Artykuły

Kaspar

"Kaspar" w reż. Barbary Wysockiej z Wrocławskiego Teatru Współczesnego na XXX/XXXI Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Tadeusz Bartoś w swoim blogu na stronie Warszawskich Spotkań Teatralnych.

Z materiału prasowego WST wiemy, że sztuka będzie o stwarzaniu człowieka przez język.

"Jedna z najbardziej intrygujących postaci XIX wieku, Kaspar Hauser - przybłęda, którego przeszłość stała się obiektem spekulacji całej Europy - zainspirowała austriackiego pisarza Petera Handkego. Głównym tematem jego dramatu, wystawionego przez Barbarę Wysocką, jest proces stwarzania człowieka - a także unicestwiania go - przez język. W swojej realizacji na pierwszy plan reżyserka wysuwa kwestię wykluczenia jednostki i próby przystosowania jej na siłę do norm społecznych".

Sztuka robi wrażenie. Wbija coś człowiekowi do głowy. Tak jak aktorzy próbują wbijać zdanie do głowy Kasparowi (oryginalny bohater nie umiał mówić w wieku 16 lat, wtedy też wypowiedział swoje pierwsze zdanie) i wyjaśniają mu jakie korzyści odniesie z pierwszego wypowiedzianego zdania. Krzykliwa nadekspresyjna forma, jak to zwykle na naszych współczesnych sztukach przełamujących tradycyjne bariery, tutaj staje się narzędziem pożytecznym. Nie wiem kto lubi krzyk przez godzinę, więc nie jest przyjemnie, ale coś się dzieje, jest jakiś dramat, czekamy co wykluje się z tego Kaspara. Teksty, choć wypowiadane z prędkością karabinu maszynowego, podejrzewamy, mają jakiś sens, ujawniają orientację autora tekstu w psycholingwistycznych mechanizmach. Słuchacz więc (widz ewentualnie) chce się wsłuchać

"Chcę stać się taki jakim był ktoś inny" - to zdanie wypowiadane przez Kaspara jest tutaj projektem.

By ukazać językowość konstruowania osobowości śledzimy szereg językowych zabiegów: mamy więc rwącą się mowę, rozpadającą się strukturę syntaktyczną wypowiedzi: wtedy nie miałem jeszcze tyle bólu w głowie, dom zrobił. Itp.

Dziesiątki repetycji rozmaitych zdań z powtarzającymi się frazami, takimi jak, "Jest oczywiste, że,, "nie prawda, że", jeśli to, itp.

Mamy rozbijanie struktur języka na struktury wolitywno-intencjonalne: "Czujesz że możesz, bo możesz", "jestem, byłem, jestem będę, chociaż byłem będę, ilekroć byłem będę"

Wreszcie monologi Kaspara i jego nauczycieli zdają sprawę z osiągniętych rezultatów edukacji.

Jest w tym wszystkim jakaś logika rozluźnienia, wydarcia z natury tego, czego ona dać już nie powinna.

Tożsamość i funkcjonalność człowieka wyznaczana jest przez proste formuły językowe: "ja" "ty", i nie jest to filozofia dialogu (na szczęście), ale coś bardziej pierwotnego, biologicznego, konstytuowanego naciskiem, oporem, przemocą. W końcu ustanawianie tożsamości ludzkiej, która przecież nie istnieje poza językiem, z kilkunastoletnim opóźnieniem, to trochę jak robienie witki ze starej gałęzi. Wyraża to ciągłe poprawianie Kaspara, zamęczanie go tekstem, dyktowanie tekstem, tworzenie tekstem. Wtóruje temu w pewnym momencie szczegółowy opis tortur, kneblowania, wkładania pręta do nosa, wzięcia do galopu. Podobnie w tym duchu brzmi uwaga: Jeśli nie można zmienić stołu musisz zmienić siebie sam. Mamy więc szczegółowe obrazy tak zwanego oporu materii.

Wrażenie ogólne jest takie, że uczestniczymy w spektaklu narodzin Mowy. Gdyby by to było prawdą mamy ciekawe konsekwencje. Jeśli bowiem dopiero przy takiej intensyfikacji, gwałcie, i przemocy rodzi się język (a takie wrażenie chce chyba ten spektakl na nas odcisnąć), to dopiero na tym poziomie możliwa jest komunikacja. Wyrywanie przemocą języka z topornego ciała - to warunek możliwości słowa. Już tylko krzyk może być rozmową. A cała reszta?

Co po zakończeniu spektaklu? Włączamy sobie telewizor, tam cicho się sączą jakieś zwykłe mowy, i nie koniecznie musi to być od razu "M jak miłość". Nawet coś bardziej szlachetnego, jakieś godne podziwu dzieło sztuki (taki miałem chwilowy niepokój wewnętrzny w trakcie spektaklu: jak ja teraz będę się karmił banalnymi historyjkami, skoro tutaj nam się wielkie słowo narodziło). Bo przecież jeśli komunikacja jest wtedy, kiedy trzeba wyrywać z ciała słowo, jakby na fizycznych torturach, to cały ten świat słów zwykłych jest nierzeczywistością. Potrzeba przemocy i gwałtu by zaistnieć, by przeżyć rzeczywiste, usłyszeć słowo, poznać prawdę, zobaczyć rzecz samą w sobie czy jakkolwiek byśmy tego nie nazwali (na tym kończę by nie brnąć w nadinterpretacje).

14:32, tadeusz_bartos

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji