy. Wiosną 2005 r. "Gazeta" apelowała, by ocalić chociaż fragment domu, w którym pisarz przyszedł na świat. Na próżno. Urzędnicy po długich dysputach zdecydowali, że do muzeum zabiorą drzwi. Niestety, ubiegli ich złomiarze. Wściekły nad urzędniczą bezduszność wykułem ze ściany kilkadziesiąt cegieł, a Janosch potem złożył na nich swój podpis. Co roku rozdajemy je jako nagrody dla najbardziej zasłużonych ludzi w regionie. Wszystko rysowało się w coraz lepszych barwach. Wyobrażaliśmy już sobie w redakcji, jak Janosch będzie spacerował po zabrzańskich ulicach, rysował i opisywał mieszkańców swojego starego-nowego miasta. Może napisze kolejną śląską powieść? Może przyciągnie na Śląsk innych znanych w świecie artystów? W śląskiej beznadziei i zaduchu, w których wówczas tkwiliśmy (chyba trwa to nadal), przeprowadzka Janoscha była promykiem nadziei na zmiany.

Ale Janosch zaczął z pomysłu się wycofywać. Najpierw napisał w e-mailu, że polskim obywatelem nie zostanie. - Dostałem Federalny Krzyż Zasługi [najwyższe niemieckie odznaczenie państwowe - dop. red.]. Po prostu nie mogę - pisał. A potem rozwiał nadzieję, że się na Śląsk przeprowadzi. Pisał o chorym sercu i lekarstwach, które nie pozwalają mu latać samolotem. Nie naciskaliśmy. Zrozumieliśmy, że wizja wielkiego powrotu śląskiego pisarza, była zbyt piękna, by się spełnić.

Co by się zresztą działo, gdyby Janosch ogłosił w Niemczech, że wraca do Polski. Tabloid "Bild" wrzeszczałby pewnie, że "Polacy, którzy kradli niemieckie samochody, ukradli niemieckiego pisarza". Sprawę pewnie podjąłby Związek Wypędzonych. W Niemczech i w Polsce w 2005 r. były wybory. Pewnie temat demonstracyjnej przeprowadzki pojawiłby się w kampanii wyborczej. Mogę sobie wyobrazić hasła "Janoscha nie oddamy", które pojawiałyby się na plakatach po obydwu stronach Odry. Mówicie, że przesadzam? Polscy i niemieccy (nazwiska wszyscy pamiętamy) politycy, skacząc sobie do gardeł, przekraczali wszystkie rekordy przyzwoitości. Może dobrze, że Janosch został na Teneryfie?

Mimo wszystko coś po sobie zostawił. Kilkanaście felietonów i rysunków, które pisał dla "Gazety", swoją nieopublikowaną do dzisiaj śląską autobiografię, którą przetłumaczyliśmy i wydrukowaliśmy w czterech odcinkach. No i w końcu tysiące wspomnień. Ja nie zapomnę jego ciepłego głosu i jego poczucia humoru. Gdy jakaś nobliwa pani pytała go, co radziłby dzieciom, odpowiadał: "By nie piły zbyt dużo wódki".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji