Artykuły

Czekam na telefon z Warszawy

- W naszym zawodzie rutyna jest niebezpieczna. Uprawiamy sztukę niesłychanie wyczerpującą, nie tylko pod względem fizycznym, dlatego powinniśmy dokonywać zmian, szukać inspiracji w kontaktach z nowymi choreografami i zespołami - mówi holenderski tancerz RUBI PRONK.

Znakomity tancerz holenderski Rubi Pronk opowiada, co wyniknęło z jego fascynacji Krzysztofem Pastorem i Michaelem Jacksonem.

Czy pana wiedza o Polsce stała się bogatsza dzięki udziałowi w spektaklu Krzysztofa Pastora "I przejdą deszcze..."?

- Każda kolejna wizyta w Polsce wzbogaca moją wiedzę o waszym kraju, lepiej też poznaję ludzi. Po udziale w dwóch warszawskich premierach, gdyż wcześniej był "Kurt Weil", mogę powiedzieć, że mam już przyjaciół w Polskim Balecie Narodowym. "I przejdą deszcze..." jest próbą opowiedzenia o Polsce nie w sposób literacki, lecz symboliczny. Kiedy Krzysztof zaproponował mi udział w tym przedstawieniu, dużo rozmawialiśmy, również o polskiej historii. Nie czuję się ekspertem w tej dziedzinie, choć teraz na pewno lepiej rozumiem pewne fakty.

Kiedy poznał pan Krzysztofa Pastora?

- Nawet nie pamiętam, znamy się niemal od wieków, od lat 70., gdy jako młody chłopak zostałem przyjęty do Het Nationale Ballet, on zaś już tam był choreografem. Wielokrotnie pracowaliśmy nad różnymi spektaklami i zawsze była to dla mnie ogromna przyjemność. Jeśli w przyszłości zadzwoni do mnie z propozycją, na pewno przyjadę do Warszawy.

Można go porównać z innymi choreografami tego holenderskiego zespołu?

- Jest inny, ma własny, pełen emocji styl, dlatego właśnie lubię z nim pracować.

Wciąż jest pan związany z Het Nationale Ballet?

- Od 2006 roku tylko okazjonalnie, to zresztą niezmiennie jeden z najważniejszych zespołów w Europie. Wracam jako tancerz gościnny, często właśnie w spektaklach Krzysztofa Pastora. Na więcej nie pozwalają mi inne zobowiązania. Po odejściu z Het Nationale Ballet na kilka sezonów zaangażowałem się do nowojorskiego Contemporary Complexions Ballet, z którym zresztą byłem na występach w Polsce. Od trzech lat jestem człowiekiem wolnym i bardzo mi to odpowiada. A latem rozpocznie działalność zespół, który założyłem w Nowym Jorku z moją partnerką sceniczną Drew Jacoby.

Nowy Jork to obecnie pana miasto?

- Stałą bazę nadal mam w Amsterdamie, obowiązki zawodowe zmuszają mnie do ciągłych podróży do Nowego Jorku. Żyję między Ameryką a Holandią.

Szuka pan ciągle nowych wyzwań, by rozwijać się artystycznie?

- Każdy tancerz ich potrzebuje. W naszym zawodzie rutyna jest niebezpieczna. Uprawiamy sztukę niesłychanie wyczerpującą, nie tylko pod względem fizycznym, dlatego powinniśmy dokonywać zmian, szukać inspiracji w kontaktach z nowymi choreografami i zespołami.

Jak trafił pan do baletu?

- Byłem fanem Michaela Jacksona, chciałem tańczyć tak jak on, dlatego zacząłem chodzić na lekcję street dance'u. Pewnego dnia nauczyciel zachorował, a jego zastępca prowadził zajęcia z tańca klasycznego i stwierdził, że jestem utalentowany. To on namówił mnie, żebym stanął do eliminacji w prawdziwej szkole baletowej. Zostałem przyjęty i rozpocząłem naukę. Miałem wtedy dziesięć lat.

I marzył pan, by w przyszłości być Księciem w "Jeziorze łabędzim" czy "Śpiącej królewnie"?

- Nigdy, to nie są moi bohaterowie. Szybko się zorientowałem, że nie chcę zostać tancerzem klasycznym. Przez cały okres nauki starałem się poznawać różne rzeczy: taniec jazzowy, afrykański, flamenco. Mam nadzieję, że to, co dziś daję z siebie na scenie, jest mieszanką różnorodnych stylów. Zresztą w tym kierunku zmierza współczesny taniec. Niewiele mamy zespołów, o których można powiedzieć, że są jednorodne stylistycznie. Taki też będzie mój zespół, chcę, by okazał się atrakcyjny nie tylko dla fanów baletu, ale i dla ludzi, którzy nie bardzo się na nim znają i wolą sztukę mediów czy mody.

Każdy może tańczyć?

- Tak, bo impuls powinien płynąć z serca i bazować na naturalnym ruchu. Taniec był obecny we wszystkich cywilizacjach i kulturach. Pozostaje jedynie kwestia treningu i ćwiczeń, ale taniec to sztuka dostępna dla każdego.

Czy zatem poznanie baletowej klasyki jest dzisiaj w ogóle potrzebne?

- Jak najbardziej. Oczywiście, jeśli ktoś chce uprawiać na przykład wyłącznie breakdance, może się bez niej obejść. Jeśli natomiast chce zostać wszechstronnym tancerzem, klasyka ma znaczenie fundamentalne. Jest podstawą, punktem odniesienia dla wszystkich stylów.

Chciałby pan w przyszłości zostać choreografem?

- Nie sądzę, bym poszedł tą drogą.

A pedagogiem?

- Też nie.

W ogóle nie myśli pan o przyszłości?

- Myślę i dlatego sądzę, że zajmę się czymś zupełnie innym. Na razie chcę jak najdłużej tańczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji