Lustro Niny Andrycz
Kto jak kto, ale legendarna heroina naszej sceny miała prawo tak postąpić. Jej jednoaktówka "Wakacje z diabłem" połączona z miniaturą dramatyczną Andrzeja Kondratiuka "Lustro" tworzą idealnie złożony dyptyk, komentujący twórczość artystki. Oto nasza bohaterka, wielka gwiazda, spędza samotnie wakacje w Sopocie, wracając wspomnieniami do niegdysiejszych przeżyć i spotkań z bliskimi jej osobami. Prowadzi dialog sama z sobą, ożywiając w pamięci role i przeżycia, snując rozważania nad istotą sztuki aktorskiej, a przede wszystkim nad tajemnicą życia. Czasem inkrustuje tekst wierszem, jak tym z pamiętnego spektaklu "Gwiazda" Helmuta Kajzara:
Ja - nietykalna
Ja - z odłamkami prawdy w ciele
Ja - gwiazda firmamentów przepięknych
Ja - wyobrażona
Ja - zwierciadło mówiące
Ja - bohaterka niecodzienna
"Lustro" jest spektaklem, ale też i wyznaniem. Szczególnego rodzaju przecież, bo skonstruowanym z okruchów scenicznych wcieleń artystki, jej poetyckich poszukiwań, ale i osobistych przeżyć. Rozwija się przed oczyma widzów jak taśma pamięci, na której pozostały obrazy mgliste albo zapomniane, ożywające za sprawą magii teatru. Jest to, jak przyznaje sama autorka, "rodzaj spowiedzi". Ale nie spowiedź. Mamy jednak do czynienia z kreacją artystyczną a nie wyznaniem prywatnym. Fenomen tego przedstawienia polega na tym, że gwiazda sama siebie modeluje, stwarza oko w oko z publicznością. Podkreśla ten charakter widowiska zwłaszcza cześć druga, gdy Aktorka dialoguje z Lustrem, nawiązując do swych scenicznych wcieleń, ba, nawet demonstruje swój pamiętny kostium (autorstwa Łucji Kossakowskiej) carycy Katarzyny z "Popołudnia kochanków" Józefa Hena.
Nina Andrycz polemizuje z przypisanym jej wizerunkiem heroiny, wykonawczyni wielkich ról bohaterskich. Grała przecież także inne kobiety, by tylko przypomnieć Dulską z "Moralności pani Dulskiej", rolę swego czasu zaskakującą i znaczącą w powojennej historii czytania tego dramatu Zapolskiej, albo niedawną kreację w "Krzesłach" Ionesco. Swoim "Lustrem" artystka upomina się o siebie - widzianą głębiej, pełniej, w wielu spełnieniach. Również jako wrażliwą poetkę, która posiadła dar nazywania rzeczy, jak w wierszu "Bez patyny" z tomiku "Rzeka bez nazwy":
Pamięci - nie patynuj
swoim pędzlem ze srebra
dni zielonych zamyśleń
nocy czarnych rozterek
i nie upiększaj.
Właśnie przeciw tak rozumianej patynie jest ten spektakl, w którym Nina Andrycz z nieomylną intuicją i wyczuciem sceny rozmawia sama ze sobą i ze swoją publicznością. Rozmawia także o przemijaniu, któremu na przekór ukazuje swoją niemal młodzieńczą siłę ekspresji i dojrzałą refleksję.