Artykuły

Morderstwo na "Wesołej wdówce"

"Wesoła wdówka" w reż. Annette Wolf w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

By zniechęcić widzów do operetki, wystarczy ją oddać w ręce reżysera pozbawionego wyobraźni i wypranego z poczucia humoru, którego śmieszą dziurawe skarpetki i dla którego wieczna przepychanka chóru oznacza dynamiczną akcję. Coś takiego jak lekkość, wdzięk i czytelność intrygi staje się tylko uciążliwym dodatkiem, którym nie ma sensu się przejmować.

Na scenie królują pseudomarmury, niby-greckie kolumny, sztuczne palmy i fałszywe "Rubensy". Kostiumy są obrazem zupełnego bezguścia, na dodatek każdy pochodzi z innej szafy. Tak właśnie wygląda najnowsza inscenizacja tej arcypopularnej operetki. Pierwszy akt mija nam na wzajemnych przepychankach pretendentów do ponteverdyjskich milionów Hanny Glavari, która pojawia się w Paryżu jako majętna wdówka. W drugim potykamy się o kolorowe szmatki gęsto zaścielające podłogę. W trzecim mamy sobie wyobrazić, jak wygląda najgorszy z paryskich kabaretów. Wszystko to ozdobione ogranymi, pretensjonalnymi gestami.

Jak w tym wszystkim znalazła się obsada? No cóż, mam wrażenie, że większość wykonawców była nie z tej operetki. Jednych gubiła operowa maniera, innym obca była operetkowa lekkość i wdzięk. Anna Cymmerman jako Hanna Glavari dowiodła, że - przynajmniej w tej chwili - powinna operetkę omijać raczej szerokim łukiem. Podobnie zresztą jak Tomasz Jedz w partii Kamila de Rosillona. Małgorzata Kulińska w roli Walentyny, owszem ładnie wyglądała, ale jej głos rzadko dochodził na widownię, a jak już było ją słychać, to zupełnie nie można było zrozumieć, o czym śpiewa. Zresztą dykcja to zupełnie osobny problem większości śpiewaków łódzkiego Teatru Wielkiego. Jasnymi punktami obsady byli: Przemysław Rezner jako baron Zeta (gdybyż jeszcze go tak bardzo nie przerysował) i Andrzej Kostrzewski w roli hrabiego Daniły (wpadkę w pierwszym akcie pomijam milczeniem). Natomiast Borys Ławreniw jako Niegus był zupełnie bezbarwny i pozbawiony temperamentu.

Słowa "najwyższego uznania" należą się autorowi choreografii, za... brak choreografii. Dyrygował Piotr Wujtewicz. Niestety, muzyce pod jego batutą zabrało płynności, elegancji i tanecznej lekkości.

Po powrocie do domu, by odzyskać wiarę w piękno "Wesołej wdówki" szybko puściłem sobie jej nagranie z Cheryl Studer, Brynem Terfelem i Barbarą Bonney, pod batutą Johna Eliota Gardinera. No cóż, to naprawdę piękna, pełna elegancji oraz radości muzyka i śpiew!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji