Artykuły

Pieszo po kole historii

TAK się złożyło, że "Vatzlava" zobaczyłem w kilka lat po premierze, we Wrocławiu, podczas tegorocznego festiwalu polskich sztuk współczesnych. A dzień czy dwa dni wcześniej odbyła się w Teatrze Dramatycznym premiera najnowszej drukowanej sztuki Sławomira Mrożka "Pieszo". Po obu spotkaniach można powiedzieć, że w twórczości autora "Tanga" pojawiły się nowe motywy. Na dalszy plan zszedł Mrożek, jakiego znamy, na bliższy wysunął się sceptyczny obserwator dziejów.

Mrożek nie sytuował dotąd swych ambicji autorskich w systemach literackich nawiązań i kontynuacji. Bronił autonomii. Ale oto zjawiła się sztuka "Pieszo"...

Już w "Vatzlavie" traktował Mrożek o mechanizmach historii, aczkolwiek pozostał sobą - abstrakcjonistą, którego interesuje to, co ogólne i modelowe. W "Pieszo" inaczej: rozpoznaje historię jako materialny konkret, fizycznie kształtujący los ludzi i narodu, mówi wprost o Polsce, sięga do zbiornicy mitów naszej kultury.

Umacnia w takim rozumieniu sztuki lektura, a dodatkowo czyni to Jerzy Jarocki. Jest on reżyserem wspaniałym. Jest przenikliwym czytelnikiem dramatów Mrożka. A przy tym jest jednym z nielicznych (ostatnich?) rzetelnych fachowców w zawodzie, który niestety obrósł prorokami.

Jarocki rozpoznaje w postaci Superiusza - Witkiewicza. W niedorosłym Synu - ukrytego za drucianymi okularkami młodego Sławomira Mrożka. W scenie z wódką i "grypą" - daleki pogłos "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. W sytuacji dramatu - los polski na tle wielkiej historii.

ZACZYNA się przedstawienie przypomnieniem jednej sceny z głośnej krakowskiej i inscenizacji "Matki" Witkiewicza, tej sceny, w której Leon (pamiętamy brawurową rolę Marka Walczewskiego) wygłasza namiętną tyradę o niebezpieczeństwach przyszłości.

Zawarł w niej Witkiewicz przepowiednię postępującego, wraz z przemianami cywilizacji, uprzedmiotowienia człowieka.

W "Pieszo" - które zaczyna się po scenie z szafą, wyjętą z "Matki" - nie ma już przepowiedni. Jest diagnoza. Podmiotowy jest tylko mechanizm historii. Człowiek pozostaje kukiełką, rzucaną z miejsca na miejsce, potrącaną, wypożyczaną, delegowaną. Nie ma on zbyt wielu szans. Może być elastyczny, może się przystosować. O tym mówią sceny z "Pieszo". Ale może też, jak Superiusz, wybrać wyjście rozpaczy, to, które obrał sam Witkiewicz.

Razem z autorem i reżyserem rozważamy, czy ucieczka Superiusza w inny wymiar, w śmierć, jest właściwą drogą z zaułka. Taniec na linie (wspaniałe dopełnienie sugestii autora: może się przecież udać, ale można też - spadając - połamać sobie kości...) jest jakby namiastką poszukiwanej odpowiedzi. Bo taniec na linie jest przecież, w pewnym, sensie, także oderwaniem się od ziemi. Jest ucieczką od udziału w jej sprawach, jest poniechaniem współodpowiedzialności. Byłażby więc ta scena jednocześnie gorzkim wyrzutem wobec tych, którzy - choć mają się za lepszych i najlepszych (wskazuje na to etymologia imienia Superiusz) - wymigują się od uczestnictwa w odpowiedzialności? Którzy przez luksusowy akt ucieczki, skazują maluczkich na bezradność i uciążliwą wędrówkę pieszo po trudnym ugorze?

Ten witkacowski a zarazem jakby antywitkacowski ton spektaklu Jarockiego uzyskuje dopełnienie w równoległym wątku Ojca - prostego człowieka, który wie, że musi przejść pieszo po tej ziemi, i nie ma pewności, czy przejdzie, ale przynajmniej zechce na tę drogę wyposażyć Syna w jedyne dobra, które naprawdę coś znaczą, w busolę podstawowych wskazań moralnych.

Ton witkacowski spektaklu kulminuje w scenie Gustawa Holoubka, tańczącego na linie. To jest mocny znaczeniowo i teatralnie moment przedstawienia. Ton równoległy, niejako przeciwstawny, zamyka się w kreacji Zbigniewa Zapasiewicza: artysta zawarł w postaci Ojca wszystkie cechy polskiego, ludowego Jedermanna, który jeszcze na sądzie ostatecznym nie będzie miał pewności, co zrobił dobrze a co źle, ale zachował instynkt moralny i przekazał go następcom...

FILOZOFIA "Pieszo" zasmuca, ale nie odbiera nadziei. Natomiast sam spektakl - przez swą wyborną jakość, przez rzetelność roboty wszystkich aktorów, przez znakomitą scenografię - w pewnym sensie także cieszy. Okazuje się bowiem niespodziewanie, że teatr, mimo złe wróżby, istnieje...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji