Artykuły

Ulicznychprostytutekklombrożarty

"MC Mayack", czyli powrót Majakowskiego

Futurystyczne techno party, liryczny obłok w spodniach, rewolucyjne zajeżdżanie kobyły historii i samobójczy strzał Włodzimierza Majakowskiego - poety. Konrad Imiela, jego młodzi towarzysze i towarzyszki opowiadają o "Mc Mayacku i dojażach wyćeńczonych źap" w czterech częściach.

Pierwsza - hiphopowa - pokazuje, czym zajmowaliby się futuryści roku 2000. Posępny deszcz z ukosa spojrzał. / A spoza /zwartej /kraty/żelaznej myśli przewodów - /pierzyna - pisał w wierszu "Poranek" dwudziestosiedmioletni Majakowski. Imiela -Master of Ceremony - interpretując te "ulicznychprostytutekklombrożarty" niczym 2Pac Shakur kieruje zabawnymi rymowankami, odzianej w "technologiczne" - skafandry raperskiej grupy. Jak piszą podręczniki do polskiego, futuryści burzyli stare formy, śmiało i żywiołowo obrazowali, posługując się niezwykłą ekspresją i metaforą. Twórcy spektaklu posłużyli się więc pulsacyjną grą świateł rodem z techno-klubów, transową muzyką DJ Adamusa i breakdancową sprawnością fizyczną. Reżyser nie karmił i ich z pewnością extasy, bo jako Majakowski przebierał się właśnie do drugiej części spektaklu. Przeobraził się w niej w miłosnego liryka. Razem z Lili Brik (Ilona Ostrowska z głosem do zdumienia przypominającym Annę Marię Jopek), odśpiewali w duetach, już w mollowej, szarpanej tonacji, wierszowane poematy miłosne. "Kocham" i "Obłok w spodniach" z niebanalną muzyką Waldemara Wróblewskiego zabrzmiały wzruszająco, mimo nowatorstwa strof tej poezji śpiewanej. Dziwne, że Majakowskiego nie rozumiano, co ilustrowały zabawne sceny z cytatami. Przecież nawet w Związku Radzieckim nie wszyscy byli rewolucjonistami, a poetów tak naprawdę była garstka. Podobnie jak bolszewików. A na ich czele zdecydowanie maszerował Majakowski, choć szedł karnie, w tłumie.

Trzecia część spektaklu, którą można by zatytułować "Lewą marsz", jest najmniej zaskakująca. Wspólna pieśń, choć napisana przez autora poematów "Lenin" i "150 milionów", dzięki pomysłom reżysera miała dokładnie poodwracane znaczenia. Przyczyniły się do tego indywidualne popisy Grzegorza Wojdona, Tomasza Orpińskiego, Adama Cywki, Mariusza Drężka, Marty Zięby, Bogny Woźniak (i tak anonimowa masa proletariacka otrzymała imiona). "Idziemy, idziemy" - powtarzał zwycięski pochód. Do czego doszli, każdy wie.

Majakowski nie był rozumiany przez współczesnych, ale liczył, że poziom kulturalny mas robotniczych za kilkadziesiąt lat się podniesie. I nie pomylił się, masy zrozumiały, jak bardzo się... pomylił. Jego towarzyszy kulturalnie stać było tylko na wymyślenie socrealizmu.

Prywatny wrocławski Teatr K-2 znowu zrobił rzecz ryzykowną. Zajął się teatralnym interpretowaniem poezji, która zaciekawiła parę lat temu licealistę Konrada Imielę. I prawie się im udało (może tylko zbyt dużo tu niespójnych, choć pomysłowych, etiud aktorskich). Dynamiczny, ekspresyjny, choć nie idący na łatwiznę, spektakl może się podobać. I już podpowiadamy: następny powinien być spektakl o Puszkinie jako prekursorze subkultury punk rocka. Jak by to powiedział Szekspir? Jak wam się podoba"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji