Artykuły

Boyowi też by się podobało

Pewien mój znajomy, mający bogatą przeszłość matrymonialną, mawiał: "Mężczyzna, który żeni się po raz pierwszy - to naiwny wariat, ale mężczyzna, który żeni się po raz drugi - to niebezpieczny szaleniec". Kim jest w takim razie człowiek, który w niewielkich odstępach czasu poślubia dwie kobiety? To proste - godnym współczucia bigamistą. Wszyscy panowie, marzący o posiadaniu dwóch małżonek, powinni obejrzeć spektakl pt. "MayDay" w reżyserii Wojciecha Pokory, którego premiera odbyła się ostatnio w Teatrze Bagatela. Daję słowo, że zmienią zamiary.

O niebezpieczeństwach takiej sytuacji przekonał się, przedstawiony przez angielskiego dramaturga Raya Cooneya, taksówkarz John, któremu przyszło dzielić czas między dwa domy i dwie, delikatnie mówiąc, nie najmądrzejsze żony. Wprawdzie biedak radził sobie jakoś z zaspokajaniem potrzeb seksualnych pań, ale jakże musiał być wyczerpany, skoro niegroźne uderzenie damską torebką spowodowało, iż legło w gruzach całe jego życie. Jeden drobny błąd stał się przyczyną lawiny komicznych nieporozumień, dowcipnych zdarzeń, wśród których nieszczęsnemu bohaterowi wcale nie było do śmiechu. Bawiła się za to wspaniale publiczność.

Scenograf Józef Napiórkowski zbudował na scenie dość typowe mieszkanie, w którym nie zabrakło kanapy i niezbędnych w tej sztuce telefonów. Wśród tych nie pozbawionych gustu sprzętów, John Smith (Krzysztof Bochenek) stara się wyplątać z kłopotliwej sytuacji, w jaką sam się wpakował. Dzielnie pomaga mu w tym Stanley Gardner (świetna rola Łukasza Żurka), który w imię przyjaźni przyznaje się nawet do homoseksualizmu. Wątek odmienności erotycznej prowadzi równie dobrze Maciej Słota jako Bobby Franklyn.

Aby farsa śmieszyła potrzebny, jest nie tylko znakomity tekst, ale także duże umiejętności aktorskie, których, jak widać, artystom Bagateli nie brakuje. Poprowadzeni pewną ręką reżysera, wspaniale radzą sobie z karkołomnym wręcz tempem spektaklu i ogromnym nawarstwieniem komicznych zdarzeń; nie popadając w zbyt łatwy wygłup.

Przed wojną Tadeusz Boy-Żeleński, na łamach "Czasu" upajał się rozkosznymi farsetkami, granymi w Bagateli. Myślę, że i teraz jego duch, przechadzający się po ulubionym teatrze, zagląda czasem na scenę grającą "MayDay", aby zrecenzować niebieskim panom dowcipne przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji