Artykuły

Pole minowe

Obejmując dyrekcję olsztyńskiego Teatru im. Jaracza, Janusz Kijowski zapowiedział podjęcie na tej scenie rozmowy o ważnych sprawach polskiej inteligencji. Po roku zaczyna się wyłaniać zarys takiego teatru - pisze Tadeusz Szyłłejko.

Z początku trzeba było odrabiać zaległości. Przykładem: "Mrożek - Pieszo" odnajdujący korzenie inteligenckich losów na powojennej ziemi niczyjej. Ostatnia premiera: "Śmierć i dziewczyna" Dorfmana, przynosi problematykę gorętszą.

Przypomnijmy: jakiś kraj Ameryki Łacińskiej, dom na odludziu, wieczór. W przygodnym gościu kobieta rozpoznaje oprawcę, który ją torturował w więzieniu, za czasów obalonej dyktatury. Role się odwróciły - i zaczyna się straszliwa noc prawdy. Dla kata, dla ofiary i dla jej męża. Sztuka Ariela Dorfmana, szeroko znana także dzięki ekranizacji Romana Polańskiego z roku 1994, to rozprawa o przeszłości i teraźniejszości, o zbrodni i karze, o chęci zemsty, potrzebie sprawiedliwości, żądaniu wyznania winy, o psychicznych uwarunkowaniach wybaczenia. I o tym, czy nie lepiej dla wszystkich byłoby zapomnieć o przeszłości.

Mnożenie tabu

Oczywiste, że odnosi się to także do tutejszych rozliczeń z latami rządów totalitarnych. Rozliczeń, których właściwie nie było, no bo cóż takiego wielkiego się stało? Na widowni uśmiechnięte twarze, miłośnicy teatru: - Nas to nie dotyczy. Krwawi zbrodniarze z UB, to lata 40. i 50., prahistoria. Jeśli któryś z nich jeszcze żyje, to na zaawansowanej emeryturze, nie ma po co do tamtych spraw wracać.

I tylko, jak to w niedużym mieście, od tamtych lat ciągle ci sami ludzie, rodziny, stosunki towarzyskie, układy, wszystko to po staremu. No bo - prawdę mówiąc - co i jak ma się zmienić, przecież ludzie gdzieś żyć, mieszkać i pracować muszą? Jednym się nie szczęściło i dawniej i teraz, inni się bogacili pod każdym reżimem, a największe majątki zbijali w czasach przejściowych. Dziś pozornie nikt nikogo o nic nie oskarża. A tak naprawdę, to jak pod pokrywą kotła, kłębią się wzajemne niechęci, zawiści, ciśnienie rośnie, rolę bezpieczników pełni tyle rozmaitych tabu, że poruszanie się wśród nich jest jak chodzenie po polu minowym. Dlatego pewnie i lokalnych polityków mamy takich, jakich mamy. Zbyt naiwni prędko wylatują w powietrze.

Czy teatr Kijowskiego ma szansę oczyścić to pole, przynieść katharsis przez mówienie głośno o rzeczach niemiłych, przez odsłanianie tabu? Pamiętamy, ile zgorszenia świętoszków wywołała niewinna komedyjka "Palec Boży" mówiąca o zabawnej monachomachii z żartobliwym odniesieniem do olsztyńskich realiów.

Muzyka tagodzi obyczaje?

A w tle sztuki Dorfmana "Śmierć i dziewczyna", - dźwięki wspaniałego kwartetu smyczkowego Schuberta ulubionej muzyki oprawcy sądzonego tej nocy przez dziewczynę. Można by więc jeszcze podnieść niebagatelną kwestię "współudziału" sztuki, używanej przezeń - jak twierdzi - w celu łagodzenia cierpień torturowanych ofiar.

To podobnie, jak w scenicznej fantazji na temat "Muru" Sartre'a, pokazanej dzień później przez młodzież: występuje tam lekarz, który ma nieść pociechę skazanym na śmierć. Lekarz u boku śmierci? Czy to nie jest co najmniej dwuznaczna sytuacja?

Jakoś często się zdarza, że dyktatorzy, kaci i ludobójcy bardzo kochają sztukę, przyrodę, małe dzieci... Oni też muszą sobie koić stargane nerwy?

"Muzyka łagodzi obyczaje?" Już Gustaw Flaubert odpowiadał na to bzdurne twierdzenie z ironią: "Na przykład Marsylianka". Naprawdę bardzo pouczająca lektura, ten jego "Słownik komunałów".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji