Artykuły

Anglicyzowana pomarańcza

- To, co zobaczyłem na scenie, jest jeszcze lepsze niż ten tekst. To mocniejsze niż najmocniejsza pornografia - mówi Robert Stiller, tłumacz "Nakręcanej pomarańczy" Anthony Burgessa o spektaklu Jana Klaty we wrocławskim Teatrze Współczesnym.

"Nakręcaną pomarańczę" według słynnej książki Anthony Burgessa, pokazaną po raz pierwszy 23 kwietnia wieczór we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, obejrzał Robert Stiller.

Małgorzata Matuszewska: Jak Pan odebrał spektakl Jana Klaty?

Robert Stiller: Jestem zachwycony. Kiedy pani Krystyna Meissner zapytała, czy zgodzę się na wystawienie "Pomarańczy", kazałem najpierw przysłać sobie adaptację. Okazała się tak znakomita, że nie miałem żadnych zastrzeżeń i z radością przyjąłem zamiar inscenizacji. To, co zobaczyłem na scenie, jest jeszcze lepsze niż ten tekst. Wzbogacono go niesłychanie środkami pantomimicznymi, zyskując bardzo ciekawy efekt drastyczności i brutalności bez użycia prymitywnych, pornograficznych chwytów. To mocniejsze niż najmocniejsza pornografia. W scenach bójek i walk nie ciekła krew, nikt nikomu ciosów nie zadawał, ale całość sprawiła dużo mocniejsze wrażenie niż np. film Kubricka, gdzie się rzeczywiście bili po mordach.

Czy poznał Pan Anthony Burgessa, autora "Pomarańczy"?

- Nie, ale wymieniliśmy szereg listów. Bardzo go cenię jako pisarza, przetłumaczyłem jeszcze kilka jego książek. Burgess nie rozumiał pewnych rzeczy, choćby dlatego, że nie znał żadnego języka słowiańskiego. Czasami lubił się popisywać rosyjskim. Tak było w"A Clockwork Orange". Jednak ta jego ruszczyzna, której użył w książce, jest zmyślona. Nie uświadamiał sobie, jakie są wzajemne stosunki między językiem polskim i rosyjskim. Myślał, że jeśli zrobię rusyfikację, to efekt będzie taki sam, jaki powstał w oryginale. Doradzał mi zresztą, żebym nie rusyfikował polszczyzny, tylko ją anglicyzował. Nie wiedział wówczas - było to w końcu kilkadziesiąt lat temu - że angielski dopiero zaczyna wdrażać się głębiej w polszczyznę.

Z czym Pan miał największy problem, tłumacząc anglicyzowaną wersję?

- Ze składnią. Składnia języka angielskiego jest zbliżona do chińskiej. Polska to zupełnie inna planeta. Nie wykluczam, że do następnego wydania książki jeszcze nad tym popracuję. Słownictwo to było "małe piwko".

Po "Mechanicznej..." i "Nakręcanej..." pracuje Pan nad trzecią wersją książki.

- Nazywa się "Sprężynowa pomarańcza". Będzie germanizowana. Do przekładów książki Burgessa użyłem trzech tytułów, bo to są właściwie trzy różne utwory. O ile mi wiadomo, w piśmiennictwie światowym dotąd nikt nie przeprowadził takiego eksperymentu. Dowcipni ludzie pytali mnie, czy powstanie też wersja chińska. Nie powstanie. Po pierwsze dlatego, że ten język nie miał nigdy takiego wpływu na polski, jaki miały angielski, rosyjski i niemiecki. Drugim powodem jest moja świetna znajomość tych właśnie języków. Wprowadzając je do polszczyzny, robię rzecz dla mnie naturalną. Bo choć znam 30 języków, to myśleć i z pewną odpowiedzialnością pisać mogę tylko po polsku, niemiecku, angielsku i rosyjsku.

Na zdjęciu: Robert Stiller, językoznawca, tłumacz, filolog, kustosz Muzeum

Azji i Pacyfiku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji