Artykuły

Pieszo w powietrzu

No więc jeszcze jeden wariant te­go samego tematu, tej samej posta­ci, tej samej obsesji: droga Everymana-Berengera przez absurdalny świat ku śmierci, ku nicości. Prze­raża autora "Łysej śpiewaczki" ten właśnie znak równości między śmier­cią o nicością.

W wystawionej obecnie w war­szawskim Teatrze Polskim sztuce "Pieszo w powietrzu" Berenger mówi do Dziennikarza:

"Jestem sparaliżowany, ponieważ wiem, że muszę umrzeć. To nie jest żadna no­wa prawda. To jest prawda, o której się zapomina, aby móc robić cokolwiek. Ja już nie mogę nic robić, chce się wyleczyć ze śmierci."

W konwencjonalnej formie wyra­ża to samo Pierwsza Stara Angiel­ka:

"Trzeba się przyzwyczaić do umiera­nia. Tak jest dużo przyzwoiciej. Trze­ba odejść w sposób grzeczny". To sa­mo mówi Król w sztuce "Król umiera czyli ceremonie".

I druga obsesja Ionesco: niemoż­ność wyrażania świata słowami, bo słowa są martwe. Niemożność pisa­nia. Sztuk, powieści. Tak też jest w omawianej sztuce. Berenger (tu jako pisarz) mówi, że nie może już pisać. Nie dlatego, że nie ma nic do powiedzenia, o tym wiedział już dawno, ale dlatego, że świat jest niewyrażalny. To również go parali­żuje. A jednak pisze. A jednak napisał "Pieszo w powietrzu". Sztukę o nie­możności pisania, o umieraniu i o nicości.

Nie odkrywa w niej żadnych nowych prawd. Wie o tym, i mówi o tym. Ba­lansuje ciągle na pograniczu banału. Ale banału, który ma w odbiorze - niezależnie od zamierzeń autora - metafizyczny kontekst. Czy jest coś bar­dziej banalnego od śmierci? Czy jest coś bardziej niezwykłego, tajemniczego i zdumiewającego od śmierci? Ale Ionesco-Berengera nęka inne py­tanie: czy jest coś bardziej przerażają­cego od śmierci? Ma na to pytanie od­powiedź: nicość, która jest "roboczą hi­potezą kosmosu". Czy nicość istnieje? Czy może istnieć? "Nie można powie­dzieć, że nicość istnieje, ponieważ gdy­by istniała, nie byłaby nicością". I Io­nesco dalej ciągnie swe "logiczne ro­zumowanie" ad absurdum. Akcentem nicości kończy się też jego sztuka. Kie­dy jego żona Józefinka mówi "Poleci­my razem, dalej niż na tamtą stroną, dalej niż piekło" - Berenger odpowia­da: "Niestety, moje drogie, nie mogę. Dalej nie ma nic. Nic, tylko przepaście bez końca...".

Polecimy dalej? A tak, bo Berenger lata. Lata w powietrzu. "Odnalazł w sobie" zdolność latania. Do kresu. I po­za kres, w nicość. Ale to tylko atrak­cyjna sceneria "z cyrkiem i fajerwer­kiem" jakby powiedział Majakowski. Bo są i "fajerwerki": bomba, którą zrzu­ca na domek Berengera "niemiecki bombowiec z ostatniej wojny - niedo­bitek" i błyski świateł w końcowej sce­nie, które "tym razem" są jeszcze tyl­ko iluminacją z okazji "angielskiego 14 lipca". "W tej chwili to jeszcze nic, w tej chwili to jeszcze nic" - kończy ostrzegawczo sztukę Berenger-Ionesco.

Jest jeszcze w sztuce "świat i anty-świat", jest Przybysz z Antyświata, któ­ry przekracza "nieuchwytną granicę", są "granice nieskończoności", jest "buchalteria międzyplanetarna", są "anty-głowy, anty-członki, anty-ubrania, anty-uczucia, anty-serca, wszystko z anty­materii" w tej Ionescowskiej anty sztuce.

A na scenie jest przede wszystkim Bronisław Pawlik - Berenger, fan­tastyczny Berenger, który zawarł w kreowanej postaci cały bezmiar tra­gicznej, groteskowej niemocy i tra­gicznego, groteskowego rozdarcia przerażonego światem i nicością Berengera-Ionesco.

Jest "latający" Pawlik, z ożyłą po kilkudziesięciu latach na stenie techni­ką "cudowności", dla sprawności któ­rej trzeba wyrazić uznanie i aktorowi i technice teatralnej. Jest też - wierna autorskim didascaliom - scenogra­fia Ewy Starowieyskiej z przepływają­cymi - w konwencji naiwnego malar­stwa - krajobrazami, są wyskakujące z ziemi "kolumny" i "drzewa" i Gość z Antyświata. Są aktorzy, którzy czują poetykę Ionesco i wcielają się w jego postaci znakomicie. To stwarzająca "rze­czowy" kontrast z postacią Berengera, Pani Berenger Renaty Kossobudzkicj i jej sceniczna córka, naiwnie- rezonerska Panna Berenger Ireny Szczurowskiej. I w satyrycznej deformacji ukazane po­staci Anglików: Dziennikarza K. Ku­mora, Pierwszego Anglika i Pierwszej Angielki (S. Jasiukiewicz i E. Herman), Drugiego Anglika i Drugiej Angielki (P. Pawłowski i A. Świderska), symbolicz­nego Johna Bulla (J. Bylczyński), Pierw­szej i Drugiej Starej Angielki (A. Lesz­czyńska i Z. Barwińska), Wujcia Dok­tora (T. Kondrat), Przedstawiciela Za­kładu Pogrzebowego (L. Pietraszkiewicz). Przybysza z Antyświata (Z. Bończa-Tomaszewski) - i pozostałych: Sędziego T. Dymka, Asesora E. Kowalczyka, Kata R. Kubiaka i Człowieka w Bieli K. Wi­lanowskiego.

Ale jest też - właśnie dlatego, że go się nie odczuwa - tłumacz znakomity, Jan Kott, i reżyser znakomity, Erwin Axer, którego inspirowało i "Wesele" Wyspiańskiego i francuski teatr awan­gardowy i wiele własnych oryginalnych pomysłów (m. in. "sztafetowe prowa­dzenie dialogu w symultanicznym ukła­dzie scenicznym).

Chyba trafna prezentacja - jesz­cze jedna prezentacja - absurdal­nego, a jednak przejmującego, a je­dnak poetycko-filozoficznego - tea­tru Ionesco, który w równej mie­rze budzi protest, jak i aprobatę, zniecierpliwienie, jak i zadumę, któ­ry w absurdalnym świecie zmusza jednak do szukania trwałych ukła­dów odniesienia, wychodzących poza nihilistyczną filozofię absurdu, bez­sensu i nicości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji