Artykuły

Dobry materiał na słuchowisko

"Tuwim dla dorosłych" w reż. Jerzego Satanowskiego z Teatru Muzycznego Roma w Warszawie na IV Festiwalu Teatrów Muzycznych w Gdyni. Pisze Piotr Sobierski w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Tuwim dla dorosłych" w reżyserii Jerzego Satanowskiego z Teatru Muzycznego Roma zamiast na Festiwal Teatrów Muzycznych powinien trafić na sopocki festiwal Dwa Teatry. Lepsze bowiem to słuchowisko, niż teatralne widowisko.

Osiem lat temu wrocławski Przegląd Piosenki Aktorskiej wieńczyła znakomita gala "Mandarynki i pomarańcze". Spektakl oparty na twórczości Juliana Tuwima, a wyreżyserowany przez Wojciecha Kościelniaka, składał się z dwóch części. Nadal jedną z nich, "Bal w Operze", można oglądać podczas telewizyjnych powtórek. Muzykę do tego słynnego satyrycznego poematu skomponował Leszek Możdżer, który eksperymentował wówczas w teatrze. To z tamtego okresy pochodzi chociażby "Sen nocy letniej", którego prapremiera odbyła się w Gdyni w 2001 roku.

Na wrocławskim spektaklu na scenie wystąpili m. in. Kinga Preis, Katarzyna Groniec, Justyna Szafran i Jacek Bończyk. Ten ostatni pojawił się również na tegorocznym Festiwalu Teatrów Muzycznych, ponownie w spektaklu opartym na twórczości Tuwima i ponownie w "Balu w Operze". Jerzy Satanowski wykorzystał bowiem kompozycję pianisty w drugim akcie spektaklu "Tuwim dla dorosłych".

Niestety nim widzowie usłyszą dzieło Możdżera, muszą przejść przez dość karkołomną próbę przełożenia twórczości poety na scenę. Satanowski odrobił to zadanie trochę na kolanie. Po raz kolejny (po prezentowanym w zeszłym roku w Gdyni spektaklu "Zabawki Pana Boga") zaproponował teatr, który opiera się na znakomitym tekście, ale nie proponuje nowego oczytania czy zabawy formą.

Reżyser nie miał pomysłu nie tylko na Tuwima, ale i na pokazanie niezwykle barwnej Polski międzywojnia. Aktorzy, jak na akademii, wykonują kolejne songi oraz recytują teksty w stylizowanej na rozgłośnię radiową scenografii. Zabrakło wyrazistości i typowego dla poety sarkastycznego podejścia do rzeczywistości. Relację między bohaterami zostały ograniczone do minimum, o emocjach w ogóle zapomniano. Poza dowcipem samych wierszy, w pamięci pozostaje jedynie "Grande Valse Brillante", przed laty wykonywany przez Ewę Demarczyk, a tym razem w ciekawej interpretacji przez Annę Srokę i Jerzego Bończyka.

Sytuację ratuje drugi akt, w którym na widzów czeka muzyczne uczta. Szkoda tylko, że osadzona w nieciekawej teatralnej rzeczywistości, która jest wytworem wizji Satanowskiego. Na szczęście aktorzy odnaleźli się w świecie Możdżera. Tym samym chociaż na chwilę zatarli złe wrażenie całości, która pozostawia spory niedosyt i jest dowodem, że na solidny spektakl potrzeba czegoś więcej niż znakomity tekst.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji