Artykuły

Życie to za mało

"Krum" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego Teatru Rozmaitości w Warszawie i Starego Teatru. Pisze Anna Schiller w Foyer.

Zmarły sześć lat temu Hanoch Levin uznawany jest Izraelu za najlepszego współczesnego dramatopisarza. Miał wyrazisty styl, przejaskrawiony i dosadny, często drastyczny, okraszony zjadliwym humorem. Postaci rysował grubą krechą, nie drążył ich psychologii, tylko je prezentował, w czym przypominał Brechta. Jego sztuki niosły przesłanie pesymistyczne, ale umiał się bawić tym pesymizmem, więc jednych widzów szokował i oburzał, innych gorzko rozśmieszał, nigdy nie nudził. Spektakle w Izraelu, które powstały ze sztuk Levina, były wartkie i dynamiczne, ostry realizm łączył się z silną ekspresją, wieńczyła je przewrotna puenta, sprowadzająca się do konkluzji, że życie jest straszne i beznadziejne, a ludzie marni.

"Krum" [na zdjęciu] w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego w TR Warszawa nie przypomina tamtych sztuk, chociaż słowa są Levina. Opowiadają one o nudnym i bez widoków życiu w małej dziurze. Tytułowy bohater wraca tam z zagranicznych podróży i z miejsca oświadcza matce, że niczego nie osiągnął, że przybył na krótko, chce napisać powieść, a potem znowu odjechać, gdyż jedyne, co może go tu czekać, to marna posadka. W międzyczasie nawiązuje romans, wciąga się w miejscowe stosunki, i one właśnie stanowią materię przedstawienia. Jedna pani kocha nieszczęśliwie Kruma, który nie chce się żenić, więc wychodzi za innego i ma z nim dziecko, druga pani spełnia marzenie - wychodzi za mąż, a on szybko umiera. Dwie inne panie mają się dobrze, jedna ze starszawym mężem, druga zmieniając mężczyzn na bogatszych. Matka Kruma umiera. Miejscowy dziwak i milczek odchodzi z miasta, bo chce być gdzie indziej, reszta pozostaje. Samo życie.

Zasadą reżyserii jest tu pomysłowe ogrywanie dialogu w rozciągniętych scenach, aktorzy - zwłaszcza aktorki - wywiązują się rewelacyjnie z tych etiud, które wymyślił dla nich Warlikowski, pokazując prawdziwe reżyserskie rzemiosło. Oszczędna, wysmakowana scenografia i dowcipnie kiczowate kostiumy przydają spektaklowi barw. Szkoda tylko, że z licznych epizodów nie wynika żaden sens ogólny. Zamiast wymyślać światu, Levin tym razem poprzestał na realistycznym opisie obyczajów, a Warlikowski przeniósł to na scenę. To za mało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji